Wojciech Pisarski Wojciech Pisarski
36
BLOG

O tzw. piractwie internetowym

Wojciech Pisarski Wojciech Pisarski Gospodarka Obserwuj notkę 1

 

Jestem jeszcze z pokolenia, które pamięta szalone lata 90 w Polsce, kiedy to na wszelakich giełdach można było kupować prawdziwe pirackie produkty, nie zaś to co teraz nazywają wielkie kampanie, wielkich spółek fonograficznych mianem piractwa.

Kiedyś to był rynek. Teraz jest tylko ściąganie z internetu. Niby różnica nie dostrzegalna, a tak naprawdę KOLOSALNA. Najlepiej omówić to na przykładzie: gdy chciałem kupić sobie GTA 1 trochę taniej (w sklepie kosztowało niebotyczną cenę 120 PLZ), musiałem prosić się „osiedlowego pirata” który za 1/10 tej sumy przegrywał kopię którą kupił od jeszcze innego pirata na giełdzie komputerowej. Był to więc powiązany rynek, który żył sobie przez nie kogo nie nękany. Przyznaję że było to oszustwo i złodziejstwo wielkie. Oszukiwanie twórców co więcej, zaczynało się już na poziomie rozmów z artystami i twórcami dzieł. Kazik, w książce „Kult Kazika” opowiada, jak to przyszedł na poważne targi muzyki, a tam płyty „Kultu”, wydane przez dotychczasowego wydawcze w/w, pomimo że dawno już stracił na nie licencje! (SIC!). Albo zespół KSU. Gdy nagrał swój największy przebój „Jabol Punk”, Siczka chodząc po targowiskach, widział około 30-40 PIRACKICH EDYCJI PŁYTY! Oczywiście nie dostał za to ani złamanego grosza.

Teraz jest nieco inaczej. Nie są już możliwe takie przekręty, bo i same targowiska przestały mieć rację bytu. Każdy ma Internet, więc osiedlowy pirat też stracił monopol na krążki. Śmiem jednak twierdzić, że zmieniło się dużo więcej. Mentalność. Straszy się widmem upadku rynku fonograficznego, kina etc, spowodowane przez  torrenty albo inne formy wymiany plików. Tylko, że Ci którzy czytają te słupki wydaje mi się, że wychodzą z błędnego założenia. 1000 ściągniętych albumów  nie równa się bowiem 1000 niekupionych płyt. Bardzo często ludzie ściągają by ocenić potencjalny produkt. Wielu z nich pójdzie potem i kupi płytę.

Największy problem tkwi jednak w samem formie sprzedaży muzyki i cenach. Czasy „Diskmanów” odeszły tak samo jak era „walkmenów”. Nie widzi się już kaset magnetofonowych, tak popularnych w latach 90. Ludzi zraża uciążliwość systemu płytowego. Nie dość że muszą pofatygować się do sklepu, następnie muszą przekonwertować muzykę na format mp3 i dopiero potem mogą cieszyć się ulubionym artystą.W dodatku, płyta polskiego muzyka kosztuje ok. 30 zł i nie jest to wina pazerności samych twórców. Większość z tej kwoty idzie do pośredników i w formie podatków.

Muzyka kupowana bezpośrednio, jest o wiele tańsza i przyjaźniejsza dla zwykłego odbiorcy.  W wersji elektronicznej, nie trzeba opłacić sklepu z ekspedientami, ceny paliwa ani tłoczni. Czy to się nie opłaca? Jestem pewien, że z czasem serwisy trudniące się sprzedażą utworów przez Internet, wyprą tradycyjne sklepy płytowe. Oby to nastąpiło jak najszybciej!

Młody człowiek, gitarzysta, basista, prawie bard, 1/2 zespołu Delegat. Interesuję się publicystyką, muzyką. Liberał, zagorzały antysocjalista. Lubię filmy co często daję odczuć w recenzjach na moim blogu. Przekazać w sposób elokwentny i dowcipny, co mi leży na wątrobie, a związane jest z codziennością naszą polską. Możesz znaleźć mnie również na youtubie: http://www.youtube.com/user/uranus7777 ... również na wykopie: http://www.wykop.pl/ludzie/uranus ... jak i na Joemonsterze: http://www.joemonster.org/bojownik/uranus www.koczowisko.com świetne audycję wolnościowe, www.martinlechowicz.com Główna strona ludzi którzy tworzą koczowisko i samego grajka Martina www.joemonster.org Humor www.historycy.org Dużo dobrych dyskusji

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Gospodarka