Pałac Kultury zawsze budził we mnie duże emocje. Czasem chciałem, by go zburzono, czasem myślałem, że warto, by stał jako pamiątka historii i przestroga dla przyszłych pokoleń. Mam wiele miłych wspomnień związanych z „Pekinem”. Tam chodziłem za komuny za Jazz Jamboree, najlepszy festiwal jazzowy w tej części Europy w tamtych czasach. To był całkiem niekomunistyczny festiwal. Słyszałem tam na żywo największe gwiazdy światowego jazzu z Milesem na czele.
Przez lata mieszkałem w straszliwych i uroczych zarazem budach na Jelonkach, które służyły budowniczym PKiN. Ale ciagle był to jednocześnie symbol komuny, której niecierpiałem i której spuścizny nie cierpię do dziś.
Ale losy PKiN po upadku komuny to historia niemożności. Tak jak niezagospodarowano tego najdroższego placu w Europie Środkowej, tak nie zrobiono nic z samym Pałacem. Ani go nie zburzono, ani go nie oswojono. Ani nie zrobiono z niego pomnika, ani centrum komercji, ani niczego. Jest symbolem nie tylko dawnej sowieckiej dominacji, ale postpereelowskiej niemożności, słabości państwa, słabości samorządu. Nie powstało tam ani Muzeum Komunizmu, nie zrobiono z niego zabawnej albo budzącej grozę czy fascynację osobliwości postkomunistycznej stolicy dużego europejskiego kraju.
Burzenie PKiN – jak chce Radek Sikorski - miało sens na samym poczatku. Wtedy mógłby być z tego burzenia jakiś symbol. Teraz trzeba tam zrobić muzeum komuny i jakoś ten budynek otoczyć. Niech już będzie smutną albo smieszną pamiatką po komunizmie, ale nie znakiem tkwienia w postkomunizmie.
A co Wy byście zrobili z PKiN? Może wygenerujemy tu w Salonie24 jakieś ciekawe pomysły?
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka