Co dziś jest ważne dla dwóch głównych polskich partii? Poniżej fragment wstępu do mojej książki "PO-PiSowa kronika upadku". I to mój głos w dyskusji o ostanich czterech latach w Polsce. Przez 10 dni będe publikował fragmenty róznych tekstów - są to artykuły publikowane w ciągu czterech lat w róznych miejscach, głownie w "Rzepie". Czekam na Wasze głosy - konkurs ogłosiłem wczoraj tu. Dzięki za pierwsze teksty. Do tekstów prosze dopisać tagi "popis" i "konkurs grudniowy". Mailem dostałem nawet raperską piosenkę na ten temat! . Autorom najlepszych dziesieciu - opublikowanych na blogach do 19 grudnia wyślę książkę z dedykacją. Wybiorę sam:)
O oto fragmenty:
Wielka stracona szansa
Wolność zdobyta w 1989 roku przyniosła wiele sukcesów. Zmieniło się życie każdego z nas. Po dwudziestu latach Polska jest zupełnie innym krajem. Z satelickiego tworu uzależnionego od reżimu ZSRR stała się niezależnym państwem należącym do struktur największych instytucji wolnego świata.
Mimo to czujemy, że nie jest tak, jak mogłoby być. Państwo – słabe i niesprawne – nie spełnia swoich podstawowych powinności wobec obywateli. Jego najważniejsze instytucje ciągle działają tak, jakby były wrogie zwykłemu człowiekowi. Państwo polskie w ciągu ostatnich dwudziestu lat nie stworzyło niemal żadnych wielkich projektów. Nie ma ani nowych potężnych uniwersytetów, ośrodków naukowych, badawczych, centrów technologii, nie ma dróg i autostrad. To, co się udało, jest w dużej mierze zasługą przedsiębiorczych obywateli i prywatnych firm.
W pierwszej dekadzie wolne państwo polskie nie było nastawione na obsługę zwykłych obywateli. Zajmowało się przede wszystkim interesami kasty funkcjonariuszy dawnego reżimu, członków rozmaitych korporacji, towarzystw, znajomych.
W pierwszych latach wolnej Polski nie dbaliśmy o pamięć historyczną. Nie czciliśmy bohaterów naszej wolności. Niewyjaśnionych pozostało wiele spraw związanych z przeszłością. Nieosądzeni byli komunistyczni zbrodniarze i pomniejsi funkcjonariusze poprzedniego reżimu. Dawni agencji służb specjalnych nie tylko nie siedzieli w więzieniach, ale odgrywali kluczowe role w biznesie i polityce.
W dość powszechnym odczuciu demokracja stawała się coraz bardziej fasadowa. Ludzie, owszem, chodzili na wybory i głosowali na partie, które mogły się tworzyć w wolny sposób, ale jak przekonaliśmy się na początku nowego tysiąclecia, realne decyzje zapadały często nie w salach parlamentarnych, tylko w zaciszu gabinetów, nierzadko gabinetów właścicieli prywatnych firm.
Niewygodny biznesmen mógł być zniszczony w ciągu kilku miesięcy, jeśli tak postanowiła jedna z grup trzymających jakiś kawałek władzy i panujących nad instytucjami. Korzystne dla jakiejś firmy czy branży zapisy ustawy można było po prostu kupić w Sejmie.
Te wszystkie mechanizmy z wieloma bardzo konkretnymi przypadkami ujrzały światło dzienne za czasów rządów Leszka Millera.
Ujawnione skandale doprowadziły do wielkiej zmiany nastrojów społecznych. Ugrupowania wywodzące się z dawnego reżimu gwałtownie traciły popularność. W siłę rosły dwie nowe partie zakorzeniane w tradycji „Solidarności”, których twórcy w latach 70. i 80. walczyli o wolność. Dwa nowe ugrupowania, rodzące wielkie nadzieje. Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość. Te dwa nowe byty podjęły mniej lub bardziej wprost ideę budowy IV Rzeczpospolitej, sformułowane niegdyś przez politologa Rafała Matyję, a potem przez socjologa Pawła Śpiewaka. Obaj mówili i pisali o potrzebie radykalnej przebudowy państwa. Przebudowy odbywającej się na wielu polach i poziomach równocześnie. Taką przemianę, z ogniem w oczach, zapowiadali liderzy PO i PiS-u. Bardzo wielu Polakom te zapowiedzi wydały się niezwykle wiarygodne. Miliony obywateli pognały do urn jesienią 2005 roku i oddały obu tym partiom niemal cała władzę. PO i PiS obiecywały nie tylko przebudowę aparatu państwa i zmianę standardów życia politycznego.
Jesienne wybory 2005 roku przyniosły wielkie zwycięstwo sił postsolidarnościowych.. Czas Aleksandra Kwaśniewskiego przechodził do historii. Kończył się postkomunizm.
Wtedy, jesienią 2005 roku, miała rozpocząć się nowa era. PO i PiS dostały historyczną szansę. Taki czas, taki rewolucyjny nastrój w narodzie zdarza się rzadko. Do rąk przywódców obu partii trafił prawdziwy złoty róg.
Niestety, historia opisana przez Stanisława Wyspiańskiego powtórzyła się. Dotychczasowe cztery lat rządów, najpierw Prawa i Sprawiedliwości a potem Platformy Obywatelskiej to lata wielkich straconych szans. Niezrealizowanych obietnic, rosnącego wzajemnego zacietrzewienia, warcholstwa, chaosu, błędów głupoty i wygodnictwa.
Standardy życia publicznego niestety nie zmieniły się radykalnie od czasów rządów Leszka Millera. To Jarosław Kaczyński wprowadził na salony politycznych degeneratów, takich jak Andrzej Lepper czy nieprzewidywalnych i bezwzględnych radykałów, jak Roman Giertych. To za rządów Donalda Tuska wybuchły skandale, których mechanizm przypominał dobrze znaną aferę Rywina.
Platforma i PiS nie były w stanie przeprowadzić nawet projektów, co do których obie partie były zgodne, jak lustracja. W atmosferze wielkiej awantury stworzyły knot prawny, który tylko zawikłał problem i zniechęcił ludzi do tej idei. Walkę z korupcją rozpoczęto, to prawda, ale odbyła się ona w sposób mało uporządkowany. Nie naruszono zbyt wielu układów, o których tak trafnie mówił lider PiS-u. Za rządów PO, choć walkę z korupcja i układami dalej deklarowano, układy zaczęły dość szybko się odradzać.
Zamiast sprawnie przeprowadzonej przebudowy państwa mieliśmy nieudolne próby moralnej rewolucji, zakończonej kompromitacją. Zamiast sprawnych rządów reformatorskich, czas kunktatorstwa, odstąpienia od wszelkich reform i beztroską zabawę w politykę miłości. Nie zniknął kapitalizm polityczny i nie zniknęły koterie. Nie usprawniono gospodarki, nie zreformowano finansów publicznych, nie dokonano głębokich przemian instytucjonalnych i strukturalnych.
Pojawiła się za to nowa jakość – bezwględna, nielicząca się z niczym brutalna i bezlitosna walka między dwoma najważniejszymi graczami na scenie. Po obu stronach nowej barykady zaczęły zachodzić te same procesy. W obu partiach rządy skupiły się w rękach potężnych panów otoczonych dworem miernych sługusów. Twórcze indywidualności były wyrzucane za burtę.
Celem obu ugrupowań nie stała się zmiana państwa, ale likwidacja, unicestwienie przeciwnika. Ten cel przysłonił wszystko.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka