Uwielbiam narty. W ten weekend – zamiast na ćwiczyć figury na balu dziennikarzy - postanowiłem ćwiczyć w Nowym Targu slalom gigant. Przejechałem sam pół Polski. Czego się nie robi dla pasji.
Pierwsze trzy godziny było bosko. Walczyłem jak lew ale w czwartej godzinie, minąwszy czwartą bramkę i starając się zgodnie z zaleceniami trenera bardziej pochylać do przodu, moja prawa narta, nie uzgadniając ze mną niczego, nagle skręciła - a jakże - w prawo. Tyle, że ja wraz z lewą nartą chciałem w dół i to szybko. Po chwili leżałem jak długi i wyłem bólu.
Nie bardzo mogłem ruszać, nie było szans na to, by wstać. Zsunąłem się z trasy wyciągu. Po chwili Bartek Ptak, nasz trener, zwiózł mnie na barana na dół. Jeszcze żywiłem się nadzieją, że to lekkie skręcenie, naciągnięcie ścięgna, czy coś podobnego. Co prawda, kiedy trzy osoby ściągały mi but czułem, że dobrze nie jest. W końcu wylądowałem w miejscowym szpitalu.
I tu zaczyna się banalna historia o lekarzach i ich odpowiedzialności. Niespecjalnie dramatyczna, znam bardziej dramatyczne, ale zdarzyła się wczoraj i dziś, więc ją opowiadam. A jest to historia o ludzkim lenistwie i odpowiedzialności lekarza.
Panie pielęgniarki były miłe, pan który przewoził mnie na wózku też. Bardzo miły był pan taksówkarz, który mnie przywiózł. W końcu, po zrobieniu zdjęcia trafiłem przed oblicze pana doktora. Nie było specjalnego tłoku, więc nie mógł być śmiertelnie zmęczony. Był za to śmiertelnie znudzony.
Spojrzał tym znudzonym wzrokiem na zdjęcie, spojrzał na moją nogę. Zbyt estetyczna nie była, to fakt. Opuchnięta o dziwnych kształtach. „Trzeba operować” - rzucił po trwających może 30 sekund oględzinach. Nie zniżył się do dotknięcia mojej - przyznaję – niezbyt zachęcająco wyglądającej giczoły.
Po czym zadał pytanie: „Decyduje się Pan zrobić to tu?”. Nie wzbudził mojego zaufania, byłem w Nowym Targu sam, postanowiłem szybko wrócić do Warszawy. Jak mam mieć operację, pomyślałem, wolę być blisko domu. Perspektywa wkręcania śruby w moje kości trochę mnie przerażała. Zwłaszcza przez znudzonego światem lekarza. Trudno, trzeba to trzeba, ale wole jednak gdzie indziej. Udało mi się dotrzeć do Warszawy dość szybko.
Zaprzyjaźniony lekarz polecił mi przez telefon państwowa klinikę w Otwocku. Tam, na jednym oddziale, zajmują się tylko urazami okolic śródstopia. Zgłosiliśmy się ostry dyżur. Dość ponuro wyglądał ten szpital. Podłoga brudna jak na dworcu, w kiblu śmierdzi jak na dworcu. Na drzwiach polecenia dla pacjentów w bardzo mało przyjaznym tonie. Aż się chce uciekać. Czekaliśmy z godzinę. Ale w tych niezbyt przyjaznych okolicznościach trafiłem na lekarza, którego moja noga zainteresowała dużo bardziej. Obejrzał zdjęcie, obmacał, wypytał. Widziałem, że się zastanawia. Powiedział, że jego zdaniem operować nie trzeba. Uznał jednak, że powinien to jeszcze skonsultować z innym lekarzem, przełożonym. Drugi potwierdził, że nie operacja w takim przypadku nie jest konieczna. Hurra!
Dawaj w gips i jeszcze raz zdjęcie. Jeszcze raz dokładnie obejrzał, wytłumaczył co i jak, odpowiedział spokojnie na wszystkie pytania i do domu. Odetchnąłem z ulgą, choć czeka mnie 6 tygodni w gipsie i drugie tyle też o kulach już bez gipsu.
Wiem, historia banalna. Piszę nie po to, by opowiadać o swoich nie tak wielkich przecież dolegliwościach, ale o postawie lekarzy. Gdybym posłuchał pierwszego z nich, tego, który ze znudzeniem w oczach poświęcił mi dwie minuty, miałbym dziś śruby w moich kościach. Potem zdejmowanie ich. Generalnie – bardzo poważna ingerencja. Lekarz drugi zajął się mną dużo poważniej, miał wątpliwości, zdradzał zainteresowanie, konsultował z innym lekarzem.
Wiem, że w każdym zawodzie trafiają się bardziej i mniej pracowici. Lepsi i gorsi fachowcy, ludzie mniej i bardziej uczciwi. Ale to nie jest byle jaki zawód. Każdy nas zapewne spotkał w życiu takiego kogoś jak ten pierwszy mój lekarz z Nowego Targu. Ja spotkałem już kilkakrotnie.
To poważny problem polskiej służby zdrowia. Nie wiem, czy można go jakoś rozwiązać, ale mówiąc o reformach i ciężkiej doli pracowników Służby Zdrowia trzeba też zastanowić się co zrobić, by pan doktor nie był znudzony. I żeby w szpitalu myto podłogi i czyszczono kible.
Bo to nie jest tylko problem pieniędzy. O czym skuty gipsem zawiadamiam. A Pana Doktora z Otwocka najszczerzej pozdrawiam, szczęśliwy, że ocalił od śruby moją nogę.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka