jan mak jan mak
959
BLOG

Demokracja czy lewicowa dyktatura

jan mak jan mak Polityka Obserwuj notkę 55

Przed takim wyborem stoi teraz zachodni świat. Istnieje bowiem oczywisty konflikt pomiędzy wartościami lewicowymi i demokratycznymi. Sam jestem po trochu lewicowcem. Nie podobają mi się koncepcje, których konkluzją jest "a jeśli ktoś sobie nie radzi, to niech go szlag trafi." Uważam, że wspólnota powinna dbać w jakiś sposób o swoich najsłabszych członków. Nie podobają mi się hasła skierowane przeciwko jakimkolwiek grupom, narodowym czy innym. W każdej większej grupie są szubrawcy i ludzie godni podziwu. I to, jakim się jest człowiekiem, powinno decydować o tym, jak się jest traktowanym. 

Uważam, że człowiek powinien próbować zmieniać świat na lepsze. Jednakże, gdy to, co ja uważam za lepsze, nie podoba się większości, gdy większość danej wspólnoty społecznej, ma inny pogląd na wspólne sprawy, niż ja – to ustępuję. Mogę próbować przekonywać, mogę próbować wpływać na myślenie innych, ale nie siłą, nie podstępem, i nie manipulacją. Nie znaczy to, żebym się we wszystkim z większością zgadzał. Przeciwnie, sądzę że dość często większość nie ma racji, a mają ją mądrzejsze od większości jednostki. Dość często większość wybiera nie najmądrzejsze rozwiązania; często nawet – głupie. Ale lepszego systemu niż demokracja, nikt dotąd nie wymyślił. 

Tymczasem wojujący lewicowcy mają we krwi nie tylko dążenie do zmieniania świata według własnego systemu wartości, ale (to wszystko można znaleźć u Marksa) zmienianie nawet wbrew poglądom większości, bez przebierania w środkach. Dążenie do zmiany jest dla klasycznego lewicowca ważniejsze od moralności i innych wartości, od zasad demokracji. 

To jest przyczyna, dla której demokracja zachodnia znalazła się dziś w fazie kryzysu. Światowa lewica,  po bankructwie kolejnych krwawych rewolucji, postanowiła bowiem przeobrazić na swoją modłę (czyli zniszczyć) demokrację. Metodami mniej lub bardziej brudnymi (poprzez media, przez stosowanie terroru myśli zwanego delikatnie poprawnością polityczną, itd.) zdołała wmówić nawet rozsądnym ludziom, że demokracja polega przede wszystkim na realizowaniu postulatów mniejszości – a kto ma inne zdanie powinien być wykluczony. Znaczna część ludzi Zachodu dała się ogłupić tą logicznie sprzeczną ideologią, i powtarza bezmyślnie frazesy o tolerancji, równości i możliwości zmienienia wszystkiego, łącznie z płcią.  

Ostatnim skrajnym objawem jest dążenie w wielu państwach Zachodu do swoistej homodyktatury. Większość nie zgadza się z zezwoleniem adoptowania dzieci przez pary homoseksualne, przedefiniowywaniem pojęcia małżeństwa, czy zakazywaniem używania słów "matka" i "ojciec" – bo jest to ewidentnie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem – ale skutecznie zastraszona milczy. Skąd znamy taki obrazek? I co on ma wspólnego z demokracją?

Trudno powiedzieć czy Zachód będzie brnął dalej w tę homodyktaturę (aż masowe tragedie dzieci adoptowanych przez homoseksualistów spowodują otrzeźwienie i odwrót), czy też wcześniej ruch zwykłych ludzi i zdrowego rozsądku pozbawi ideologów społecznej inżynierii posad publicznych i zgubnego wpływu na rozwój cywilizacji. Trudno wykluczyć czarny scenariusz nadejścia jakiegoś orwellowskiego „roku 1984” w wykonaniu oszalałych lewicowców.

Trzeba mieć jednak nadzieję, że w Polsce zwycięży zdrowy rozsądek oraz brak kompleksów co do tego, że sami najlepiej wiemy, jak urządzić własne państwo. Nie będziemy papugą zachodniej Europy i zaczniemy budować i umacniać własną suwerenność. Miejmy nadzieję, że zdrowego rozsądku i zdrowych stosunków międzyludzkich przyjdzie nam bronić razem z Węgrami (to znaczy, że Węgry nie ugną się pod szantażem salonu europejskiego, zanim my do nich dołączymy). Może wschodnia Europa uratuje Europę od jej kolejnego szaleństwa. 

jan mak
O mnie jan mak

Zawodowo jestem matematykiem, informatykiem i logikiem. Od 1982 amatorsko zajmuję się publicystyką. Od 1992 działam też w sferze gospodarki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka