Depositphotos
Depositphotos
JanuszKamiński JanuszKamiński
303
BLOG

Zmierzch i upadek Cesarstwa Blogerskiego

JanuszKamiński JanuszKamiński Rozmaitości Obserwuj notkę 15

Polacy są autentycznie zdolnym narodem. Jak się mocno postarają, to potrafią spieprzyć wszystko.

Weźmy choćby pod uwagę media społecznościowe.

A miało być tak piękne. Internet... Okno na świat. Pierwsza była poczta. Dzisiaj to już pięciolatki mówią imejl. A potem "Nasza klasa". To była frajda. Po dwudziestu, trzydziestu latach pogadać sobie z kumplem z ławki. Ten robi to, a tamta tamto. Później powstały różne fora dyskusyjne. Można było sobie na serio, albo nie całkiem na serio, pogadać na różne tematy. Pełna kultura oczywiście. Internet jeszcze się nie ześwinił.

Przyszło nieuniknione - spryciule szybko wywąchały, ze można na tym tłuc kasę. Ci najzdolniejsi o zasięgu światowym są dzisiaj w grupie najbogatszych ludzi świata, a miliardy zostały uzależnione od różnych fejsbuków i tłiterów.

Lecz wszystko poszło nie w tę stronę, co trzeba - nie ku lepszemu, nie na wyżyny, tylko przeciwnie - w stronę złych emocji i nawet zbydlęcenia.

Stworzenie portalu społecznościowego i to takiego, który ma rezonans, to nie łatwa i tania sprawa. Zrobić to porządnie i atrakcyjnie, to trzeba milion na to wydać. Niełatwo...

Lecz są inwestorzy z wypchanymi portfelami. Jedni solidni, inni szemrani. A nawet tacy w ciemnych okularach i z wypchaną lewą pachą. Nie dziw, że szybko te tak zwane media społecznościowe przestały być tym otwartym oknem na piękny świat, życzliwych i pogodnych ludzi, tylko zostały wchłonięte przez najbrudniejszą i śmierdzącą część ludzkiej działalności - przez politykę. Więc mamy portale lewe i portale prawe. Oraz najwięcej - portale, które udają, że nie są ani lewe, ani prawe, choć w cieniu pociąga za sznurki wysoki stopniem esbek, albo dla przeciwwagi gość w ornacie.

Wolę te, które głośno i wyraźnie określają się jako lewicowe, albo prawicowe. Bo w tych ostatnich nie ma się pewności, że w cieniu nie stoi esbek przebrany w ornat.

Interesują mnie portale prawicowe. Bo takie mam poglądy. Nie będę pisał u załganych bolszewików i ich potomków. Lecz portale prawicowe marnieją i więdną. Też najważniejsza staje się kasa, a na dodatek stare komuchy i ich emeryckie służby, zgodnie z bolszewicką czujnością mieszają.

Poważnie się zastanawiam - czy ta degeneracja mediów społecznościowych w RP, ta patologia, to ironiczna spuścizna ober-oprawców Kiszczaka i Jaruzelskiego i ich moskiewskich (a dzisiaj również berlińskich) mocodawców, którzy zaprojektowali, to zamysł, że po ich śmierci Rzeczpospolita ma sczeznąć. Na każdym możliwym polu - społecznym, gospodarczym i kultury.

#####

Każdy portal ma swoją architekturę i swój schemat. Oczywiście najważniejszy jest właściciel, albo właściciele. Jak są światli i dobrzy, to się za bardzo nie wtrącają. Lecz to tylko oni, już na etapie budowania portalu decydują, jaka jest linia programowa i charakter portalu. Czyli upraszczając - czy jest to klasyczne bolszewickie lewactwo, czy patriotyczna, konserwatywna prawica. A także decydują, czy ma być to portal będący elektroniczną gazetą, zawierającą wiadomości, informacje i niezbędne mydło i powidło; lub może głównie informacyjny; albo też, co jest w centrum mojego zainteresowania - to ma być portal blogerski.

Jak każda firma, czy przedsiębiorstwo, konstrukcja projektu pod nazwą portal internetowy jest strukturą tradycyjną. Właściciel/inwestor określa cel przedsięwzięcia, w obszarze mediów określany jako linia programowa i może to być powiedzmy całkowicie lewacka publicystyka, dla niepoznaki nazywając portal progresywnym, albo patriotyczny i propaństwowy i tutaj wszyscy będą mówić o portalu prawicowym. Jednakże najczęściej celem takiego internetowego zamysłu jest tylko i wyłącznie robienie kasy. Taki cel się starannie ukrywa, bo od czasów komuny naród ciągle jeszcze nie lubi kapitalistów i burżujów. Takie portale, łatwo rozpoznać, bo jest tam wszystko - bolszewicy splątani, jak grupa Laokona w walce z konserwą, stada trolli i hejterów i masa grafomanów i oszołomów z ego predestynującym do literackiego Nobla.

Tenże zarządzający portalem zatrudnia sobie redakcję - redaktorów, moderatorów i administratorów, powszechnie nazywanych adminami. Niestety, prawica zazwyczaj jest uboga i często gęsto jest tak, że jeden entuzjasta jest jednocześnie: właścicielem tzw. domeny - redaktorem - administratorem. Klasyczne trzy w jednym. Potężne witryny, za którymi stoją pieniądze, mają redaktorów naczelnych, dyrektorów działów (bo mają oczywiście różne działy), recenzentów i z angielska - adjustorów i reserczerów.

Pomijam tutaj oczywiste, czyli konieczność zatrudniania informatyków, nie tylko do tworzenia i uruchamiania strony, ale również do dbania cały czas, by portal hulał jak potrzeba.

Portale blogerskie praktycznie są wypełnione wyłącznie tekstami tworzonymi przez niezależnych internautów, zazwyczaj piszących za darmochę (znam przypadki płacenia za tekst autorom rozpoznawalnym publicznie).

Z tego też powodu praktycznie każdy taki portal ma regulamin. Co można piszącym, a czego nie można. Na przykład używania słów na "ch", "k", czy "p". Lecz regulamin zazwyczaj jest po to, by notorycznie go łamać, tak długo, aż admin się nie zdenerwuje, albo dostanie polecenie z góry, aby wywalić tego gnoja.

W utopijnym założeniu portal blogerski to swobodna wymiana poglądów, prezentacja własnych przemyśleń i obserwacji, czyli po prostu - twórczość. Lepsza, czy gorsza, ale własny wysiłek umysłowy. A potem owocna dyskusja w przedstawionym temacie.

Jednakże to tak nie działa, z wielu powodów. Raz - większość blogerów i uczestników dyskusji ukryta jest pod pseudonimami i fikuśnymi awatarami; a po drugie - z powodu typowych ludzkich ułomności - głównie pychy, złośliwości i gnuśności.

Internet i jego rewolucyjny rozwój spowodował, że praktycznie nie trzeba już myśleć. Nie ma sensu czytanie książek; w tym tych paskudnych i okropnie nudnych podręczników. Sensu też nie ma samodzielne dochodzenie do własnego zdania i całego tego wysiłku umysłowego, który pożera nawet 30% całej energii człowieka. I wreszcie można się zemścić na tych durnych polonistach, co to z łaski stawiali tróje. I tu właśnie jest wielki problem portali blogerskich.

To nie trolle i hejterzy, zawodowi, czy psychiczni, są czymś najgorszym na takich portalach. To już tylko zwykły folklor, na który już nawet admini przestali reagować, a nie każda witryna daje możliwość usuwania tych pluskiew przez samego autora.

Prawdziwą destrukcją i zachwaszczeniem porządnego miejsca do blogowania są osobnicy cierpiący na biegunkę internetową. Objawia się to bzdurną i bezmyślną produkcją, powielając wszystkie najnowsze wiadomości, które tworzą internetowe gazety, egzaltując się każdą rocznicą, dniem przygłupa, czy jelenia, a ponieważ u nas, jako, że rok ma 365 dni i każdego dnia jest jakaś rocznica, jakieś męczeństwo, czy szczególna data, więc ci stukacze klawiszowi mają zawsze coś do zaprezentowania. Wtórnie i durnie. Lecz są Google, jest Wikipedia, to nawet od biurka wstawać nie trzeba. Treści własnej jest może pięć zdań, a energia twórcza koncentruje się na wypasionym tytule.

Trudno powiedzieć, czym ci grafomani, co nie są w stanie pojąć sensu blogowania i tworzenia, są popychani. Może to tylko nieszczęśnicy z jakimś kalectwem motorycznym, a gapienie się bez przerwy w komputer to jedyny kontakt ze światem. Może... Jednak na blogerskim portalu to niestety chwasty.

.

Część prawicowych portali, na których jestem aktywny, widzi ten problem i reaguje. Te bogatsze, z większą redakcją filtrują blogi i te bezwartościowe teksty spychają na bok. Inna biedniejsza witryna wprowadziła blokadę, zezwalającą tylko na jeden tekst blogera na dzień. Najgorzej jest w strefie wolnego słowa na Naszych Blogach. Tutaj kolejne teksty lecą chronologicznie. Bywa więc tak, jak to parokrotnie zauważyłem, że taki klawiaturowy wyrobnik ma na stronie umieszczone w danym dniu aż cztery publikacje. Jaką to może mieć wartość poznawczą, czy literacką, gdy napisanie porządnego artykułu, ze sprawdzaniem źródeł, weryfikacją i całą pracą twórczą naprawdę zajmuje wiele godzin. Można zauważyć, że poważani blogerzy publikują zazwyczaj raz, czasami dwa razy na tydzień. Tyle czasu trzeba by coś zrobić przyzwoicie, oryginalnie i twórczo.

A potem seria grafomanów spycha cię błyskawicznie w czarną dziurę.

Nie zauważyłem takiego zjawiska w obszarach anglojęzycznych, czy w Skandynawii. Czyli tu znowu objawia się nasza krnąbrność i bylejakość. Rezultat - portale blogerskie powoli więdną. Po co je odwiedzać, jak jest w nich to samo, co w każdej gazecie, czy stacji telewizyjnej. Ludzie mówią - nie chodzę tam, bo jest tam tylko sieczka i bieżączka. Tak oto, typowo po naszemu, jak dać swobodę, to z czasem wszystko parszywieje.

.

.

Czy ktoś nie wie jeszcze o mnie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości