Why Europe
Why Europe
JanuszKamiński JanuszKamiński
182
BLOG

JAK NAIWNE DZIECIAKI ZACHŁYSNĘLIŚMY SIĘ INTERNETEM

JanuszKamiński JanuszKamiński Technologie Obserwuj notkę 12

Hasło Wolność słowa od bardzo dawna było pragnieniem wielu. Chcieli mówić to co myślą. Bez kar, bez kodeksów i cenzury.
Chyba pierwsi zrozumieli te potrzebę Brytyjczycy. Królowa udostępniła poddanym mały fragment swojego westminsterskiego ogrodu Hyde Park - narożnik Soeaker's Corner - gdzie każdy kto chciał mógł stanąć na krzesełku, drabince, albo skrzynce po kapuście i przemawiać do zgromadzonej gawiedzi.
Takiej okazji nie przepuścili nawet Karol Marks i Włodzimierz Lenin. A niedawno The Rolling Stones, Pink Floyd, a nawet Madonna.


Pod sam koniec XX wieku, gdy Polska teoretycznie była wolna od komunistów (ha, ha), z prędkością błyskawicy rozszalała się oczekiwana długo radość – będziemy wreszcie posiadali prawdziwą wolność słowa. Umożliwią to nam komputery, tworząca się światowa sieć i ten wspaniały tajemniczy Internet.

Chyba za początek trzeba przyjąć rok 1993, kiedy powstały strony www.

Lecz jeszcze parę lat trzeba było poczekać, aby ten kompletnie nowy sposób komunikacji i propagacji informacji upowszechnił się.

Dla mnie, z powodu pracy na morzu, Internet stał się łatwo dostępny dopiero pod koniec pierwszej dekady XXI wielu. W nowym Millenium.

Co za radość i ekscytacja!

Dla mnie osobiście, inżyniera elektronika, w tamtym czasie również na stanowisku radiooficera, więc znającego dobrze cierpienia i niesłychaną potrzebę rozmowy z rodziną, czy tylko z ukochaną, raz na tydzień, przez kiepskiej jakości telefony, ledwo słychać i różne naziemne stacje radiowe, dla nas głównie przez Gdynia Radio, był to niesamowity przełom. Jakby nagle chmury się rozsunęły, przestało padać, a na błękitnym niebie zakrólowało wyłącznie słońce.

Resztę już chyba wszyscy znają. Poczta e-mail, Internet Explorer, Google, You Tube... A potem jeszcze Wi-Fi! Żyć nie umierać.

Powtórzę jeszcze raz – wreszcie radosny dzień nam nastał. Obaliliśmy komunistów, a przy okazji Mur Berliński; Balcerowicz, Bogu dzięki, wreszcie odsunięty na bok zanim umarliśmy z głodu. Zdekonspirowaliśmy Bolka.

Coraz lepiej. A teraz jeszcze ogólnodostępny Internet. Wolność na całego.

Ile lat cieszyliśmy się Internetem, a jedynym bogiem był Microsoft i jego Windows? Wkrótce dołączyło też Apple. A potem już najpierw miliony, potem miliardy dolarów zaczęły sobie zapewniać Google, Facebook, czy Amazon (który właśnie w tej chwili chce Polsce odebrać suwerenność logistyczną.)

Oczywiście rzuciliśmy się na to skokiem na główkę, nawet nie sprawdzając czy jest woda w basenie. Jednak po pewnym czasie zaczęły nam się zapalać światełka: najpierw żółte, potem pomarańczowe, a jak w końcu ostatnie czerwone zaczęło denerwująco mrugać, to wiedzieliśmy, że coś jednak jest nie tak.

Światełka się zapalały, bo nagle te Google i Facebooki zapraszały i ferowały ci mnóstwo cudów za darmochę, ale już wkrótce, jakoś mimochodem, poprosili o twój adres e-mail, potem z grubsza o lokalizację – OK, wystarczyło Gdynia, Poland, a gdy już ciebie GPS namierzył, to ze zdumieniem zauważyłeś, że na mapach Google jest dokładnie wyświetlany twój adres. A potem poprosili o twój numer telefonu, tak na wszelki wypadek, żeby ciebie powiadomić jak Internet padnie. I tak dalej to szło, gdy za pomocą szpiegów cookies, znali nawet twój numer buta i inne intymne szczegóły.

Oczywiście chciałeś być blogerem, mieć swój blog, by snuć swoje opowieści, obserwacje, krytyki i frustracje. Lecz po co zakładać swój własny www blog, który przecież musisz rozreklamować, by ktokolwiek się na nim zjawił; jak już jest do wyboru i koloru dużo różnorodnych portali, mniej lub bardziej wypasionych za pieniądze, których ty nie masz, gdzie możesz się aktywnie wyżyć w temacie, który ciebie interesuje – od karabinów i czołgów po dziewczyny o włosach blond, albo rude.

Zamiast tu teraz wymyślać mądrości, zobaczmy co o tym procesie rozwoju Internetu mówi redaktor Ziemkiewicz, w tej chwili moja gwiazda publicystki filozoficzno-zdroworozsądkowej.

"Owszem, każdy może założyć swoją stronę i głosić na niej, co chce, ale nikt w swoją stronę nie zainwestuje takich pieniędzy, jaką może zainwestować w portal wielki koncern. Poza tym strona jest umieszczona na jakimś serwerze, a każdy, co chce uczestniczyć w wirtualnej społeczności, musi dołączyć się do niej przez jakiegoś prowajdera. Który to prowajder może pewnego dnia oznajmić, że dane treści "nie spełniają standardów". Które on wyznacza i szlus. Można więc będzie Internet cenzurować równie dobrze jak książki i filmy (a także wszystkie pozostałe media – gazety, radio, czy TV – JK), kroić go i odcinać różnymi "fajerłolami" – ba, nawet trzeba będzie to robić, bo przecież zaludnią go zaraz nie tylko romantyczni anarchiści, zwykli handlarze i konsumenci, ale też wszelkiego rodzaju terroryści, zboczeńcy i przestępcze mafie (m.in dlatego niemal wszystkie portale mają fikuśne "Regulaminy" – JK).

Wrażenie nieograniczonej wolności było chwilowe, tak samo jak na przykład wrażenie ogólnej darmochy. Po prostu każdy nowo zdobywany obszar to najpierw "Dziki Zachód". Gdzie ciągną różne wolne i niespokojne duchy, traperzy, pionierzy i ryzykanci, by przez jakiś czas cieszyć się brakiem władzy i rygorów. Ale z czasem zaczyna się grodzenie terenów, wszystko zostaje przypisywane notarialnie konkretnym właścicielom, którzy najmują swoich pastuchów i strażników. [...]

W tej chwili gdy piszę tę książkę, mniej więcej 70 procent światowych zasobów Internetu należy do dwóch wielkich koncernów: Google'a i Facebooka.

Ale to nie znaczy, ze pozostałe 30 procent jest wolne – większość pozostaje we władaniu wasali, którzy we własnym dobrze pojętym interesie starają się nie wchodzić w konflikt z potentatami. Jeżeli któryś z internetowych magnatów chce kogoś zniszczyć, także kogoś ze świata realnego, wystarczy szepnąć słówko pełniącym rolę hajduków algorytmom (lub administratorom - JK). [...] Cyfrowi magnaci mogą z dnia na dzień zablokować komuś możliwość porozumiewania się z innymi, uniemożliwić dokonywanie i przyjmowanie płatności, prowadzenie wszelkiej innej działalności – choćbyś był urzędującym prezydentem Stanów Zjednoczonych.

[...]

To, że internetowa wolność jest tylko stanem chwilowym, nawet ja mogłem przewidzieć przez historyczne analogie. Nie przewidziałem natomiast – ale nikt tego nie zrobił, więc nie mam do siebie żalu (a może to było celowe? – JK) – że skutkiem nieustannego plotkowania wszystkich ze wszystkimi, [...] będzie nie tylko zobojętnienie usieciowionego społeczeństwa na przeszłość i przyszłość i utopienie informacji potencjalnie ważnych w globalnym "small talk", paplanie o niczym, wiodące do skokowego zidiocenia mas [...] - tworzenie przez plotkujących swoich "baniek" i zamykanie się w nich.

W istocie ten rodzaj komunikacji, którego symbolem stały się Facebook, twitter i pomniejsze platformy tego rodzaju, spowodował właśnie błyskawiczną dezintegrację społeczeństw.

[...]

Grupy ludzi pozamykały się w swoich światach, z których panujące algorytmy usłużnie usuwają wszystko, co mogłoby użytkowników przyprawić o dyskomfort. Wszyscy znajomi człowieka ery Internetu mają podobne poglądy, podobne gusta, nie spierają się więc, a tylko nawzajem utwierdzają się w przekonaniu, że ich poglądy i gusta są jedyne i najlepsze.

[...]

To nie wódka jest winna pijaństwa, jak się wydawało surowym amerykańskim protestantom, starającym się przez dziesięciolecia o wpisanie do konstytucji prohibicji. To ludzie, którzy rozrabiają i prostytuują się, z reguły nie potrafią także pić w sposób odpowiedzialny.

[...]

Więc, owszem to nie algorytmy (i Regulaminy – JK) zamykają "bańki", to ludzie nauczyli się – jeśli ktoś wyrwie się z jakimkolwiek nieodpowiednim spostrzeżeniem - - natychmiast usuwać go jednym kliknięciem z list znajomych i z grupy – czasem opluwszy dla dodania sobie poczucia pewności."

" [x]

To smutne co mówi Ziemkiewicz. I bolesne. Czy to oznacza, ze nigdy nie wyrwiemy się z tego piekła życia? Że nigdy nie będziemy w pełni wolni? Bo zawsze chciwość, cwaniactwo i pieniądz zwycięży?

Cóż więc robić? W odpowiedzi zacytuję Richarda Feynmana, fizyka, noblisty, genialnego pedagoga i gościa ze świetnym poczuciem humoru:

"Jak ci się nie podoba rzeczywistość, to idź sobie gdzie indziej."

A na deser jeszcze takie coś do właścicieli, rednaczy i adminów portali, również od Feynmana:

" Na konferencji było mnóstwo durniów, do tego zadufanych w sobie, a zadufani w sobie durnie doprowadzają mnie do szalu. ..."

________________________

[x] Ziemkiewicz "STROLLOWANA REWOLUCJA"

 

Czy ktoś nie wie jeszcze o mnie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie