jaroslaw.zielinski jaroslaw.zielinski
846
BLOG

Co oznacza słowo "przepraszam"? Zwłaszcza w polityce.

jaroslaw.zielinski jaroslaw.zielinski Polityka Obserwuj notkę 1

 

           W naszej kulturze używamy tego słowa, gdy chcemy naprawić jakieś drobne uchybienie, niewielki błąd, popełnione faux pas. W ten sposób prosimy o puszczenie w niepamięć, uznanie za niebyłą i wybaczenie wyrządzonej przykrości. Jeśli ktoś za coś przeprasza, a adresat tego gestu go przyjmuje, to oznacza, że dalsze stosunki między tymi osobami mogą kształtować się poprawnie, a nawet przyjaźnie. Oczywiście pod warunkiem, że i przeprosiny, i ich przyjęcie są szczere.

           Jakie znaczenie ma słowo „przepraszam” w polityce? Czy ono coś w ogóle załatwia? Byłoby to zbyt proste i łatwe, gdy polityk, ktoś, kto sprawuje władzę i ponosi odpowiedzialność za tych, „nad którymi zwierzchność jest mu dana” mógł takim nic nie kosztującym gestem naprawić swoje zaniedbania czy podejmowane świadomie błędne i krzywdzące decyzje. Co nam z tego, że premier, minister czy marszałek wycedzi słowo „przepraszam”, kiedy ich nieudolność, bezsensowny upór, brak odwagi, niedojrzałość do rządzenia, uleganie obcym, bratobójcza i wyniszczająca wojna z konkurentami politycznymi, cynizm i pogarda dla innych doprowadziły do tak ogromnego nieszczęścia i wyrządziły tyle krzywd konkretnym ludziom, narodowi i państwu? Żeby chociaż towarzyszyła temu elementarna pokora i autentyczne przyznanie się do popełnionych błędów! Ale to by wymagało głosu sumienia, skruchy, a także podjęcia działań w celu naprawy tego , co się zepsuło oraz zadośćuczynienia za spowodowane straty, krzywdy i ból. To by wymagało prawdziwej przemiany oraz podjęcia zdecydowanych i konkretnych działań w kierunku odwrotnym od dotychczasowego.

           Z niczym takim w przypadku premiera Tuska i marszałek, a wcześniej minister Kopacz w stosunku do sprawy smoleńskiej nie mieliśmy do czynienia. Mieliśmy za to do czynienia z wyreżyserowanym, pustym i fałszywym gestem podyktowanym potrzebami wizerunkowymi PR-u. Donald Tusk na Sali sejmowej, a zaraz potem Ewa Kopacz na konferencji prasowej – ta sama taktyka, te same ściszone głosy i ten sam fałsz.

            Tusk niby przepraszał za błędy swoje i swego rządu, ale jednocześnie udowadniał, że ich nie było, bo przecież „państwo zdało egzamin”, może co najwyżej zawinili w drobnych sprawach i na pewno nie ze złej woli gdzieniegdzie konkretni urzędnicy, i to raczej na najniższych szczeblach. Na pewno nie premier, nie marszałek, na pewno nie ministrowie i nie rząd. Tusk chwalił Ewę Kopacz, wielokrotnie przywoływał jak Biblię prawdy objawione raportu ministra Millera, choć już dawno zostały one obalone przez coraz liczniej ujawniane fakty i dowody oraz demaskowane kłamstwa. Z bezczelnym cynizmem, który w takim natężeniu nie powinien być udziałem nie tylko premiera, ale nawet najbardziej zdemoralizowanego człowieka Donald Tusk znowu przede wszystkim atakował tych, którzy mają odwagę domagać się prawdy. Mało tego, winę za niedopełnienie obowiązków przez siebie samego i jego rząd obciążył tych, których ból dotknął najgłębiej i których przed chwilą rzekomo przepraszał – rodziny ofiar. Bo to rodziny okazałe się winne temu, że zamieniono ciała. Winny już był ś.p. Prezydent, winni byli piloci i pijany generał Błasik, politycy PiS-u, teraz winni są również ministrowie Kancelarii Prezydenta, bo to oni, a nie ministrowie Kancelarii Premiera organizowali, na szczęście już tym razem wyjazd oficjalnej delegacji, a nie – jak dotąd – prywatną wizytę, i wreszcie winne są rodziny.

Za co więc Donald Tusk przepraszał?

Nie można doprowadzić do tragedii i brnąć przez 2,5 roku w coraz większe kłamstwo, a potem oczekiwać, że fałszywie wypowiedziane słowo „przepraszam” wszystko załatwi i sondaże znów pójdą do góry. Ten zabieg się nie uda, bo sprawa jest zbyt poważna. I żeby chociaż raz Donald Tusk uderzył się w swoje, a nie w cudze piersi.

           W polityce, gdzie idzie o odpowiedzialność za innych słowo „przepraszam” to zdecydowanie za płytki i przez to pusty gest. A jeśli na dodatek jest to gest fałszywy, zamiast ratować – pogrąża on swojego autora jeszcze bardziej.

           Słuchając w Sejmie premiera Donalda Tuska nie mogłem odpędzić jednego powracającego pytania: czy ten człowiek jest już tak zakłamany, że się ani ludzi, ani sumienia, ani Boga nie boi? Chciałbym z nim kiedyś porozmawiać, gdy już wszystko przegra.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka