1792 – Targowica, 1981 - Wojciech Jaruzelski, 2013 - Donald Tusk. Historia lubi się powtarzać. W Targowicy grupa zdrajców zwróciła się do Rosji o pomoc w obronie swoich przywilejów, co doprowadziło kraj do upadku i rozbiorów. Przed wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 roku Wojciech Jaruzelski prosił „bratni naród” o pomoc w pacyfikowaniu niepokornego polskiego społeczeństwa. Dzisiaj Donald Tusk, zdający sobie coraz bardziej sprawę z konsekwencji swoich „rządów”, zaprasza formacje mundurowe i wywiadowcze obcych państw do Polski. Dzieje się to wszystko w okresie nasilającego się niezadowolenia społecznego i coraz częstszych informacji o fali manifestacji mających się przetoczyć przez nasz kraj.
Rządowy projekt ustawy ze słynnego już druku nr 1066, nazywany już powszechnie ustawą „o bratniej pomocy”, daje praktycznie nieograniczoną możliwość działania formacjom mundurowym i służbom specjalnym obcych państw na terenie Polski. Będą one mogły prowadzić działania operacyjne na takich samych prawach, jak nasza Policja, Straż Graniczna, Straż Pożarna czy ABW, korzystać ze środków bezpośredniego przymusu, w tym również używać broni palnej. Funkcjonariusze obcych państw będą mogli przebywać na nasz koszt na terenie Rzeczypospolitej do 90 dni na zaproszenie komendantów poszczególnych służb, którzy wystarczy, że poinformują o tym ministra spraw wewnętrznych, a ten premiera.. Przy dłuższych operacjach zgodę na przedłużenie pobytu wydawał będzie premier.
Nasze obecnie obowiązujące prawo pozwala na prowadzenie na terenie Polski wspólnych operacji z udziałem formacji ratowniczych z innych państw. Akcje ratownicze w górach czy działania podczas różnych kataklizmów, jak pożary lasów czy powodzie wielokrotnie pokazywały, że wspólne działania jednostek ratowniczych można przeprowadzić w ramach istniejących przepisów. Jak mogliśmy zaobserwować podczas ostatnich Mistrzostw Europy w piłce nożnej, funkcjonariusze policji innych państw współpracowali z naszymi policjantami przy zabezpieczaniu meczów i żadne przepisy im w tym nie przeszkadzały.
Po co więc ta nadgorliwość Donalda Tuska i jego partii? Nic nas do wprowadzenia tej ustawy nie obliguje i nieprawda, że jest to konsekwencją podpisania Traktatu Lizbońskiego. W dokumencie tym nigdzie nie jest napisane, że musimy bezwzględnie wprowadzać takie przepisy.
Ustawa ta wyraźnie pokazuje, że Donald Tusk traktuje państwo polskie jak powiat europejski z nieposłusznymi mieszkańcami, którzy mają czelność czegoś się domagać zamiast płacić mu bez szemrania coraz wyższe daniny. Konsekwentnie chce nam wskazać miejsce w szeregu i nauczyć pokory. Dla niego największym problemem w służbie zdrowia są pacjenci, w ZUS - emeryci, na kolei - pasażerowie, a na drogach - samochody wybijające dziury w jezdni oraz kierowcy, którzy nie wiadomo dlaczego nie chcą dobrowolnie poddać się karze i płacić po 1.000,- zł mandatów rocznie, tylko trzeba ich do tego zmuszać. Dla Donalda Tuska największą przeszkodą do szczęśliwości są Polacy, którzy domagają się, żeby władza służyła ludziom, a nie odwrotnie. Na domiar złego ośmielają się jeszcze przeciwko czemuś protestować i czegoś żądać, więc Donald Tusk i tego nas oduczy. Rząd pokazuje wyraźnie tą ustawą, że prawdziwą intencją nie są żadne wspólne akcje ratunkowe, tylko zabezpieczenie się przed nieprzewidzianym dla władzy obrotem zdarzeń.
Aby nie być gołosłownym, zacytuję art.8 ustawy „o udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej” i niech mi ktoś wytłumaczy, co on ma wspólnego z akcjami ratującymi zdrowie i życie obywateli?
Art. 8. 1. Zagraniczni funkcjonariusze biorący udział we wspólnych operacjach mają
prawo do:
1) noszenia munduru służbowego;
2) okazywania legitymacji służbowej;
3) wwozu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i posiadania broni palnej, amunicji oraz
materiałów pirotechnicznych i środków przymusu bezpośredniego;
4) użycia broni palnej w sposób i w trybie określonych w ustawie z dnia 6 kwietnia 1990 r.
o Policji:
a) w celu odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na życie, zdrowie lub
wolność zagranicznego funkcjonariusza lub pracownika albo innej osoby,
b) w przypadkach określonych w art. 17 ust. 1 pkt 2–9 ustawy z dnia 6 kwietnia
1990 r. o Policji i w celu przeciwdziałania czynnościom zmierzającym do
bezpośredniego i bezprawnego zamachu na życie, zdrowie lub wolność
zagranicznego funkcjonariusza lub pracownika albo innej osoby – na rozkaz
dowódcy;
5) zastosowania środków przymusu bezpośredniego, o których mowa w art. 16 ustawy
z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji, w sposób i w trybie określonych w tej ustawie;
Właściwie rząd nawet nie kryje swoich rzeczywistych intencji. W uzasadnieniu czytamy:
„Celem ustawy jest także umożliwienie funkcjonariuszom lub pracownikom państw
członkowskich Unii Europejskiej i innych państw stosujących dorobek Schengen
oraz państw trzecich udziału we wspólnych operacjach na terytorium
Rzeczypospolitej Polskiej. Dotyczy to sytuacji, w których Rzeczpospolita Polska
będzie potrzebować międzynarodowej pomocy w postaci interwencji odpowiednich
służb, w przypadkach ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego, zapobiegania
przestępczości, w trakcie zgromadzeń,imprez masowych, klęsk żywiołowych,
katastrof oraz innych poważnych zdarzeń”.
Jeszcze jedno – czy będzie obowiązywała zasada wzajemności? Raczej trudno sobie wyobrazić, by Niemcy, Rosjanie czy Litwini zgodzili się na to, aby patrole polskiej policji mogły się pojawiać na ulicach Berlina, Moskwy czy Wilna.