Jarosław Lipszyc Jarosław Lipszyc
84
BLOG

Wojna napisowa

Jarosław Lipszyc Jarosław Lipszyc Polityka Obserwuj notkę 40
Dwa tygodnie temu świętowaliśmy Dzień Społeczeństwa Informacyjnego. Odbywały się uroczyste sesje w Sejmie z udziałem ministrów, rauty i konferencje. Padały wielkie słowa. Tego samego dnia o szóstej rano do mieszkań dziewięciu obywateli społeczeństwa informacyjnego wkroczyła policja.

Przez serwis Napisy.org przebiega dziś linia frontu w sporze o kształt społeczeństwa informacyjnego. W tej sprawie nie chodzi bowiem ani o przestrzeganie zasad prawa, ani nawet o powstrzymanie publikacji napisów do filmów, ale o język, w którym będziemy opisywać zasady obowiązujące przy przekazywaniu i przechowywaniu informacji. Nie tej dotyczącej dialogów w filmach, ale informacji w ogóle.

Tłumaczyli nielegalnie

Serwisy napisowe to ciekawy przypadek: tysiące tłumaczy czysto hobbystycznie tłumaczyło listy dialogowe filmów i seriali i zamieszczało je na specjalnych stronach internetowych. Napisy robiono do popularnych hitów, ale też do zapomnianych arcydzieł i egzotycznych seriali, które nigdy nie trafiły do Polski.

Napisy znajdują się w szarej strefie między dozwolonym a niedozwolonym. Bez zgody producentów nie wolno publikować filmów, ale samo tłumaczenie napisów to już trochę inna kwestia. Tłumacze swą pracę wykonują bez wynagrodzenia, dla samej przyjemności robienia czegoś, co przyda się innym. Napisy mogą być wykorzystywane w filmach opublikowanych z naruszeniem prawa, ale są też bardzo przydatne w innych okolicznościach - np. w przypadku filmów, które nie są dostępne w Polsce.

Półtora roku temu Jakub Duszyński, przedstawiciel firmy Gutek Film, wygłosił namiętną krytykę działających przez lata bez jakichkolwiek problemów serwisów napisowych, oskarżając je o promowanie piractwa („Złodzieje napisów”, „Gazeta” z 14 grudnia 2005 r.). Internet i tradycyjne media zareagowały protestami, wskazując na pozytywne aspekty istnienia owych serwisów. Status quo zostało utrzymane.

Aż do 17 maja 2007 r., kiedy to policjanci zapukali do drzwi tłumaczy napisów. Zatrzymano dziewięć osób, m.in. administratora serwisu Napisy.org. Policja wydała komunikat, w którym mówi się o „nielegalnych tłumaczeniach”.

Aresztowanie twórców za sam akt tworzenia to w wolnej Polsce coś zupełnie nowego. W szoku są nie tylko miłośnicy filmów, hobbyści tłumacze i użytkownicy serwisów. Także ci, od których wszystko się zaczęło. Jakub Duszyński powiedział „Gazecie”: „Przestraszyłem się jako człowiek. To nie jest metoda, którą tę kwestię trzeba rozwiązywać. Trochę mnie zmroziło, że ktoś, kto kocha jakiś film i go przetłumaczy, może trafić do aresztu”.

Kontrolować internet

Komputery połączone siecią internetową pozwalają na natychmiastowe przesłanie dowolnej informacji z dowolnego miejsca w dowolne miejsce na świecie. Ta właściwość sieci zmieniła nasze życia. To, jak pracujemy, z kim się kontaktujemy, jak się bawimy. Umożliwiła rozwój kultury na niespotykaną skalę. Stała się siłą napędową do niesłychanej liczby przedsięwzięć, które jeszcze parę lat temu były nie do pomyślenia, jak tworzona przez internautów encyklopedia (Wikipedia) czy natychmiastowy dostęp do skarbów „duchowego dziedzictwa narodu” w bibliotekach internetowych.

Jednocześnie na całym świecie próbuje się poddać obieg informacji coraz silniejszej kontroli. W Unii Europejskiej trwa debata nad wprowadzeniem dyrektywy IPRED 2, w myśl której naruszenia prawa autorskiego staną się przestępstwami ściganymi z urzędu. Byłaby to pierwsza ingerencja Unii w prawo karne krajów członkowskich - czy to nie symptomatyczne? 16 maja prezydent George W. Bush ogłosił listę państw, które muszą się wykazać w ściganiu przestępstw przeciw prawu autorskiemu. Polska jest na tej liście. Ciśnienie, jakiemu poddawane są - suwerenne, bądź co bądź - rządy w tych sprawach, bywa niesłychanie silne.

Niestety, wygląda na to, że polska policja została wmanewrowana w dość cyniczną grę interesów. W zatrzymaniach tłumaczy i zabezpieczaniu dowodów brali udział eksperci Fundacji Ochrony Twórczości Audiowizualnej (FOTA) reprezentującej interesy światowego przemysłu rozrywkowego. Tymczasem, zgodnie z prawem, takie czynności mogą wykonywać tylko funkcjonariusze policji i bezstronni biegli. Dodajmy, że przedstawiciele FOTY prowadzili także szkolenia dla prokuratorów i kadr sądów. Jedno z nich zakończyło się 16 maja w ośrodku wypoczynkowym w Jastrzębiej Górze. Do kompletu brakuje chyba tylko, by FOTA stanowiła prawo i ferowała wyroki. A może to właśnie dzieje się na naszych oczach?

Wszyscy jesteśmy przestępcami

Wszystkie gazety piszące o aferze napisowej używały terminu „nielegalne tłumaczenie”. To bardzo ciekawe sformułowanie. Kiedy byłem mały, pomagałem tacie w piwniczce naszego domu drukować nielegalne książki, w których znajdowały się nielegalne myśli. Wydawało mi się, że czasy nielegalnych myśli już minęły. Jak widać, myliłem się.

W kinach przed każdym seansem wyświetlane są propagandowe filmy: „Ściąganie to kradzież”. To kłamstwo - ściąganie z sieci czegokolwiek jest jak najbardziej legalne i można to robić bez ograniczeń. Bez zgody posiadaczy praw autorskich nie wolno tylko publikować. Ale przecież nie chodzi tu o prawdę, tylko o język. O wbicie nam do głowy komunikatu: „Ściąganie to kradzież, kradzież to przestępstwo”.

Nie istnieje dziś prawo, dzięki któremu można by jakieś tłumaczenia uznać za nielegalne, ale pamiętajmy że prawo się zmienia. W Polsce od wielu miesięcy mówi się o „dużej” nowelizacji prawa autorskiego. Co się w niej znajdzie - nie wiadomo. Może się okazać, że także „nielegalne tłumaczenia”. Obywatele nawet nie zauważą, że właśnie odebrano im kolejny skrawek dobra wspólnego i przekazano w prywatne ręce.

Atak na domenę publiczną, powszechnie dostępną część kultury, trwa od wielu lat - w gabinetach legislatorów. W 2001 r. Polakom jednym ruchem ręki ukradziono dostęp bez ograniczeń do setek tysięcy dzieł, przedłużając bez jakiejkolwiek publicznej debaty czas obowiązywania prawa autorskiego o 20 lat!

Tymczasem już dziś, gdyby obowiązujące prawo stosować restrykcyjnie, należałoby ukarać większość osób korzystających z mediów elektronicznych. Nie ma niewinnych - fotografie użyte bez zezwolenia znaleziono nawet na stronach Ministerstwa Kultury i policji. Z pogwałceniem licencji oprogramowania zbudowana jest strona internetowa Związku Producentów Audio Video. I jestem pewien, że gdyby zbadać twarde dyski na domowych komputerach posłów, to okazałoby się, że wielu z nich narusza prawo - nawet nieświadomie.

Trudno go nie naruszać, gdy jest tak restrykcyjne, a jednocześnie dotyczy rzeczy tak podstawowej jak obieg informacji między prywatnymi osobami.

Prawnik Piotr Waglowski, członek Rady Informatyzacji pierwszej kadencji i redaktor znanego serwisu Prawo.vagla.pl, przy okazji afery z napisami okrutnie sobie zakpił, przypominając wszystkim internautom o „konieczności utrzymania porządku w mieszkaniach. Zawsze to głupio, gdy na materiałach operacyjnych, robionych - dajmy na to - o szóstej rano widać nieporządek, ubrania walające się po podłodze etc.”.

Ogólnoświatowe lobby producentów i dystrybutorów chce zaostrzenia przepisów karnych i coraz ostrzejszego ścigania wykroczeń przeciw prawu autorskiemu. Ścigani mają być nie przysłowiowi „sprzedawcy ze stadionu”, ale my wszyscy. Czy powinniśmy się na to godzić? W dobie user generated content - dzieł tworzonych przez samych użytkowników - motorem napędowym całego przemysłu medialnego staje się zwolna aktywność amatorska. W tej sytuacji należałoby raczej rozważyć dokładnie przeciwny kierunek zmian: całkowitą legalizację twórczości i wymiany niekomercyjnej - także, jeśli bazuje ona na cudzych utworach.

To logiczne rozwiązanie. Wszędzie tam, gdzie pojawiają się korzyści majątkowe, konieczne byłyby standardowe umowy i licencje. Rozwiązalibyśmy problem hobbystów, zachowując jednocześnie wszystkie mechanizmy kompensacji finansowej dla autorów dzieł oryginalnych. Ta propozycja była już zgłaszana w różnych wersjach. Warto się nad nią zastanowić. Alternatywą jest pukanie o szóstej rano do drzwi. Twoich drzwi.

(Tekst ukazał się też w Gazecie Wyborczej 1 czerwca 2007, ale w wersji elektronicznej będzie udostępniony na portalu Gazeta.pl dopiero jutro. Jak wszystkie teksty na tym blogu dostępny jest na warunkach licencji CC BY-SA)

Jarosław Lipszyc - redaktor i publicysta związany z Krytyką Polityczną członek zarządu Internet Society Poland, koordynator projektu Wolne Podręczniki. Utwory zamieszczone na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.5 Poland License. "Mnemotechniki" na Wikiźródłach Nagrania archiwalne zespołu Usta. Uwaga: komentarze nie na temat i/lub obraźliwe usuwam. To jedyna zasada moderacyjna, ale stosuję ją konsekwentnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka