Paweł Jędrzejewski Paweł Jędrzejewski
3267
BLOG

Amerykańscy historycy nie odróżniają Polski od Korei Północnej. Nie tylko oni...

Paweł Jędrzejewski Paweł Jędrzejewski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 109

Jeszcze raz muszę wrócić do sprawy związanej z nieścisłościami w ważnej i cennej książce "Dalej jest noc" Barbary Engelking i Jana Grabowskiego, bo sytuacja robi się i komiczna i żałosna. W książce znalazł się fragment w którym stwierdzone jest, że pewien człowiek "ograbił" Żydówkę i był "współwinny śmierci kilkudziesięciu Żydów". A na to autorzy książki nie mają dowodów.

Fascynujące jest obserwowanie, jak różne dostojne organizacje i osobistości stają w obronie prawa naukowców-historyków do osądzania ludzi - bez procesu, bez dowodów, bez świadków - i uznawania na podstawie własnego widzimisię, że ci ludzie popełnili przestępstwa lub współuczestniczyli w zbrodniach. Oto jakie złe emocje rządzą w tej prostej, jasnej, jednoznacznej sprawie.

Dochodzi do sytuacji kuriozalnych. Na przykład Amerykańskie Stowarzyszenie Historyczne (American Historical Association) pisze list do prezydenta Dudy, premiera Morawieckiego i wicepremiera Kaczyńskiego z "zaniepokojeniem": "jesteśmy zaniepokojeni niedawnymi postępowaniami sądowymi przeciwko dwóm wybitnym historykom". Oznacza to w przekładzie na prostszy język, że oburzający jest fakt, że jakaś kobieta śmie występować przeciwko autorom książki, twierdzącej bezpodstawnie, że jej stryj był wspólnikiem zbrodniarzy. W liście tym Stowarzyszenie oburza się de facto na to, że w niezawisłym sądzie odbywa się proces z powództwa cywilnego. Czyli - najwyraźniej - albo ci amerykańscy historycy chcą w Polsce dyktatury, albo już są przekonani, że w Polsce panuje dyktatura, która rządzi sądami i może zakazywać obywatelom występowania do sądów. Jak oni to sobie wyobrażają? Że w Polsce nie słyszano o trójpodziale władzy? Że premier lub prezydent mają zabronić niezależnemu sądowi rozpatrywania sprawy, bo amerykańskim historykom ta sprawa się nie podoba? Zadzwonić do sądu i wydać rozkaz: "tej sprawy nie rozpatrywać!"? Toż to nawet nie wizja "bananowej republiki", ale wizja Korei Północnej!

Z kolei polska organizacja Otwarta Rzeczpospolita nie pozostawia Amerykanów w tyle i publikuje "List solidarności", w którym czytamy: "Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii Otwarta Rzeczpospolita wyraża głębokie zaniepokojenie i sprzeciw w związku z procesem wytoczonym profesorom Barbarze Engelking i Janowi Grabowskiemu".

"Sprzeciw w związku z procesem"? Jak można być przeciwnym procesowi z powództwa cywilnego? Najwyraźniej aktywistom Otwartej Rzeczypospolitej obca jest idea praworządności i elementarne prawo obywatela do pozwania w niezawisłym sądzie tego, kto narusza jego dobra osobiste. Sprzeciw Otwartej Rzeczypospolitej wobec procesu sprowadza się przecież do zanegowania takiego prawa. I to ma być Otwarta Rzeczpospolita? Raczej mocno "zamknięta".

Według innych bojowników o wolność badań naukowych, oburzające jest także to, że jakaś pozarządowa (ale "nacjonalistyczna") organizacja śmie pokrzywdzonej kobiecie, która broni dobrego imienia stryja, pomagać. Faktycznie - pomaga jej Reduta Dobrego Imienia, która niewątpliwie ma w tej sprawie swój interes: udowodnienie, że badacze Zagłady nie są nieomylni i bez skazy. A co? - są? Organizacja ta udzieliła pomocy prawnej powódce, która przecież - jak twierdzą niektórzy z oburzonych - książek nie czyta i sama nawet by się nie dowiedziała, że jej stryja osądzono na podstawie plotek. I stwierdzono autorytatywnie, że przyczynił się do śmierci niewinnych ludzi.

O tym, że kobieta ta nie czyta książek, obrońcy swobody badań naukowych wnioskują zapewne z jej fotografii: powódka na głowie ma chustę. Ponadto mieszka na wsi i ma 81 lat. Ich zdaniem, bezczelność tej kobiety i pomagającej jej organizacji nie mają po prostu granic. Przecież gdyby organizacja nie podsunęła powódce książki - argumentują niektórzy z nich w mediach społecznościowych - i gdyby ta kobieta nie przesylabizowała kilku zdań o swoim stryju, to historycy mogliby spokojnie pisać nadal, że ktoś, komu nie udowodniono współudziału w zbrodni, był za nią "współwinny". I wszyscy byliby zadowoleni. Wolność badań naukowych nie byłaby wtedy zagrożona, prawda?

A teraz co? Mają przepraszać? Profesorowie?! Jakąś kobietę ze wsi, która książek nie czyta? W chuście? Która może jeszcze - o zgrozo - chodzi w niedzielę do kościoła? I której pomogła w procesie jakaś wredna, prorządowa organizacja!? O nie! Profesorowie na taki atak na wolność badań naukowych nigdy się nie zgodzą! Sąd mówi: "przeproście". A profesorowie odwołują się od wyroku. Profesorowie mówią twardo "nie".

I w tym wszystkim nikt jakby nie zauważa, że profesorowie (i ich sojusznicy) nie bronią tak naprawdę prawa do swobody badań naukowych (to prawo mają zagwarantowane), ani nawet prawa do błędu, który popełnili (też je mają), tylko prawa do _bezkarnego zamieszczania w swoich książkach pomówień_. Tak: pomówień! Tu chodzi o taką bezkarność, a "swoboda badań naukowych" to tylko szlachetnie brzmiąca nazwa zasłony dymnej.

Sąd wydał bardzo mądry, salomonowy wyrok, odrzucając zarzuty o wykroczenie przeciwko prawu do dumy i tożsamości narodowej powódki, oraz nie zasądzając finansowego zadośćuczynienia. Zarazem mówiąc do profesorów: nie wszystko wam wolno. Barbara Engelking i Jan Grabowski popełnili błąd (wystarczyło nie pisać "współwinny", tylko "oskarżany o współwinę"), jest on oczywisty, a nawet zrozumiały, ale charakter tego błędu powoduje, że przyzwoici ludzie  nie powinni mieć oporów, żeby za ten błąd przeprosić.

Czy to naprawdę tak dużo?

Od kilkunastu lat redaguję dział "judaizm" i współredaguję dział "opinie" na portalu Forum Żydów Polskich. Piszę felietony dla portali tvpworld.com oraz tysol.pl  .Ukazały się dwa wydania mojej książki "Judaizm bez tajemnic" (2009, 2012). Od 2005 roku prowadzę działalność edukacyjną na temat judaizmu i religijnej kultury żydowskiej w 'Stowarzyszeniu 614. Przykazania' (The 614th Commandment Society) działającym z Kalifornii. W latach 2009-2014 współpracowałem z żydowskim wydawnictwem 'Stowarzyszenie Pardes', uczestnicząc w redagowaniu tłumaczeń na język polski klasycznych dzieł judaizmu. W roku 2011 opublikowałem w formie książkowej rozmowę z autorem monumentalnego, żydowskiego tłumaczenia Tory na polski - ortodoksyjnym rabinem Sachą Pecaricem ("Czy Torę można czytać po polsku?").

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura