Mikołaj Pawlak, Rzecznik Praw Dziecka, powiedział w wywiadzie: "Trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie.". Jednocześnie w tej samej rozmowie stwierdził: "Absolutnie nie wolno bić dzieci. I to jest bezwzględne. Koniec pieśni." To drugie zdanie pozostało niezauważone, a to pierwsze spowodowało burzę w mediach. Rozpoczęła się nagonka na Rzecznika Praw Dziecka i żądania jego rezygnacji.
Ludzie w swojej masie najwyraźniej odczuwają potrzebę fanatycznych przekonań. Z taką sytuacją mamy tu właśnie do czynienia. Cel jest tu szlachetny - walka z przemocą fizyczną wobec dzieci - więc łatwo zostać fanatykiem. Fanatyzm to odrzucenie elementarnego rozsądku i okopanie się na pozycjach skrajnych. Pojawia się wtedy, gdy wierzy się, że NIGDY nie istnieje taka sytuacja, w której dziecku można dać klapsa. NIGDY.
Hasło brzmi: "Nie bijmy, a rozmawiajmy; nie krzyczmy, a tłumaczmy; nie upokarzajmy, a szanujmy". Oczywiście, że bez porównania lepiej jest porozmawiać, niż uderzyć, ale nie jest, niestety, tak, że zawsze da się porozmawiać. Nie jest przecież prawdą, że zawsze i wszystko da się dziecku wytłumaczyć w sposób logiczny i racjonalny, ponieważ dzieci bywają często - dlatego, że są dziećmi - nielogiczne i nieracjonalne. Wiara w to, że rozmowa jest jedyną dopuszczalną metodą - jest bardzo naiwna.
Niestety - jak zwykle - społeczeństwa świata zachodniego wpadają z jednej skrajności w drugą. Ponure czasy nadużywania kar cielesnych wyparła dziś epoka całkowitej rezygnacji z koniecznego niekiedy klapsa oraz tryumfu utopijnej wiary, że np. rozbrykanego pięciolatka można przekonać logicznymi argumentami. A przecież logiczne argumenty rzadko działają nawet na dorosłych.
Fanatyzm musi prowadzić do kolejnych, znacznie groźniejszych problemów. Fanatycy jednak nie dostrzegają niebezpieczeństw.
Jakie to niebezpieczeństwa?
Całkowita rezygnacja z klapsa w sytuacjach wymagających natychmiastowej interwencji, powoduje w efekcie albo wychowywanie egoistów, którzy są przeświadczeni, że wszystko im wolno, albo otwiera Puszkę Pandory: prowadzi do nadużywania środków farmakologicznych do kontrolowania zachowań dzieci (najczęściej chłopców), co jest zjawiskiem coraz bardziej powszechnym w ostatnich latach, np. w USA.
Rodzice, którzy nigdy nie zastosują klapsa, często nie dają sobie rady z zachowaniem dziecka. Brak zdyscyplinowania powoduje, że problem z czasem narasta. Oświecona reakcja to oczywiście pójście z dzieckiem do lekarza. A lekarze dysponują gotowym zestawem psychologicznych i psychiatrycznych zaburzeń (króluje wśród nich z reguły nonszalancko diagnozowane ADHD) oraz całymi stosami chemicznych remediów na te zaburzenia, które z entuzjazmem pchają na rynek - z chęci kolosalnych zysków - koncerny farmaceutyczne. I tak rozpoczyna się niebezpieczna droga, ponieważ farmakologiczne metody mają niszczący i trwały wpływ na osobowość, w przeciwieństwie do okazjonalnego klapsa. Groźna chemia wypełnia próżnię po nim. Zjawisko to przybiera już postać epidemii.
W Polsce jeszcze to się nie dzieje. Jednak grunt jest przygotowywany. Atak na Rzecznika Praw Dziecka - za jego słowa rozsądku o różnicy pomiędzy biciem dzieci a klapsem - udowadnia, że w Polsce jest już obecna znaczna grupa fanatyków, którzy - nieświadomie - szykują dzieciom piekło w świecie, w którym żaden rodzic nawet nie dotknie ich karzącym palcem.