Jerzy Korytko Jerzy Korytko
1793
BLOG

Wiarygodność ustaleń komisji Millera - dziś.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Rozmaitości Obserwuj notkę 35

 Podstawową kwestią gdy idzie o ocenę wartości raportu komisji Millera stanowi odpowiedź na pytanie – co warte były dowody, na podstawie których został on skonstruowany? Jaka jest ich wiarygodność? Rzetelność? Możliwość weryfikacji?

I tutaj zaczynają się schody. Bowiem wszystkie dowody, które w swoich pracach owa komisja do wyciągnięcia finalnego wniosku wykorzystała – pochodziły od Rosjan. Przynajmniej te podstawowe. Komisja sama niczego nie badała. To oczywiste, zważywszy na fakt, że akredytacja naszego przedstawiciela do prac komisji MAK nastąpiła dopiero 15 kwietnia, a więc 5 dni po katastrofie – a do tego czasu Rosjanie zatarli wszelkie ślady. I nie było już czego badać. Ponadto – do wielu kluczowych badań naszych przedstawicieli nie dopuszczono. Jak choćby oblotu technicznego. Mówił o tym zeznając przed komisjami sejmowymi akredytowany płk. Edmund Klich. Rosjanie miejsce katastrofy jak wspomniałem, znacząco zmienili – wycięli drzewa, zabrali zwłoki ofiar, przemieszczali części wraku, równali nawet ziemię ciężkim sprzętem pod pretekstem budowy drogi dojazdowej. Z czynności tych nigdy nie zdali relacji. Nasza komisja nigdy też nie otrzymała dokumentacji z tych czynności. Co więcej – nie otrzymała żadnego oryginalnego dowodu – co najwyżej jakieś kopie.

Nasuwa się oczywiste pytanie – czy w sytuacji, gdy zastajemy nad zwłokami ofiar naszych bliskich kogoś z dymiącym naganem w ręku – to czy należy później, w prowadzonym śledztwie – opierać się wyłącznie na dowodach przez ową osobę dostarczonych? To retoryczne pytanie – odpowiedź jest oczywista. I proszę mi nie czynić zarzutu, że niewłaściwie oceniam postawę Rosjan w tym względzie. Zważywszy na powyższe oraz i inne okoliczności – nie oddawanie wraku samolotu, jego czarnych skrzynek, praktycznie żadnej dokumentacji – czy można inaczej to postrzegać?

Tymczasem naszej komisji pod przewodnictwem pana ministra Millera takie niewiarygodnie zupełnie dowody wystarczyły. I zakończyła swoje prace sama niczego bezpośrednio nie badając. To musi budzić niepokój. To każe wątpić w rzetelność ustaleń prac komisji. Wiarygodność wniosków.

Czy były sygnały do rządu, premiera Tuska – że coś było nie w porządku? Oczywiście,  że były. Pojawiły się jeszcze w toku prac komisji – ale przede wszystkim już później. Gdy pracę prowadziła tylko prokuratura wojskowa. Wiele wniosków w tym zakresie składał Zespół Parlamentarny. Pełnomocnicy prawni rodzin  ofiar katastrofy. Uzyskano także zeznania krytyków ze strony świata nauki – jak choćby prof. Dakowskiego. Ponadto – okazało się, że wyniki prac oficjalnej instytucji biorącej udział w pracach wyjaśniających – mam na myśli analizę zapisów CVR dokonaną przez IES w Krakowie – wykazały sprzeczność i nieprawdziwość ustaleń komisji Millera. Jest także kwestia wniosków końcowych naszego akredytowanego przy komisji MAK –płk. Edmunda Klicha. Wskazywał on na liczne utrudnienia ze strony Rosjan w dostępie do dowodów w trakcie swoich prac. Tym niemniej za jedynych odpowiedzialnych za zaistnienie katastrofy uznał on stronę rosyjską. To Rosjanie zdaniem płk. Klicha ponoszą całkowitą odpowiedzialność za zaistnienie katastrofy. Płk. Klich udowadniał to w ten sposób, iż Rosjanie nie zamknęli (a powinni – wobec warunków pogodowych) lotniska i to oni  przejęli  sprowadzanie samolotu, zmuszając załogę do podjęcia próby lądowania,  tym samym wzięli więc całkowitą odpowiedzialność za to, co się później stało. To logiczne – przecież nasz Tupolew był cały czas na „kursie i na ścieżce”:…. do końca….     Wnioski te, stojące przecież w całkowitej sprzeczności z raportem Millera - ukryto przed społeczeństwem.

Mimo tych wszystkich okoliczności rząd Donalda Tuska nie zdecydował nigdy o konieczności ponownego wszczęcia prac komisji badania przyczyn katastrofy. Tutaj jeszcze jedna uwaga – w świetle obowiązującego wówczas prawa (tzn. w kwietniu 2010r.) tryb powołania komisji tzw. Millera był nielegalny. Bowiem nie było takiej możliwości, by nasza komisja mogła badać katastrofę, która miała miejsce poza granicami naszego kraju. Chyba, że państwo, na którego terenie katastrofa miała miejsce – takiego badania by nie podjęło. W tym wypadku tak jednak nie było, bowiem Rosjanie powołali swoją komisję MAK.

Nasuwa się jeszcze jedno pytanie – czy istnieje możliwość jakiejkolwiek weryfikacji rosyjskich dowodów poprzez ich porównanie z innymi –pochodzącymi z niezależnych źródeł? Sytuacja jest niełatwa. Gdyż nasz rząd nic nie uczynił, by jakąkolwiek pomoc międzynarodową uzyskać. Nigdy nie wykorzystano tej możliwości. Jednakże ostatnio pojawił się taki dowód – mający walor oczywistej bezstronności, wiarygodności. To zdjęcia satelitarne obszaru miejsca katastrofy. Analiza tych zdjęć dokonana przez prof. Cieszewskiego ostatecznie podważa wskazane przez komisję Millera bezpośrednie przyczyny katastrofy. Nie mogło być kontaktu z brzozą, a potem „półbeczki” – bowiem brzoza była ścięta przed 5 kwietnia czyli co najmniej 5 dni przed katastrofą. Już słyszę ten jazgot, głównie ze strony anonimowych przecież blogerów - że to badanie nie jest w pełni wiarygodne. Czyżby? Za ustaleniami prof. Cieszewskiego stoi jego profesjonalizm, przygotowanie zawodowe, lata doświadczeń w podobnej pracy, ponadto wyniki jego prac weryfikowali inni naukowcy amerykańscy  - a co za waszym ujadaniem? Czy jesteście w stanie sami wskazać jakieś inne drzewo – na kolejnych zdjęciach satelitarnych: ze stycznia, 5 kwietnia i tych po katastrofie – które by ową inną „pancerną brzozą” było? I które rosło by ”normalnie” na dwóch pierwszych zdjęciach – a było powalone tylko na zdjęciach po katastrofie?

Otóż nie potraficie – i to obnaża i kompromituje wasze bezsensowne zastrzeżenia.

 

Ponadto prof. Cieszewski ustalił jeszcze, że  położenie części wraku w raporcie Millera ustalono wg ich stanu z dnia 12 kwietnia. Tymczasem zdjęcie z dnia 11 kwietnia udowadnia, że były one (i to dotyczy wielu elementów) w innych miejscach, i dopiero później je przemieszczano. 

Reasumując – wyniki prac komisji Millera zostały obalone. Nie znamy przyczyn zaistnienia katastrofy smoleńskiej. Co więcej – inne ustalenia prof. Cieszewskiego  (zauważmy to – dokonane przecież na podstawie jedynych wiarygodnych dowodów w sprawie – bo nie pochodzących od Rosjan) – każą wątpić w to, że w miejscu wskazanym przez Rosjan katastrofa w ogóle miała miejsce. Ale to już inna historia. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Rozmaitości