jes jes
836
BLOG

Warszawskie święte krowy

jes jes Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Kiedy przed niemal 20 laty znalazłem się przejazdem w Heidelbergu, największe wrażenie, poza niekłamaną urodą miasta, wywarła na mnie panująca tam na ulicach kultura rowerów, dla których włodarze miasta przewidzieli wszędzie ścieżki i osobne tory ruchu. A to wydzielone wyraźnie w strefach ruchu pieszego na wąskich uliczkach i w parkach, a to w ciągach ruchu samochodowego. Jako mało doświadczony kierowca rodem z nieodległegowówczas jeszcze peerelu miałem pewien problem z szybkim przyzwyczajeniem się do prymatu cyklistów nad czterokółkowcami, ale mój zachwyt wywołała przestrzegana tu przez wszystkich jednorodna logika, w której najbardziej chroniony był pieszy, a najmniej "uprzywilejowany" - użytkownik samochodu, choć nie pozbawiony swoich łatwo czytelnych praw. I nie wynikało to tylko z ogólnych przepisów, ale przede wszystkim z organizacji osobno wydzielonych torów ruchu i "nadmiarowego" oznakowania wszystkiego, co dotyczyło pieszych oraz rowerzystów. Na przykład skręcający w prawo na zielonych światłach kierowca musiałby tego chcieć, aby przegapić oznakowanie ścieżki rowerowej, którą przecinał. Jazda samochodem wydała mi się tedy uciążliwa, ale powody zrozumiałe i reguły czyste.

Pożyteczna moda na opanowanie kominikacji przez cyklistów dotarła i nad Wisłę. Niedawno jedną z moich znajomych, niesędziwą jeszcze emerytkę, rowerzysta dopadł na krakowskim chodniku i zmusił do kilkudniowego pobytu w szpitalu. Niestety Stara Stolica niczym w tej kwestii nie góruje nad współczesną. A może jednak góruje, bo w Warszawie jest chyba jeszcze gorzej. Albowiem moda na cyklistów rozpanoszyła się tu do tego stopnia, że miasto nawet na samoobsługowe wypożyczalnie rowerów się szarpnęło, choć wobec standardów organizacji ruchu w Heidelbergu przed 20 laty, to nawet wstyd nie jest właściwym określeniem. Ale co tam - odpowiednich tras dla rowerów brak, za to wypożyczlnie mamy lepsze niż w Kopenhadze. No i cyklista - święta krowa, wolna od ograniczeń przepisów i zdrowego rozsądku. Dziś właśnie miałem satysfakcję jaką daje poczucie refleksu, gdy udało mi się na chodniku w Alejach odskoczyć przed idiotą pomykającym chodnikiem ca 15 km/h na modnym miejskim rowerku. Gdy tymczasem funkcjonariusze straży miejskiej bawili się w pstrykanie fotek autom stojącym sobie obok bez ważnego biletu parkingowego umieszczonego za szybą. W Warszawie widać rower może wszystko w każdym miejscu, w odróżnieniu od kierowcy i pieszego, który na czerwonym świetle bezkarnie ulicy raczej nie przejdzie. Nawet po północy.

jes
O mnie jes

Nie mam i nie będę miał profilu na fejsbuku, ani na tłiterze, ani w jutiubie, ani nawet w gugleplus. Szukam odpowiedzi na moje pytania, nie interesują mnie nawalanki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości