Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
1220
BLOG

Karta nauczyciela hegemonem polskiej oświaty

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 10

Niedawno Trybunał Konstytucyjny RP odrzucił skargę dolnośląskiej gminy Stoszowice na treść Karty nauczyciela. W ten sposób raz jeszcze okazało się, że w Polsce może zmienić się bardzo wiele, ale nie przepisy regulujące zasady nauczycielskiego prawa pracy, którego geneza /o czym warto pamiętać/ sięga roku 1982. Po roku 1989 dokonano w nim trochę zmian, ale poza wprowadzeniem w roku 2000 zasad awansu zawodowego dla nauczycieli, były to zmiany o generalnie kosmetycznym charakterze. Zresztą ów awans zawodowy dla nauczycieli dobrze wpisał się w filozofię Karty nauczyciela, czyli w model biurokratyczno – etatystycznej szkoły. W takiej szkole najistotniejsze jest ścisłe tkwienie w ramach wyznaczonych przez zewnętrzną dla szkoły biurokrację /w Polsce bardzo rozbudowaną/, a losy pracownicze nauczyciela w minimalnym stopniu zależą od jakości i efektywności jego pracy. Po osiągnięciu statusu nauczyciela mianowanego staje się on osobą o niebywale silnej stabilizacji zatrudnienia, jego zwolnienie jest operacją niezwykle skomplikowaną nawet, gdy osiąga fatalne wyniki pracy. Dodatkowo mamy do czynienia z sytuacją, w której wysokość wynagrodzenia nauczycieli w zupełnie minimalnym stopniu zależy od jakości ich pracy, a poza tym jego zasady narzucane są jednostkom samorządu terytorialnego przez rząd bez właściwego zabezpieczenia finansowego. Właśnie ten aspekt podnosił w swej skardze samorząd Stoszowic, zwracając również uwagę, iż spośród znajdujących się na jego terenie szkół publicznych najlepsze efekty kształcenia uzyskuje szkoła prowadzona przez podmiot obywatelski, w której Karta nauczyciela nie obowiązuje. Jest to także placówka najefektywniej zarządzana. Krótko mówiąc po wprowadzeniu jej w obręb szkolnictwa, w którym zasady zatrudnienia nauczycieli stają się bardziej elastyczne /zgodne z Kodeksem pracy, a nie z Kartą nauczyciela/ zdecydowanie poprawiła ona jakość i efektywność swojej pracy. Trzeba wyraźnie podkreślić, iż w dalszym ciągu jest to placówka o publicznym charakterze, czyli powszechnie dostępna dla uczniów.

           W roku 2005 stoszowicki samorząd próbował przekształcić wszystkie prowadzone przez siebie szkoły publiczne w placówki publiczne prowadzone przez podmioty niesamorządowe, ale został zablokowany przez administrację oświatową, która korzystając z ustawy o systemie oświaty udowodniła, iż gmina jest zobowiązana do prowadzenia szkół publicznych. Szkoda, że w trakcie ostatniej poważnej nowelizacji ustawy oświatowej /na początku 2009 r./ nie podjęto próby zmiany tej obligacji dla samorządu na obowiązek zapewnienia każdemu potencjalnemu uczniowi z danej gminy /powiatu/ miejsca w odpowiedniej szkole publicznej, co umożliwiałoby w Polsce rozwój oświaty publicznej w formule szkół obywateli z elastycznymi zasadami zatrudniania nauczycieli. Tak na marginesie trzeba zauważyć, iż istniejąca w Polsce konstrukcja zapisów ustawy o systemie oświaty ukazuje wyraziście, iż w centrum zainteresowania ustawodawcy jest instytucja szkolna, a nie uczniowskie potrzeby. One byłyby w centrum w momencie wprowadzenia obligacji uczniowskiej w miejsce szkolnej. Zresztą taka forma oświaty publicznej dominuje od dawna w takich krajach, jak Holandia, Dania, czy też Nowa Zelandia, przynosząc bardzo dobre efekty. W Polsce jednak ciągle jeszcze interes ucznia przegrywa z interesem pracownika, chociaż najprostszy sposób ich pogodzenia to wprowadzenie elastycznego systemu zatrudniania i wynagradzania nauczycieli, w którym los pracownika zależałby od jakości jego pracy. Wówczas ludzie zasługujący na miano nauczyciela mogliby wreszcie przyzwoicie zarabiać, a osoby przypadkowe nie miałyby szans na wykonywanie tej pracy. Jednak do wprowadzenia takiego systemu konieczna jest likwidacja Karty nauczyciela do czego potrzebna jest odwaga i determinacja rządzących. Niestety dotychczas wyraźnie ich brakuje. 

Aktualna minister edukacji wczesną wiosną br. ogłosiła zamiar podjęcia prac nad zmianami Karty nauczyciela, powołała także zespół z silną reprezentacją związków zawodowych i przedstawicieli samorządów terytorialnych, który ma owe zmiany zaproponować. Jednak ministerstwo nie przedstawiło żadnego własnego projektu. Już dzisiaj można stwierdzić, iż wszystko skończy się jak zwykle, czyli do żadnych istotnych zmian nie dojdzie, gdyż stanowisko związków zawodowych jest w tej materii jednoznaczne: uważają one Kartę nauczyciela za fundament polskiej oświaty. Cała historia z ową próbą zmian to klasyczna dla tego rządu strategia – ogłaszamy, iż mamy zamiar dokonać reform, ale musimy je skonsultować, aby uzyskać konsensus z partnerami społecznymi, wszystko jest nagłaśniane w mediach, po czym okazuje się, że uzgodnienie stanowisk jest niemożliwe i żadnych istotnych zmian nie będzie. Tym razem mamy jednak nowy element: oto rząd /minister edukacji/ nie przedstawia własnego projektu, ale otwiera debatę nad jego kształtem od absolutnego początku. Jak tak dalej pójdzie to okaże się, że minister ma jedynie funkcję reprezentacyjną, a rzeczywistą władzę posiadają związki zawodowe. W ten sposób zatriumfuje w polskiej oświacie ostatecznie syndykalistyczny socjalizm /od dawna zresztą silnie w niej obecny/. Stanie się to w momencie, gdy szefem MEN jest reprezentantka partii podobno liberalno – konserwatywnej. Jest to w rzeczywistości pewna liberalna odmiana socjalizmu, co niestety źle wróży nie tylko polskiej edukacji, ale generalnie państwu polskiemu.

W całej tej sprawie wyraźnie widać, że osoby odpowiedzialne za polską oświatę zdają się nie dostrzegać, iż właśnie kwestia nauczycielskiego prawa pracy wymaga gruntownych zmian. Można w tym miejscu przypomnieć, iż ponad trzydzieści lat temu po dokonaniu analizy jakości pracy publicznej oświaty w USA Milton Friedman stwierdził, iż najskuteczniej można ją poprawić poprzez wprowadzenie do niej mechanizmów konkurencyjności. A równocześnie zaznaczył, iż gra o wysoką jakość oświaty publicznej to gra o dobre szanse edukacyjne dla każdego, czyli gra o dobrą przyszłość państwa. Szkoda, że w ministerstwie edukacji nie kierują się friedmanowskim przesłaniem ... Stąd też pomimo spadającej jakości kształcenia w polskich szkołach urzędnicy zachowują dobre samopoczucie, podejmując kolejne kosztowne pseudoreformy. Jedynym ratunkiem dla polskiej oświaty jest tworzenie środowisk obywatelskiego nacisku na polityków, który sprawi, że zechcą oni poważnie zainteresować się jej stanem i podjąć rzeczywiste działania naprawcze.

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Rozmaitości