Czy pojęcie płacy minimalnej jest socjalistycznym wymysłem, szkodzącym gospodarce i niszczącym miejsca pracy? Teza taka została postawiona w kontekście dyskusji o sprawiedliwym handlu na stronach "Frondy".
Przyjmując klasyczne, liberalne rozumienie gospodarki pewnie nawet można tą tezę udowodnić. Jednak takie rozumienie gospodarki jest anachroniczne.
Jak funkcjonuje gospodarka współczesna
Pozwolę sobie na przytoczenie obszernego cytatu z wywiadu z prof. Mirosławą Marody
"W sieciowym kapitalizmie informacyjnym tracą znaczenie odległości, dzięki Internetowi kapitał pracuje globalnie jako jedność, w czasie rzeczywistym, a dochody z niego są generowane nie tyle przez materialną produkcję, ile przez przepływy finansowe. Proszę sobie wyobrazić takie globalne kasyno (to porównanie Castellsa), w którym jedni gracze stawiają na rozwój handlu internetowego, inni – na zwyżkę cen ropy, jeszcze inni – na nowy rodzaj terapii genowej. Ci, co przegrywają, płacą za wygranych, a to, że przy tej okazji jedne zakłady upadają, inne rozkwitają, jest jedynie ubocznym produktem owych przepływów."
W tym samym wywiadzie socjolog zwraca uwagę na "bezradność świata pracy, który pozostał lokalny, przywiązany do miejsca i nie jest w stanie przeciwstawić się kapitałowi zdolnemu do natychmiastowego przemieszczania się w skali globu."
Jak ma się do tego wolny rynek w klasycznym, liberalnym rozumieniu? Rynek ten jest regulowany prawami popytu i podaży. Tymczasem w sieci decydujące znaczenie ma organizacja struktury! Klasycznie rozumiany wolny rynek może funkcjonować tylko lokalnie. Na przykład gdy na jarmarku chłopi sprzedają ser mleko i jajka. Można to przedstawić jako jeden z węzłów sieci. Ale patrząc szerzej widzimy, jak wiele zależy od usytuowania tego węzła. Nawet w polskich warunkach – chłop sprzedający jaja z naturalnego chowu w podkarpackim miasteczku nie uzyska ceny takiej, jak w dużym mieście. Chłop z naszego przykładu może konkurować ceną i jakością z sąsiadem, a nawet z dużymi fermami. Ale nie ma żadnego wpływu na globalny poziom cen. A przede wszystkim ma minimalny wpływ na koszty produkcji! Co jest czynnikiem decydującym? Znów posłużę się przykładem M. Marody: "w tym globalnym sieciowym kapitalizmie pomyślność zakładu w Łomży zależy nie tylko od wydajności jego pracowników, ale także od wielkości zbiorów koki w Kolumbii, ponieważ szefowie narkobiznesu włożyli pieniądze w firmę koreańską, której udziały ma fundusz inwestycyjny banku kredytujący ten zakład."
Czy jesteśmy skazani na sieć?
Już w tej chwili widać, jak bardzo niedzisiejsi (delikatnie mówiąc) są liberałowie ze swymi "dobrymi radami". Niektóre ich pomysły zmierzają do pełnej integracji z siecią bez względu na koszty (a w skali całego systemu optymalny stan równowagi może na przykład zostać osiągnięty przy całkowitej likwidacji polskiej gospodarki). Inne postulaty (jak pieniądz oparty na złocie) wyrażają tęsknotę za życiem poza systemem. Tymczasem – jak M. Marody powtarza za Castellsem – kto nie jest w sieci, nie istnieje.
Rozsądne działanie polega na tworzeniu struktur lokalnych i ich włączaniu w globalną siec. Taką strukturą zdolną podjąć współzawodnictwo w skali globalnej jest przedsiębiorstwo. Stwarzając dogodne warunki działania przedsiębiorstw umożliwiamy im pośredniczenie między naszą gospodarką a globalną siecią. Do tego potrzebna jest nowoczesna infrastruktura. W poprzednim swoim tekście na ten temat dokonałem zestawienia infrastruktury kluczowej na poszczególnych etapach rozwoju społeczeństw. W tym miejscu chciałbym dodać, że społeczeństwa które jako pierwsze osiągnęły zdolności budowy takiej infrastruktury zyskiwały przewagę nad innymi. Stworzona przed wiekami przez Smitha koncepcja objaśniająca przyczyny bogacenia się narodów była – patrząc z dzisiejszej perspektywy – bardzo powierzchowna. Wolny handel nie mógł się rozwijać bez sprawnego transportu. Rewolucja przemysłowa nie nastąpiłaby bez opanowania metod generowania i przesyłu energii. Społeczeństwo informacyjne powstało wyłącznie dzięki rozwojowi łączności. Także uczestnictwo w globalnym społeczeństwie sieciowym wymaga stworzenia odpowiednich struktur organizacyjnych. Za takie struktury można uważać (w różnych aspektach) własny system finansowy, organizacje gospodarcze (w tym klastry), czy portale umożliwiające współdziałanie w internecie.
Odpowiedzialność przedsiębiorcy
Skoro – jak wcześniej pokazałem – nowoczesne przedsiębiorstwo nie może funkcjonować poza siecią, to zupełnie naturalnym jest oczekiwanie iż w zamian za dostęp do infrastruktury wytworzonej przez społeczeństwo, oczekuje ono odpowiedzialnego działania. Taka zasada odpowiedzialności społecznej jest fundamentem na którym zbudowano potęgę gospodarki niemieckiej (kapitalizm nadreński). Płaca minimalna i kodeks pracy to są elementy takiej umowy społecznej. Postulaty ich likwidacji pochodzą od ludzi podłych albo głupich. Możemy dyskutować nad kształtem tej umowy. Ale nie możemy udawać, że ona nie jest potrzebna.
Każda dominacja kończyła się w przeszłości wieloma nieszczęściami. Rozwój wolnego handlu zaowocował kolonializmem i niewolnictwem na niespotykaną wcześniej skalę. Wyzysk fabrykantów zrodził komunizm, a nowoczesny imperializm jest jednym z głównych źródeł terroryzmu. Dlatego potrzebna jest refleksja nad mądrym rozwojem społeczeństwa ery sieciowej. Postulaty sprawiedliwości społecznej, zrównoważonego rozwoju i społecznej odpowiedzialności biznesu nie są wymysłami nieudaczników (ten używany często przez liberałów epitet można wywieść z etyki Nietzschego – podobnie jak faszyści sformułowali kategorię "podludzi").
Problem na wagę naszej przyszłości
Wróćmy do wywiadu z M. Marody. Stawia ona pytanie: "Czy próby wzmacniania suwerenności, rozumianej nadal zgodnie ze starym opisem świata, odwołującym się do idei państwa narodowego, nie są zbyt kosztowne, skoro w dłuższej perspektywie oznaczają marginalizację? Czy nie powinniśmy skoncentrować się na tym, by stworzyć w Polsce jak najwięcej istotnych węzłów globalnej sieci?"
Ja się nie zgadzam z ukrytą w tym pytaniu tezą, że idea państwa narodowego w jakikolwiek sposób przeszkadza w integracji z siecią (jak pisałem wyżej – jest dokładnie odwrotnie). Ale pytanie jest zasadne. Jeśli nie znajdziemy sensownych dróg rozwoju, to może nas czekać nie tylko marginalizacja, ale jakaś współczesna forma kolonializmu!
Oczywiście powinniśmy dążyć do stworzenia takiego ładu gospodarczego, który będzie sprzyjał wszystkim ludziom na świecie. Ale nie osiągniemy tego inaczej, niż poprzez własny sukces. Tylko w ten sposób możemy wpływać w sposób znaczący na rozwój sieci w skali globalnej.
Jak mówi M. Marody "żeby zmieniać społeczeństwo, trzeba je najpierw opisać i zrozumieć". A ja dodam od siebie: żeby zmienić system należy najpierw osiągnąć sukces w obrębie tego systemu.
A tym sukcesem nie będzie wzrost PKB lub innych ekonomicznych wskaźników, tylko stworzenie społeczeństwa w którym ludzie są relatywnie bardziej szczęśliwi.
Inne tematy w dziale Gospodarka