Wszyscy mądrzy się już wypowiedzieli.
Ale jakoś nie potrafię znaleźć w tym zalewie emocjonalnych komentarzy najważniejszych informacji.....
Krzyż zanieczyszcza chodnik?
Z tego co widzę, krzyż stoi na chodniku. Jest w Polsce taki zwyczaj, że w razie tragicznej śmierci bliskich na drodze bliscy stawiają w tym miejscu znicze, kładą kwiaty. Czasem stawiają krzyże. Wiem, że warszawskiej 'katoliczce' która jest teraz prezydentem to przeszkadza. Ale jej przeszkadza każdy objaw obywatelskiej aktywności (przypominam, że to ta pani jest odpowiedzialna za niszczenie handlu przygranicznego). Zakładam, że poza nią nikomu to nie bruździ. W moim mieście na głównym skrzyżowaniu pojawiły się kiedyś na wysepce takie kwiaty. Każdy kto spojrzał współczuł rodzinie. O niczym poza kwiatami nikomu nie przyszło do głowy, bo wiadomo - samochody by i tak rozjeździły.
Ale gdyby to było w innym miejscu - to i owszem. Mogłoby się tak zdarzyć że pojawiłby się jakiś większy symbol pamięci, który mógłby komuś przeszkadzać. I co w tej sytuacji? Nie wiem jak w stolicy (to dziwaczne miasto). Ale u nas z pewnością starano by się sprawę załatwić polubownie. Chodniki są jak wiadomo własnością miasta lub gminy. Właściciel posesji graniczącej z chodnikiem ma pewne obowiązki: "uprzątnięcie błota, śniegu, lodu i innych zanieczyszczeń z chodników położonych wzdłuż nieruchomości, przy czym za taki chodnik uznaje się wydzieloną część drogi publicznej służącą dla ruchu pieszego położoną bezpośrednio przy granicy nieruchomości". W sprawie krzyża decyzję musiałby podjąć właściciel (gmina / miasto). Bo u nas na wsi krzyże nie są uznawane za 'inne zanieczyszczenia'. Ale widać w stolycy jest inaczej. Więc Warszawiaków nie dziwi, że właściciel posesji do spółki z kilkoma innymi osobami podjęli decyzję.
W czym problem?
Zawsze gdy obejmuje urząd nowy prezydent kraju, wszyscy obserwują pierwsze jego kroki. Gdzie pojedzie, z kim rozmawia i co powie. Bronisław Komorowski, który w kampanii wyborczej głosił hasło 'zgoda buduje' zaczął od wywiadu dla 'gadzinówki' zapowiadając usunięcie krzyża.
Wbrew opiniom 'znawców' nie widzę żadnych przesłanek, by sądzić że to jakaś wyrachowana prowokacja. Komorowski nieraz dawał dowody, że nie za bardzo wie co mówi. A tu jeszcze został podpuszczony przez funkcjonariuszy z Ministerstwa Prawdy.
Gdy wybuchła awantura - nie było prostszego rozwiązania jak wbudowanie tablicy. Gdyby prezydentowi elektowi zależało choć odrobinę na tym, by zostać prezydentem wszystkich Polaków. zdobył by się na małą samokrytykę. Mógł powiedzieć: ja też chciałbym upamiętnić poprzednika - przykro mi, że tak wyszło - dla mnie oczywiste było że w miejsce krzyża będzie tablica. Korona z głowy by mu nie spadla.
Oczywistości?
Wydawać by się mogło, że to tak oczywiste, że nie warto o tym mówić. Czemu więc o tym piszę? Ano dlatego, że w Polsce nie ma dziennikarzy którzy prezentowaliby rzeczy takimi jakie są. Dlatego wszystko staje się jakoś dziwnie powikłane. Nie ma więc mowy o kolejnej gafie prezydenta. Jest rozważanie racji, budowanie teorii, analizowanie strategii.
Jeszcze ciekawsze są głosy komentarzy po dzisiejszej awanturze o krzyż. Nie mam siły tego czytać. Ale dwa komentarze zwróciły moją uwagę. Jeden - jakiegoś lewaka, który uważa że skoro prezydent nie poradził sobie z usunięciem krzyża to nie powinien być zaprzysiężony. I drugi - reprezentatywny dla niezależnego dzienniarstwa Krzysztofa Leskiego, który ubolewa, że służby nie pogoniły obrońców krzyża. A mnie bardzo ciekawi - co te służby tam robiły. Kto im nakazał przeprowadzenie tej akcji i na jakiej podstawie. Ale tego się pewnie nie dowiemy. Bo kogo to obchodzi. Mnie obchodzi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości