W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" ukazał się ważny artykuł. Andrzej Woźniakowski "Reformowanie reformy emerytalnej".
Jest to chyba pierwszy tekst w tej opiniotwórczej gazecie, krytyczny wobec bzdurnych opinii ekonomistów na temat systemu emerytalnego. Autor wskazuje też prawdopodobne źródło tych idiotyzmów: "W samym tylko 2009r. przychody OFE wynikające z zarządzania funduszami wyniosły ponad 2 miliardy złotych. Jeśli uzmysłowimy sobie wielkość tej kwoty, to łatwo zrozumieć, że reforma z 1999r. ma zdeterminowanych obrońców."
Zwracam na ten tekst uwagę także dlatego, że jest to doskonałe uzupełnienie mojej krytyki z 7 sierpnia.
Andrzej Woźniakowski pisze między innymi:
"Przeświadczenie, że podwyższenie wieku emerytalnego natychmiast doprowadzi do wzrostu aktywności zawodowej starszych i nie spowoduje radykalnego zwiększenia stopy bezrobocia w tej grupie wiekowej pojawia się często w wypowiedziach ekonomistów. W praktyce jednak podwyższenie wieku emerytalnego bez odpowiedniego przygotowania, które – nie czarujmy się – będzie kosztowne dla budżetu, to zawsze trudna decyzja dla ministra pracy. W taki sposób można łatwo zmniejszyć liczbę emerytów i zwiększyć liczbę bezrobotnych, którzy są „tańsi” dla budżetu, ale trudno się cieszyć takim rozwiązaniem."
Autor wskazuje także możliwości poprawy systemu:
"Co więc powinniśmy robić, żeby zapewnić obywatelom wysokie emerytury, a jednocześnie nie zwiększać długu finansów publicznych? Wydaje się, że trzeba zastanowić się nad łączeniem różnych działań, a ich realizację zaplanować we właściwy sposób i odpowiednio rozłożyć w czasie. Nie powinniśmy przy tym zapominać, że długofalowo dobry stan finansów publicznych i dobrobyt będzie zależał w coraz mniejszym stopniu od liczby osób, które pracują, a w większym stopniu od ich wydajności pracy i tempa unowocześniania gospodarki. Silna gospodarka to najlepsza gwarancja funkcjonowania dobrego systemu emerytalnego."
Podaje także szczegółowe propozycje, które tutaj pominę (choćby dlatego, że wydają mi się tyleż kontrowersyjne, co mało skuteczne - odsyłam do źródła).
Innowacyjna gospodarka?
Siłę naszej gospodarki mają według Andrzeja Woźniakowskiego wzmocnić: wspieranie innowacyjności i rozwoju szkolnictwa technicznego.Rzeczywiście w Polsce mamy do czynienia zestosunkowo niskimi nakładami na badania i rozwój. Zwłaszcza w dziedzinach związanych nowoczesnymi technologiami. Przyczyny takiego stanu rzeczy wydają mi się dość oczywiste. Prowadzona od lat polityka drogiego pieniądza utrudnia skutecznie finansowanie badań przez przedsiębiorstwa. Do tego słabość polskich uczelni, drenaż mózgów, wyprzedaż polskiego przemysłu. Najwyraźniej Andrzej Woźniak przyjmuje tą sytuację jako niezmienialną, a sens rozwoju innowacji postrzega w przygotowaniu odpowiednich kadr dla obcych inwestorów. Pisze on: "Przewaga konkurencyjna Polski jako kraju z relatywnie tanią i dobrze wykształconą siłą roboczą nie będzie trwała w nieskończoność."
Błędne priorytety
Tak jak wskazywałem w swoim poprzednim tekście na ten temat, polska gospodarka jest w stanie zaspokoić potrzeby wszystkich obywateli - nawet przy współczynniku ludzi aktywnych zawodowo znacznie poniżej 50%. Ale pod warunkiem, że gospodarka ta będzie nastawiona na realizację tego zadania. Tymczasem nadal funkcjonuje wprowadzony przez Balcerowicza model: zaspokajamy nasze potrzeby towarami z importu, a w zamian dajemy siłę roboczą i majątek produkcyjny. W takiej sytuacji zawsze będziemy mieli syndrom krótkiej kołdry. Gdy już wysprzedamy środki trwałe będziemy sprzedawać ziemię? Wraz z ludźmi (to już mamy przećwiczone w obrocie wewnętrznym)?
Wzrost innowacyjności jest więc niezmiernie ważny, ale dlatego byśmy nie musieli wszystkiego poza nieprzetworzoną żywnością importować, a nie dlatego byśmy potrafili sprostać wymaganiom naszych panów.
Inne tematy w dziale Gospodarka