jurekw jurekw
812
BLOG

"Rzeczpospolita" współczesną Trybuną Ludu?

jurekw jurekw Gospodarka Obserwuj notkę 6

"Trybuna Ludu" była tubą propagandową PZPR. Ówczesny PR był wyjątkowo prymitywny. Później mieliśmy epokę "Gazety Wyborczej". Wpływ jej propagandy - tyleż nowoczesnej co podłej - na współczesne życie umysłowe kraju jest nie do przecenienia. Nie będę się pastwił nad tym szmatławcem, bo Rafał Ziemkiewicz jest pod tym względem nie do pobicia.

Zajmę się propagandą która wydaje mi się bardziej groźna.

Dla ludzi prawicy (a ponoć w Polsce rządzi prawica?) najbardziej wpływowym dziennikiem pozostaje "Rzeczpospolita". Umiejętne łączenie treści propagandowych z dobrze przygotowanymi informacjami sprawia, że propaganda "Rzepy" jest nienachalna i skuteczna. Na dodatek ta propaganda wyjątkowo celnie nakierowana. Nawiązując do opozycji między rzetelnością a populizmem, propagowane treści charakteryzuje się jako anty-populistyczne. To sprawia że nie tylko zyskują one pozory rzetelności, ale na dodatek ich akceptacja daje satysfakcję przynależności do elity.

 

Kreowanie faktów

 

Strategia propagandowa "Rzeczpospolitej" to prawdziwy majstersztyk. Przecież nie można czynić zarzutu z tego, że dziennikarz pisze prawdę! A im częściej o czymś się pisze, tym opisywana sprawa staje się ważniejsza. Czasem trudno nawet zauważyć, że pojawiający się problem to wyłącznie wynik propagandy. Weźmy na przykład sprawę wprowadzenia w Polsce euro. Lawina artykułów, informacji i komentarzy sprawiła, że ta sprawa została wykreowana na jeden z najważniejszych problemów. Wciąganie do tego polityków i czytelników (konkurs "Zaprojektuj swoje euro") stworzyło wrażenie, że mamy do czynienia z trwającym procesem, którego nie da się zatrzymać. Narastającej presji uległ premier Tusk, który ni z gruszki ni z pietruszki ogłosił że już niedługo będziemy mieć w Polsce euro. Atmosferę podkręciła informacja że oto jakaś (tfu) gwiazda dziennikarstwa zaproponowała, by na awersie polskiego euro był wizerunek Leszka Balcerowicza. Grunt pod medialną pyskówkę był gotowy. W walce dobrego (ekspertów) ze złym (oszołomów) wynik był z góry przesądzony. Oczywiście - jak w większości gospodarczych kwestii - są poważne argumenty za i przeciw wejściu do strefy euro. Ale kto by się tym przejmował. Lawiny nie da się zatrzymać takimi głupotami.

Gdyby kryzys gospodarczy przyszedł nieco później, teraz musielibyśmy jeść tę żabę. A dziennikarze z troską pisaliby o pojawiających się problemach, które spadają na nas bez przyczyny jak plagi egipskie. Tylko że plagi egipskie miały swą przyczynę. Była nią jedna błędna decyzja Faraona. Co prawda w Egipcie nie było GWna ani Rzepy, ale to nie znaczy że PR nie był ważny. Jakby wyglądał władca, okazujący łaskę narodowi niewolników?

 

Rzeczywistość medialna ma to do siebie, że póki nie przekształci się w realne procesy gospodarcze, należy o nią dbać. By temat nie uwiądł, trzeba podlewać go nowymi potokami uczonych słów. Gdyby co drugi numer gazety zawierał pean na cześć wspólnej waluty, to byłoby nieznośne. Dlatego podejmuje się tematy szczegółowe. Przytacza się nowe 'odkrycia', w rodzaju: 'według pierwszego raportu NBP akcesja do unii walutowej może przyczynić się do zwiększenia tempa wzrostu PKB o około 0,2 – 0,4 punktu procentowego'. Roztrząsa sprawy szczegółowe (kto będzie drukował banknoty). Albo przynajmniej przy okazji coś o tym napomknie - na przykład mówiąc o problemie kredytów denominowanych w euro.

 

Manipulacje

 

Tak poważana gazeta nie może sobie pozwolić na prymitywne kłamstwa. Na szczęście sposobów manipulacji mamy bez liku. A przecież cel uświęca środki. Jako przykładem posłużę się artykułem z ostatniego wydania weekendowego (11-12 IX 2010) "Rząd nie chce w radach spółek pracowników".

Tekst zilustrowano grafiką pokazującą ile mamy przedsiębiorstw państwowych (to sprawia wrażenie profesjonalizmu) oraz wyliczeniem, dlaczego rząd nie chce pracowników w radach nadzorczych:

  • są nielojalni wobec spółki, gdyż realizują interes załogi,

  • są źródłem wycieku informacji poufnych,

  • nie mają przygotowania merytorycznego,

  • rolą prawa spółek nie jest ochrona interesów pracowniczych.

Szczególnie kontrowersyjną wydaje się ta ostatnia kwestia. W tekście artykułu na te temat ani słowa. Trudno się także doszukać argumentów przeciwnych. Przytoczono jedynie głos "oszołoma" (przedstawiciel związków zawodowych). Kluczowym jest fragment: "Obligatoryjny udział pracowników w radach nadzorczych spółek z udziałem Skarbu Państwa to wyraz idei socjalnej gospodarki rynkowej ukształtowanej w Niemczech ponad 60 lat temu, która nie odpowiada wyzwaniom współczesności - wskazuje prof. Michał Romanowski, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, który sporządził na zlecenie rządu memorandum na ten temat".

Użycie słowa "socjalna" w miejsce "społeczna" to oczywista manipulacja. A poza tym, rzetelność nakazywałaby przypomnienie iż społeczna gospodarka rynkowa została zadekretowana w naszej Konstytucji.

Najciekawsze w tym tekście jest jednak co innego. Zaraz po zrelacjonowaniu argumentu o konflikcie interesów pojawia się opinia: "- Argument, że rolę przekaźnika informacji dla załogi przejęły rady pracowników, jest błahy, bo po pierwsze rad jest mało, a po drugie otrzymują informację przefiltrowaną. Przedstawiciele załóg w zarządach i radach nadzorczych mają zaś dostęp do informacji z pierwszej ręki - mówi prof. Jerzego Wratny z Uniwersytetu Rzeszowskiego".

I tu pojawia sie problem: czy przytoczony argument jest za czy przeciw decyzjom rządu? Kontekst w którym go umieszczono (wyciek informacji) pozwala to rozstrzygnąć po myśli dziennikarzy (chciałem rzec: manipulatorów). Na szczęście dzięki internetowi możemy się dowiedzieć jaka jest opinia profesora w tej sprawie: "mimo krytyki ze strony firm instytucja przedstawicieli pracowników w radach nadzorczych wydaje się spełniać pożyteczną rolę".

 

Na szczęście koniec jest bliski

 

Rozwój mediów elektronicznych sprawia, że tradycyjna prasa jest w defensywie. Jesteśmy bardziej świadomi roli mediów. Szukamy rzetelnej informacji, albo traktujemy media jako nośniki wartości z którymi się identyfikujemy. Jesteśmy skłonni płacić za jedno i drugie. Ale jeśli zamiast informacji i opinii dostajemy papkę z której trudno odróżnić jedno od drugiego, mamy do czynienia z nic nie wartą propagandą. Ona ma zastosowanie przede wszystkim wówczas, gdy rzetelne informacje i opinie mogą nie być przekonujące. Takie działania mogą zyskiwać mniej lub bardziej świadome poparcie dysponentów środków na reklamę. Dlatego manipulatorzy jeszcze przez jakiś czas pożyją spokojnie. Jednak zmiany dotyczą także marketingu. Coraz powszechniejsze jest przekonanie o większej skuteczności etycznej reklamy. A ta z propagandą nie może iść w parze.

jurekw
O mnie jurekw

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Gospodarka