jurekw jurekw
1087
BLOG

Jak to jest z tym monitoringiem internetu - głos informatyka.

jurekw jurekw Rozmaitości Obserwuj notkę 10

 

Na stronach Salonu24 trwa dyskusja wywołana tekstem Igora Janke "Pomysł PiS. Czym grozi filtrowanie internetu". Polemizuje z nim Aleksander Ścios swoim tekstem "W ODPOWIEDZI IGOROWI JANKE".

Dla mnie najbardziej kontrowersyjnym jest stwierdzenie: 'Po co powoływać specjalny zespół, skoro można napisać dość prosty program, który będzie wyłapywał wszelkie „niebezpieczne” typu „zabić” czy „śmierć”'. W jednym z komentarzy pojawia się słuszna uwaga: "Dobrze byłoby jednak zapytać się informatyka czy rzeczywiście łatwo jest napisać prosty program w tej dziedzinie". Jako informatyk czuję się kompetentnym by na takie pytanie odpowiedzieć.

 

Rzeczywiście korzystając z interfejsów udostępnianych przez Google można łatwo zlokalizować strony na których pojawiają się określone słowa. Jednak program skonstruowany w ten sposób byłby przykładem marnej amatorszczyzny. Pojawia się bowiem kilka ważnych problemów, których on nie uwzględnia:

  1. Mechanizm indeksowania stron Google jest skonstruowany w taki sposób, że autor strony lub administrator portalu może mieć ma nad nim kontrolę. Może decydować które strony będą widoczne a które nie. Nietrudno się domyślić, że te które mogą stanowić ślad największych zagrożeń niekoniecznie muszą być upubliczniane. A więc taki program może wyłapać jakiegoś pijaczka który naplótł coś na publicznym forum, ale raczej nie znajdzie śladów grupy przestępczej na poważnie planującej zamach. Należałoby więc stworzyć własny mechanizm indeksacji (taka mała kopia Google). A to już łatwe nie jest - choć biorąc pod uwagę środki jakimi dysponuje państwo nie jest to wielki problemem. A tak na marginesie - bardzo bym się zdziwił, gdyby się okazało że takie oprogramowanie nie jest w Polsce wykorzystywane. Monitoring pewnych obszarów sieci informacyjnej jaką stanowi nowoczesne społeczeństwo nie jest przestępstwem. Zgody sądu wymaga inwigilacja konkretnej osoby. Ale monitoring określonych działań (nie nastawiony na konkretne osoby) jest prowadzony w sposób ciągły. Najprostszym przykładem są kamery monitoringu w miastach. Znane mi są informacje o innych - bardziej wyszukanych rodzajach śledzenia, ale to są chyba informacje poufne.

  2. Wiele stron, które z punktu widzenia policji mogą i powinny budzić zainteresowanie są chronione hasłami. Najczęściej wystarczy założyć sobie konto, aby mieć dostęp do szerszej informacji. Oprogramowanie może próbować zlokalizować takie strony i automatycznie zakładać konto. To jednak wymaga odpowiednio inteligentnych algorytmów. Tak samo wygląda sprawa analizy semantycznej zawartości stron. Proste algorytmy wychwycą sformułowanie 'zabić go'. Ale pominą wypowiedzi w rodzaju: 'Jutro będzie z wizytą w Pipidówce. Pojutrze może go już nie być'.

  3. Dla policji zlokalizowanie stron to dopiero połowa zadania. Trudniej jest stwierdzić, kto dane treści opublikował. Aby to zadanie ułatwić wprowadzono obowiązek przechowywania tzw. logów przez wszystkich dostawców internetu. Ale po pierwsze nie zawsze ten obowiązek jest wypełniany. Po drugie wiele serwerów znajduje się poza zasięgiem naszego prawodawstwa a po trzecie żaden rozgarnięty przestępca nie wyśle informacji mogących świadczyć o przygotowaniach do przestępstwa z domowego komputera ze stałym łączem do internetu. Podobne problemy pojawiają się przy monitoringu poczty (maile). Rozwiązaniem może być monitoring ruchu w sieci (czyli tego co przepływa, a nie tego co już gdzieś zapisano). A to jest zadanie arcytrudne, wymagające olbrzymich mocy obliczeniowych i raczej niewykonalne bez czynnego udziału dostawców technologii informatycznych. Komunikaty w internecie mogą być poszatkowane na wiele części i przepływać wieloma drogami (każdy inną). Taki monitoring może być realizowany przy współpracy z producentami urządzeń sterujących ruchem w sieci. Gdyby na przykład CISCO do każdego swojego mocniejszego routera (takiego jakie instaluje się w kluczowych węzłach sieci) dodało specjalny interfejs dla NSA - wielce by to ułatwiło sprawę. Znając ujawnione już działania służb specjalnych USA - takie rozwiązanie nie byłoby niczym dziwnym. Oczywiście takie możliwości nie są dla każdego i napisanie prostego ani nawet bardzo złożonego programu nic tu nie pomoże.

 

Tyle o informatyce. Przytoczone na wstępie zdanie jest jednak także kolejnym świadectwem tego, że Igor Janke jest po prostu kiepskim dziennikarzem. Co nie zmienia wysokiej oceny jego Salonu24 (nawet stosowana tu cenzura wydaje mi się mniejsza niż na "przodujących portalach" ;-)). Użyte sformułowanie sugeruje bowiem, że parlamentarny zespół i proponowany program stanowią alternatywę. A tak nie jest - nawet gdyby przyjąć wariant z 'prostym programem'. Zespół parlamentarny może podjąć decyzję - odpowiadając przede wszystkim na pytanie o to czy monitorować internet i w jakim zakresie. Program to co najwyżej wykonanie tej decyzji. Wyrażona przeze mnie krytyczna opinia znajduje potwierdzenie w odpowiedzi na zarzuty Aleksandra Ściosa. Igor Janke zręcznie omija sendo problemu (co niestety Aleksander Ścios mu ułatwia formułując fałszywe argumenty). Zarzuty A. Ściosa dotyczą bowiem przede wszystkim prezentacji pomysłu PiS jako groźby dla wolności obywatelskich. O ile pierwszy akapit tekstu I. Janke można by z zastrzeżeniami (o których wyżej) zaakceptować, to dalsza część tekstu oraz tytuł jest już zwykłą propagandą. Oczywiście - jak na Autora przystało - pełną troski o zachowanie bezstronności ;-)

Przy okazji - gdyby się tak zdarzyło że pan Janke przeczyta mój komentarz - polecam inne moje teksty na temat jego działalności:

http://jurekw.salon24.pl/237741,gratulacje-dla-igora-janke

http://jurekw.salon24.pl/222592,jak-dzialaja-opiniotworcze-media

i jeszcze dwa teksty innego blogera:

http://jerzy.63.salon24.pl/242571,igorowi-janke

http://jerzy.63.salon24.pl/218808,o-tym-jak-z-jurkiem-wawro-spalilem-rzepe

 

jurekw
O mnie jurekw

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Rozmaitości