Niby od dawna wiem, że polska ekonomia nauką nie jest, ale zawsze to miło uzyskać potwierdzenie od takiego autorytetu jak profesor Jan Winiecki. W jego ostatnim wpisie na blogu pojawia się zdanie: "wykształcił się w teorii rodzaj konsensusu odnośnie zaleceń dla prowadzenia polityki gospodarczej".
Zastanówmy się nad nim chwilę. Postęp w nauce odbywa się albo na drodze rozwoju teorii, albo poprzez krytykę. Nauki ścisłe opierają się na teoriach. Pewne teorie zostają uznane za najlepiej opisujące rzeczywistość. Rezultaty osiągane w oparciu o nie nie wymagają niczyjej akceptacji - mówienie więc o konsensusie nie ma tu zastosowania. Jeśli pojawią się fakty (wyniki doświadczeń) podważające teorię - poszukiwana jest inna, która potrafi je wyjaśnić. Zmiana teorii może oznaczać przyjęcie nowego paradygmatu. Jednak pewnością konsensus Winieckiego nie dotyczy tej sytuacji.
W naukach humanistycznych częściej mamy do czynienia z rozwojem poprzez krytykę. Odnosząc się krytycznie do tekstów wcześniej napisanych możemy lepiej zrozumieć opisywaną materię. Można wręcz rzec, że krytyka jest warunkiem nauki. Gdzie jest bezkrytyczna akceptacja (konsensus?), kończy się nauka, a zaczyna religia lub (jak w przypadku ekonomii) zabobon.
Oczywiście może się zdarzyć, że pewne fundamentalne kwestie nie podlegają dyskusji. Pisał o nich w swej encyklice "Fides et ratio" Jan Paweł II - podając przykład zasady niesprzeczności. Pomijam adekwatność stosowania terminu 'konsensus' (ja bym raczej określił to jako fundamentalne założenie). Teza Winieckiego bowiem dotyczy zupełnie czego innego, a mianowicie: zaleceń. Czyli zupełnie jak w zabobonach. Aby zwalczyć gorączkę u chorego należy go wsadzić na trzy pacierze do pieca. A żeby utrzymać w zdrowiu gospodarkę należy zakazać monetaryzacji deficytu. Tako rzecze Winiecki Jan. Nasz guru. Zauważmy, że nawet terminologia jest podobna (zdrowie/choroba).
Inne tematy w dziale Gospodarka