kaminskainen kaminskainen
551
BLOG

Krzywienko

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Jezioro to zajmuje szczególne miejsce w mojej prywatnej mitologii. Po pierwsze, jest Miejscem, w Którym Się Gubiliśmy. Co tam pojechaliśmy maluchem lub syrenką w tych tam głębokich latach osiemdziesiątych, to kończyło się na błądzeniu po polnych wertepach. Tymczasem dziś patrzę na mapę i widzę, że leży sobie takie jezioro zupełnie blisko lokalnej trasy i ma zupełnie niezłe dojazdy gruntówkami... No tak, ale kto miał wtedy takie mapy? Z całą pewnością nie każdy. Szczególnie zabawne było moje przeświadczenie, że "już jesteśmy na dobrej drodze", bo tak samo jak "wtedy" (kiedyśmy dotarli w końcu na miejsce) trawy nam szorują po podwoziu. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego dorośli nie traktują tego jak pełnowartościowej wskazówki. Jeziora w końcu chyba nie znaleźliśmy tamtym razem...

A osobliwe to jezioro: niby polodowcowa kicha, pogięta, długa i wąska wręcz karykaturalnie - ale płytka, dwa metry głębokości góra. Zupełnie nietypowa zatem kicha - bo porządne jezioro rynnowe ma najmniej 8-10 metrów głębokości. Nazwijmy je więc jeziorem kichowym - tak będzie adekwatniej. Leszczowo-krąpiowy to zbiornik, nie pamiętam by ktokolwiek z naszych złowił tam szczupaka - a przymiarki były. Raz ojciec złowił na spina ładnego okonia - ale nie w samym jeziorze, tylko w jakimś przyległym do niego rowku-kanałku, okazało się nawet rybnym w owym czasie (dziś może go nawet nie być, wiadomo jak to bywa). Siedziało się tam zatem cichutko na brzegu i wpatrywało w spławiczek, zamiast latać ze spinningiem. Brał białoryb, a połów królewski mógł stanowić dwukilowy, złoty leszcz. Jako że byłem wówczas zupełnym smykiem, moją najlepszą rybą z Krzywienka był leszczyk nieco większy od dłoni dorosłej osoby. Było tak, że ojciec łowił swoją niebieską, sześciometrową germiną, podnęcając od czasu do czasu pęczakiem, a ja od czasu do czasu przysiadałem w pobliżu ze swoją trzymetrową bambusówką i łowiłem pod trzcinką czy przy korzeniach.

Najbardziej utkwiły w pamięci trzy wycieczki na Krzywienko. Jedna była gromadna, wszyscy łowili: wujek, jego rodzice (czyli dziadek Stiopa z żoną) - no i oczywiście my z ojcem. Każdy po swojemu - wujek czymś na kształt pierwotnej odległościówki, dziadek S. spinningiem przezbrojonym na spławikówkę (pamiętam, że wyjął ładną płoć - i że chyba przyjechał na miejsce swoim skuterkiem, znaczy javą), a my z ojcem na baciki, czyli spławikówki bez kołowrotka, tylko gładki drąg, żyłka i spławik z haczykiem i obciążeniem. Było wesoło, gwarno, leciały dowcipy i komentarze, kobiety rozdawały łowcom kanapki, mi nic za bardzo nie brało - a najlepszą rybę złowił tata, mianowicie wyjął półtorakilowego leszcza, i to łowiąc czterometrową zaledwie tyczką germiny. Czyli największa ryba dnia podpłynęła aż pod nasz gwarny brzeg. Pamiętam jeszcze, jak się spławik klasycznie wyłożył: branie leszczowe.

Druga to ta wycieczka, kiedy ojciec złowił tego okonia na spinning - czyli nic szczególnego, ale jednak pamiętam. Swojego największego okonia, czterdziestaka, też złowił w takim rowku-kanałku - tyle, że nad wielkim jeziorem deltowym Dąbie. Gdy sam eksplorowałem te terany ze spinem i rowerem, widziałem młodociane piskorze lub ślizy (możliwe, że ślizy, bo woda akurat tam płynęła i była czysta) i złowiłem w takim kaczym dołku jednego szczupaczka.

Trzecia była wyprawa nocna, na węgorza. Pojechaliśmy z ojcem i dziadkiem Piotrem, jego ojcem, który wiele opowiadał o rybach, które łowił przed wojną w Pułtusku, ale też chętnie łowił jeszcze w tych latach osiemdziesiątych. Gdy zobaczył tę mętnawą wodę, a łowiąc żywczyki wyjął jazgarza, ożywiła go myśl o sandaczu. Czy nie ma tu czasem sandacza? Może tak by się nam trafił jaki? Niestety nie trafił się ani sandacz, ani węgorz, ani w ogóle nic - a ja przespałem większość nocy w syrence, a może i w namiocie - mały jeszcze byłem. Ojciec widział za to największego w życiu nietoperza - uznał, że był to nocek duży. Ja nietoperza nie widziałem, ale za to dziadek przyciął mi paluchy szybą w drzwiach syrenki. Nic się nie stało.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości