Nie bądźmy naiwni.
To, co teraz, w najgorętszym okresie kampanii wyborczej, tak się nam rzuca w oczy, było obecne w mediach służących III RP już od dawna. Nowoczesna, długofalowa propaganda to także umiejętna i starannie dawkowana krytyka swoich idoli, a nawet mecenasów.
Jedyne, co się w radykalny sposób ostatnio zmieniło, to wytoczenie na środek sceny Bronka Masowego Rażenia, którego ani obejść, ani przeskoczyć zwyczajnie się nie da. W takiej sytuacji trzeba skierować na niego wszystkie reflektory i zacząć wmawiać widowni, że tak ma być, a to co naturalne, zwyczajne, może lekko głupawe, ale przecież nie przemądrzałe, zawsze jest najlepsze.
Są także umizgi do nowych ubrań i dekoracji starych interesów (Kukiz) - tak to przynajmniej nasz świat mediów III RP zdaje się postrzegać - których oldskulowe wycie na pisowców już po prostu trochę nudzi, chyba że w pakiecie z peowcami.
I to umizgi bardzo delikatne, bo prawdziwe przestawienie wajchy oznaczałoby dla wiertniczo-czerskiego matecznika autentyczne samobójstwo, polegające na wycięciu większości dotychczasowych odbiorców i wymordowaniu w konwulsjach śmiechu ich potencjalnych następców. Niech ktoś sobie na przyklad spróbuje wyobrazić, że "Gazeta Wyborcza" dodaje w tytule "i Polska".
Po ewentualnej wygranej Dudy, początkowo te umizgi mogą być, także wobec niego, nawet większe. Dopóki nie zobaczą, na ile on się daje pozycjonować wedle ich uznania.
Prawdopodobnie bowiem, w sytuacji śmiertelnego zagrożenia, będą się starali wykorzystać sytuację, w której Prezydentem nie jest już bliźniak, a atak na PIS nie musi już być - z definicji - sprzężony z ostrzałem Belwederu. W efekcie obłąkany, ostatni szturm na PIS może zostać połączony z nieustannym "przypominaniem" Prezydentowi, że powinien stać "ponad" i nie może się "mieszać" do kampanii wyborczej.
Andrzej Duda chyba jednak, choćby się wszyscy nie wiem jak starali, zwyczajnie nie da rady zapomnieć, że atak na PIS będzie zawsze, niezależnie od pozorów, atakiem na niego.
W tej sytuacji wszystko, co naprawdę istotne "w temacie wajchy" rozstrzygnie się dopiero na jesieni, w wyborach parlamentarnych. Od rewolucji kadrowej w okienkach i na łamach, aż po bankructwa, przejęcia i tym podobne.
Media to jednak pasterz, a nie właściciel stada.
Powtórki z 2005 r. już bowiem raczej nie przewiduję. Powtórki, czyli MY zdobywamy wladzę, a ONI, czyli System, frontalnie z nią walczy. Dysponenci układanki i przynajmniej niektórzy politycy są o dziesięć lat mądrzejsi, a że przynajmniej część wyborców jest o dziesięć lat głupsza, tym razem pójdzie im z nimi o wiele łatwiej.
Ponowne ustawienie Systemu w kontrze do wiążącego go w dekoracyjne opakowanie, formalnego, politycznego układu władzy byłoby zbyt kosztowne. A trzeba się wreszcie przygotować do tego, by koniec "easy money" z Unii w 2020 r. nie skończyl się o wiele groźniejszą, niż wyborcza rewoltą.
Z przerażającą momentami głupotą i nonszalancją w doprowadzaniu wszystkiego w Polsce do stanu "spalonej ziemi", na której nie da się ani żyć, ani prowadzić interesów, ani zawierać intratnych czy znaczących sojuszów, platformerską kastą zarządców, takie przygotowania nie mają cienia szans na powodzenie.
Oczywiście jest to istotne wyłącznie dla tych, którzy żyć, pracować, robić interesy, mieć na ten kraj wpływ, zawierać z nim sojusze, a nawet kraść chcą jednak w Polsce i z Polską. Bo tylko o takich mi chodzi. Ale PO dołożyło wszelkich starań, aby tego typu grupa w ostatnich ośmiu latach znacząco wzrosła w siłę.
Inne tematy w dziale Polityka