"Zdaniem tym rycerze Władysława Łokietka sprawdzali polskość mieszczan krakowskich po stłumieniu buntu w 1312. Nie potrafiących ich wymówić czekała śmierć. Przywódcą buntu był wójt Albert, Niemiec z pochodzenia, wspierany przez ówczesnego biskupa krakowskiego, Jana Muskatę, wrogiego Łokietkowi. Kiedy Władysław Łokietek był nieobecny w Krakowie, Albert otworzył bramy miasta Janowi Luksemburskiemu, pretendującemu do tronu polskiego. W mieście doszło do buntu przeciwko Łokietkowi. Do możnowładców dołączali również mieszczanie, wśród których wielu było pochodzenia niemieckiego. Kiedy do miasta powrócił Łokietek, mający poparcie rycerstwa małopolskiego, mieszczanie zostali surowo ukarani. Konfiskowano majątki, sklepy, wielu straciło życie. Miasto zostało pozbawione wielu przywilejów. Szczególnie represjonowano mieszczan niemieckiego pochodzenia. Wkrótce po buncie wprowadzono do ksiąg miejskich zamiast niemieckiego łacinę. Testem polskości były cztery słowa: soczewica, miele, koło i młyn, trudne do wymówienia dla cudzoziemca."
Ech, tak tylko sobie dumam i wspominam władców, którzy - jak by to ująć - potrafili znaleźć i użyć właściwych środków we właściwym momencie. W tym jednego z naszych największych, a z pewnością najważniejszych królów, dzięki któremu Polska nie tylko się odrodziła, ale po prostu uniknęła rozbiorów.
Czy naprawdę czasy aż tak się zmieniają?
Inne tematy w dziale Polityka