"Ministrowie spraw wewnętrznych państw UE przegłosowali podział 120 tysięcy uchodźców - poinformowała luksemburska prezydencja UE. Według nieoficjalnych informacji przeciw były Czechy, Słowacja, Węgry i Rumunia. Wstrzymała się Finlandia. Większość krajów była "za". Ze swojego wcześniejszego stanowiska wycofała się Polska, która ostatecznie również zagłosowała "za".
A teraz to się będzie nazywało - pewnie "solidarność europejska"
Czyli zdrada swoich obywateli, w ogromnej większości zdecydowanie przeciwnych takiemu rozwiązaniu, zdrada interesu swojego kraju, zdrada sojuszników z Grupy Wyszehradzkiej, z którymi wcześniej uzgodniliśmy wspólne stanowisko, i których kilkakrotnie zapewnialiśmy, że ustaleń dotrzymamy, ma od tej pory oznaczać "solidarność" (czytaj, ślepe posłuszeństwo) z silniejszymi.
Właściwie chcę napisać w tym momencie tylko jedno. Dopóki w polskim życiu publicznym, polskiej polityce, termin "zdrada" nie odzyska swojego, pełnego i normalnego znaczenia. Dopóki nie znajdą się także na swoim miejscu wszelkie, bezwzględnie egzekwowane konsekwencje dla zdradzających, dopóty nie ma co nawet mówić o początku normalności w Polsce.
Nie będzie żadnego, dobrego prawa, nie będzie żadnej, dobrej i powszechnej sprawiedliwości. Nie będzie państwowego ani indywidualnego bezpieczeństwa, dobrobytu i spokojnej przyszłości dla uczciwych i pracowitych.
W cieniu bezkarności przestępstw czy zbrodni fundamentalnych dla istnienia państwa, państwa przestają istnieć, obywatele zamieniają się w niewolników, a o wszystkim rozstrzyga najsilniejszy z najbliższych sasiadów. Tak w skali międzynarodowej, jak regionalnej czy wręcz osiedlowej.
Warto o tym wszystkim podczas na przyklad kalkulowania "co nam się bardziej opłaci" i "na co nas stać" dobrze pamiętać.
Są takie sprawy, które "opłacają się" wyłącznie martwym. Państwom, narodom, cywilizacjom i ludziom.
Inne tematy w dziale Polityka