Antoni Dudek na podstawie ubeckich akt wypisuje brednie, które tarzają w łajnie okoliczności odzyskania przez Polską niepodległości w roku 1989, a jego samego kompromitują jako historyka. A przynajmniej powinny kompromitować. Bo okazuje się, że na tle większości historyków IPN Dudek uchodzi za względnie rzetelnego. Cóż, na bezrybiu…
Bzdury i kłamstwa mają tę przewagę nad prawdą, że ich prostowanie wymaga żmudnych i szczegółowych wyjaśnień. Antoni Dudek tę przewagę wykorzystuje bez litości. Dlatego ten odcinek będzie długi jak rozdział z książki Wildsteina.
W roku 2004 Dudek ogłosił, że wykrył tajne rozmowy Michnika z władzami ZSRR. W biuletynie IPN (4/2004) opublikował kilka szyfrogramów moskiewskiej rezydentury polskiego wywiadu. We wstępie napisał m.in.: Rosjanie już wiosną 1988 r. byli skłonni rozpocząć wstępny dialog z przedstawicielami tzw. konstruktywnej opozycji w Polsce, a w kilka – najdalej kilkanaście miesięcy później – rozmowy takie faktycznie zostały rozpoczęte. (…) Otwarte pozostają natomiast pytania o szczegóły prowadzonych wówczas rozmów, a także o to, kto jeszcze poza Adamem Michnikiem, Januszem Onyszkiewiczem oraz Andrzejem Wajdą był ich uczestnikiem oraz jaki był ich wpływ na powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego.
Onyszkiewicza Dudek umieścił wśród rzekomych tajnych negocjatorów, bo w szyfrogramach wyczytał: [Rosjanie] Obserwują, że niektórzy przedstawiciele opozycji – rozmówca wymienił przykładowo Wajdę i Onyszkiewicza – intensyfikują ostatnio próby docierania do ich ambasady. Z zachowania się rozmówcy źródło odniosło wrażenie, że ambasada radziecka w Warszawie kontakty takie utrzymuje.
Prawda jest taka, że po trzęsieniu ziemi w Armenii w grudniu 1988 roku Janusz Onyszkiewicz, rzecznik Krajowej Komisji Wykonawczej „Solidarności” (wtedy wciąż nielegalnej) wpisał się do księgi kondolencyjnej w ambasadzie sowieckiej w Warszawie. I to był koniec jego intensywnych prób docierania do ambasady. Ale Dudek wie lepiej, bo – wzorem Kataryny – jak nie ma dowodów, to luki wypełnia sobie własną narracją.
Porządny historyk zacząłby od krytycznej analizy szyfrogramów i konfrontacji z innymi źródłami, w tym z bohaterami wydarzeń, którzy przecież żyją i mają się dobrze. Napisałby więc do Michnika, Wałęsy i Onyszkiewicza listy z prośbą o komentarz, zaczekał na odpowiedzi (lub ich brak) i dopiero potem – ewentualnie – rozgłaszał swoje odkrycia.
Dudek woli z każdą bzdurą natychmiast biec do mediów, zwłaszcza tych, które wyznają leninowską koncepcję prawdy. Napisał więc dla Wprost (11-4-2004) tekst „Gorbaczow pod stołem” oraz udzielił wywiadów Łukaszowi Perzynie (Tygodnika Solidarność 25/2004) i Magdalenie Bajer (Odra 6/2004). Wszędzie mówił o rzekomych tajnych rozmowach opozycji z Sowietami. I o tym, że Michnik i Onyszkiewicz milczą jak zaklęci:
- Reakcja na Pana artykuł, odkrywający tak bulwersujące fakty, wydaje się skromna, jeśli chodzi o głównych zainteresowanych. Nikt nie podał Pana do sądu.
- Michnik i Onyszkiewicz nabrali wody w usta Charakterystyczne to milczenie.
Jak widać, Dudek przechodzi do porządku nad kuriozalnym argumentem Perzyny: Nikt nie podał Pana do sądu. Oto kryterium warsztatu i renomy historyka!
Dudek w tych wywiadach wygadywał m.in.: Oczywiste było od początku, że ZSRR nie zrezygnuje z dominacji nad Europą Wschodnią bez gwarancji bezpieczeństwa dla swoich interesów. Rozmowy toczone przez Michnika w Moskwie były wstępem do takich gwarancji, których realnie udzielił dopiero rząd Mazowieckiego.
Czy historyk Dudek ma jakieś dowody na poparcie swoich słów?
I dalej: Nie wiemy wciąż, na ile polityka Mazowieckiego wynikała z ostrożności, na ile z politycznych zobowiązań. Rozmowy o tych ostatnich prowadził m.in. Michnik. Kontakty opozycji z ambasadą radziecką miały miejsce już wcześniej - Mieczysław Rakowski pisał, że nie były dla niego tajemnicą.
Skoro Mieczysław Rakowski pisał, no to dla historyka z IPN jest to na bank prawda.
Kolejny przykład na to, że Dudkowi nie przeszkadza nawet najgłupsze pytanie dziennikarza. Perzyna pyta: - Jak Pan ocenia moralny kontekst tych rozmów? Nie wiedzieli o nich członkowie Solidarności, uczestnicy kampanii wyborczej, nawet już wybrani jej posłowie i senatorowie.
Pytanie zawiera fałszywą tezę, a nawet dwie: że rozmowy toczyły się od dawna i że odbywały się w tajemnicy. Dudek potwierdza: - To prawda. Cały rok 1989 usłany jest tajemnicami.
Gdy w Gazecie Wyborczej wyśmiałem te jego brednie, łapiąc go na kompromitującej wpadce (przegapił, że o jego rzekomym odkryciu w 1989 roku donosiły światowe agencje, a w Polityce ukazał się olbrzymi tekst), Dudek zaczął udawać, że chodziło mu o zupełnie co innego: Rzecz jednak w tym, że nigdy nie twierdziłem, iż sama wizyta Michnika w Moskwie nie była wcześniej znana, ale fakt, iż w jej trakcie miał spotkanie w Wydziale Zagranicznym Komitetu Centralnego KPZR. Tego zaś próżno szukać w przytaczanych przez Skoczylasa artykułach, a trzeba przyznać, że lipcu 1989 r. – na miesiąc przed powstaniem rządu Mazowieckiego – byłaby to nie lada sensacja.
A więc Dudek udaje, że waga jego okrycia polega na tym, że on jako pierwszy na świecie ujawnił skrywany przez Michnika fakt rozmów w KC KPZR. Istotnie, Polityka tego czarno na białym nie napisała. Gdyby napisała, to Dudek pewnie podałby jakiś inny dowód na to, że jednak ujawnił białe plamy w najnowszej historii.
Gdyby przed drukiem mojego artykułu „Jak Michnik z Wajdą Polskę Sowietom sprzedawali” Dudek wiedział o artykule Sławomira Popowskiego „Michnik w Moskwie”, to czy ani słowem nie wspomniałby o tym w żadnym ze swoich tekstów i wywiadów? Nie zwróciłby uwagi na choćby taki fragment: I wreszcie najbardziej spektakularne spotkania – w salach robotniczych Rady Najwyższej ZSRR, o krok od Kremla, na które zaprosili Michnika przedstawiciele tzw. Międzyregionalnej Grupy Deputowanych, reprezentujący zdecydowania radykalny nurt pierestrojki i nierzadko sami siebie określający, jako opozycja. (…) Pytań do Michnika, który występował tu jako przedstawiciel Klubu Parlamentarnego „Solidarności”, było tym razem mniej, za to z zainteresowaniem przyjęto propozycję spotkania grupy posłów polskich i deputowanych ZSRR.
Ani w biuletynie IPN, ani jednym ze swoich licznych tekstów prasowych, ani w wywiadach dla Perzyny czy Bajer nie skomentowałby tego choćby jednym zdaniem? Żadnych rozważań o politycznym znaczeniu tego pierwszego kontaktu posła OKP z parlamentarzystami radzieckimi? Żadnego sprawdzania, czy potem doszło do owego spotkania grupy posłów polskich i deputowanych ZSRR?
Gdyby Dudek naprawdę wypowiedź Michnika: Chodząc teraz po Moskwie, rozmawiając z ludźmi, nawet bardzo wysoko postawionymi, mam wrażenie… - to czy wciąż twierdziłby, że Michnik otaczał swoje rozmowy tajemnicą? I czy nie powoływałby się na te słowa, aby uwiarygodnić moskiewskie szyfrogramy?
Oj, tu się zagalopowałem. Dla historyków pokroju Dudka ubeckie akta nie wymagają uwiarygodniania.
O tym, z kim w Moskwie udało mu się porozmawiać, Michnik chwalił się na prawo i lewo. Im ważniejszy rozmówca, tym głośniej i więcej o tym mówił. O tym, że rozmawiał z zastępcą wydziału zagranicznego KC KPZR Jurijem Graczowem, Michnik natychmiast powiedział na przykład redaktorowi naczelnemu pierestrojkowego dziennika „Moskowskoje Nowosti” Jegorowi Jakowlewowi. Tak postępuje konspirator?
Dudek dziwi się dlaczego Michnik uporczywie zaprzecza, że negocjował z Sowietami warunki przejęcia władzy w Polsce przez opozycję: Dla krytyków Michnika była to cenna amunicja, choć wielu z nich wyciągało z ujawnionych dokumentów zbyt daleko idące wnioski. W istocie rzeczy bowiem, szukając kontaktu z władzami w Moskwie, Michnik trafnie założył, że radykalnie zwiększa się realny zakres suwerenności Polski i próbował ocenić jego skalę. Jednak po latach, zamiast próbować przekuć całą sprawę w dowód swojej dalekowzroczności, zareagował zleceniem jednemu ze swoich podwładnych rozprawy z moimi ustaleniami. Wybór padł na Jerzego Skoczylasa…
Załóżmy na chwilę, że Michnik rzeczywiście podczas swojego pobytu w Moskwie wynegocjował warunki przejęcia władzy przez opozycję. Pozostawmy na boku drobiazgi, jak to, czy była to umowa na gębę, po której nie zostaje żaden ślad, czy może jednak Michnik coś podpisał. I czy wystarczyło dogadać się z zastępcą wydziału KC, czy też Michnik negocjował z kimś ważniejszym? Samym Gorbaczowem? Którymś z ważniejszych członków Biura Politycznego? Ministrem spraw zagranicznych? A może Michnik tylko ugadał warunki ramowe, a szczegóły podpisano w sowieckiej ambasadzie w Warszawie? Albo z warszawskim rezydentem KGB? I co, żadnych śladów, żadnych świadków? Wszyscy milczą jak grób?
Powtarzam, zostawmy na boku te nieistotne szczegóły. Skoncentrujmy się na samym Michniku. Jak wiadomo, dominującą cechą jego charakteru jest chorobliwa wręcz skromność i niechęć do poklasku. Jak wymyślił z Kuroniem pomysł przejęcia władzy wykonawczej, to nie powiedział o tym nikomu. Artykuł „Wasz prezydent nasz premier” to był tylko wpis w jego sekretnym dzienniczku. W Gazecie Wyborczej został wydrukowany tylko dlatego, że porzucona kochanka wykradła mu ten dzienniczek i bez jego wiedzy przyniosła go do redakcji i skłamała, że Adam prosił o wydrukowanie tego jak najpilniej. Wie to każde dziecko. Tym bardziej więc milczy uparcie, gdy Dudek odkrył jego dalekowzroczność w sprawach ugody z Moskwą.
Dudek pisze: Sam Michnik nie skorzystał ani wtedy, ani później z okazji by napisać jak przebiegała wizyta w KC KPZR. Prawdopodobnie wypowiedział się na ten temat tylko raz, w kwietniu 1999 r., udzielając relacji w trakcie konferencji zorganizowanej przez University of Michigan w Ann Arbor. Powiedział wtedy: „Oni byli sobą zajęci, mówili »Róbcie co chcecie«, a skoro tak, no to ja wróciłem z Moskwy i powiedziałem »chłopaki, skok na kasę trzeba robić«, ale nawet wtedy Jaruzelski był bezpiecznikiem”.
Dudek przeczy sam sobie w jednym krótkim akapicie: Michnik nigdy nie opisał przebiegu wizyty w KC KPZR. Michnik powiedział, że oni powiedzieli mu: róbcie, co chcecie. To już poseł Macierewicz na spółkę z posłanką Kruk rzadziej sadzą takie farmazony.
A dlaczego zamiast sam odpowiedzieć Dudkowi, Michnik zlecił to mnie? To bardzo dobre pytanie, ale odpowiedź na nie Dudek doskonale zna: Fantazje pana Dudka nie mają granic. Nie jest to pierwszy nonsens, który wypowiedział. A obawiam się, że i nie ostatni.
Oj, nie ostatni. Odsyłam do tekstów Jana Lityńskiego czy Jana Widackiego.
W osobnych notatkach podaję teksty źródłowe
Inne tematy w dziale Kultura