Gdy obejrzałem spot emerytalny „Solidarności”, poczułem radość i dumę, że moje pieniądze zostały tak dobrze wydane.
Nie, nie należę do „Solidarności”. Choć w latach 1980-89 dałbym się za nią pokroić. Ale to była zupełnie inna „Solidarność”.
Skoro nie należę, dlaczego mówię, że ten spot powstał za moje pieniądze? Bo jako podatnik, czy tego chcę, czy nie chce – muszę finansować związki zawodowe. To trzeba stale przypominać: ogromna armia etatowych funkcjonariuszy związkowych wygodnie sobie żyje nie ze składek członkowskich, ale z ustawowego haraczu płaconego przez przedsiębiorców. A najliczniejsze związki zawodowe są w przedsiębiorstwach państwowych i spółkach skarbu państwa. Mało kto w Polsce ma tak komfortową pracę. Żyć, nie umierać.
Dodatkowy powód mojej radości i dumy z tego spotu jest taki, że od małego zachwycałem się sposobem, w jaki komunistyczna propaganda przedstawiała warunki życia w krajach kapitalistycznych. Najlepiej streszczał to tytuł książki, którą kiedyś musiałem przeczytać na przymusowym lektoracie języka rosyjskiego: „Obszczij krizis kapitalizma”. Komunizm niestety upadł i do niedawna tę moją ulubioną propagandę mogłem sobie oglądać tylko na starych kronikach filmowych.
Na szczęście „Solidarność” perfekcyjnie naśladuje tamte znakomite wzory i w starą socjalistyczną formę wlewa nowe narodowe treści.
Spot „Żądamy prawdziwej reformy” przedstawia typową polską rodzinę żyjąca pod jarzmem zbrodniczego reżimu Tuska: „Wojciech. Pracuje na umowę-zlecenie. Nie wie, czy jutro coś zarobi. Żona Barbara. Szuka pracy, prowadzi dom. Córka Ewa. Bez szans na etat. Nie wychodzi za mąż, bo narzeczony musi pracować zagranicą. Syn Kuba. Ambitne plany na przyszłość, ale nie w naszym kraju. Ojciec Wojciecha Władysław. Skończył pracę 6 lat temu [tu kamera pokazuje świeży grób pana Władysława]. Statystyczny emeryt żyje w Polsce właśnie 6 lat”.
W finale filmiku pan Wojciech zdejmuje z głowy kask ochronny i z całej siły wali nim o beton. W domyśle: bo w jego sercu eksplodował bezsilny bunt. Cięcie montażowe i ten kask bierze do swych spracowanych rąk i zakłada na swoją myślącą głowę szef „Solidarności” Piotr Duda. On w imieniu pana Wojciecha, jego rodziny dotkniętej klęskami, przy których Hiob to szczęściarz, oraz w imieniu wszystkich ludzi pracy ten bezsilny bunt przekieruje w konstruktywny sprzeciw. Piotr Duda mówi: „Mam coś powiedzieć? Nie muszę!”. Nie musi, ale mimo to mówi: „Nie potrzebujemy podnoszenia wieku emerytalnego. Potrzebujemy prawdziwej reformy. Nie ma drogi na skróty.”
Spot tego nie wyjaśnia, ale zapewne ta „prawdziwa” reforma powinna polegać na zachowaniu obecnego wieku emerytalnego, a może nawet na jego obniżeniu. No bo skoro przeciętny emeryt żyje tylko 6 lat, no to z pewnością przez cały okres swojej aktywności zawodowej wypracował godziwą emeryturę.
W tym spocie jest tyle prawdy, ile było prawdy o życiu kapitalistów w rysunkach „Krokodyla”. Średnia wieku w Polsce rzeczywiście wynosi 72 lata. Ale jest to średnia dla noworodków. Przeciętny noworodek żyje 72 lata i największy wpływ na tę statystyczną długość życia ma śmiertelność noworodków. Z długością życia emerytów ma to tyle wspólnego, ile wspólnego z „Solidarnością” miał Jerzy Urban. Mężczyzna, który dożywa 65 lat, statystycznie żyje jeszcze 15 lat, a w ostatnich latach ta długość życia szybko rośnie. Bez wydłużenia wieku emerytalnego za kilkadziesiąt lat przeciętny emeryt tyle samo lat pobierałby emeryturę, ile lat pracował. Albo więc jego emerytura będzie naprawdę głodowa, albo już teraz powinno się drastycznie podnieść składkę emerytalną.
Tak wspaniały i prawdziwy spot emerytalny narobił mi apetytu na następne arcydzieła sztuki propagandowej Mosfilmu, przepraszam, „Solidarności”. Ja stawiam!
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka