rozpylaczek rozpylaczek
2891
BLOG

Piotr Zaremba – uczeń Goebbelsa i Urbana

rozpylaczek rozpylaczek Polityka Obserwuj notkę 11

W „Uważam Rze” [to moja pomyłka, chodzi o dodatek Plus Minus w Rzepie] Piotr Zaremba napisał, że Jan Józef Lipski w „Dwóch ojczyznach…” „wyrzekał się w imieniu Polaków Ziem Zachodnich”.

Ulubionym chwytem komunistycznych propagandystów było odwracanie kota ogonem. Gdy na przykład Jacek Kuroń wezwał robotników: „Nie palcie komitetów, ale zakładajcie własne” – szmatławi dziennikarze „Trybuny Ludu”, „Żołnierza Wolności” czy „Dziennika Telewizyjnego” przekręcali tę wypowiedź i wmawiali społeczeństwu, że Kuroń „otwarcie” wzywa do palenia siedzib PZPR. Pamiętam nawet tytuł jakiegoś artykułu o Kuroniu i innych opozycjonistach: „Podpalacze Polski”.

Ten prymitywny zabieg był dość skuteczny nie tylko dlatego, że w PRL środki przekazu były ściśle kontrolowane i cenzurowane. Działał mechanizm, z którego największy użytek robił Josef Goebbels: „Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”.

Jesienią 1981 roku w „Kulturze” (nr 10/409) ukazał się esej Jana Józefa Lipskiego „Dwie ojczyzny – dwa patriotyzmy”. Znamienny był podtytuł tego szkicu: „Uwagi o megalomanii narodowej i ksenofobii Polaków”. Lipski zajmował się tam przyczynami polskiej ksenofobii i poczucia wyższości nad naszymi sąsiadami, Rosjanami, Ukraińcami, Czechami czy Niemcami. Przy okazji tych rozważań autor przypomniał (dla wielu czytelników wychowanych na PRL-owskich podręcznikach były to fakty szokująco nowe), kiedy i w jakich okolicznościach dawna Rzeczpospolita utraciła (o ile kiedykolwiek je posiadała) tzw. Ziemie Odzyskane. Był to lakoniczny wykład historyczny, z którego jasno wynikało, że większość tych ziem odpadła grubo przed zaborami i w sposób naturalny, przez utratę więzów z Rzeczpospolitą i dobrowolną germanizację ich mieszkańców (na przykład Pomorze Zachodnie w XII wieku). A niekiedy królowie Polski lub piastowscy książęta po prostu je sprzedawali.

Cały esej Lipskiego jest dostępny w internecie (http://wyborcza.pl/1,120013,3640733.html), tu zacytuję tylko charakterystyczny fragment:

Prawie każdy Polak (nawet wykształcony!) wierzy dziś, że wróciliśmy po drugiej wojnie światowej na ziemie zagrabione nam przez Niemców. Tyczyć to może Gdańska i Warmii od pokoju toruńskiego (1466) do rozbiorów należących do I-szej Rzeczypospolitej - choć zresztą Gdańsk i Warmia były wówczas i do końca drugiej wojny światowej w większości etnicznie niemieckie. Reszta Prus Wschodnich nigdy polska nie była, a Niemcy zdobyli te ziemie nie na Polakach, a na Prusach, narodzie pokrewnym Litwinom. Polska mniejszość na tym terenie (Mazurzy), zresztą słabo uświadomiona w swej masie, to ludność napływowa, sprowadzona głównie przez Albrechta Hohenzollerna z Polski; nie wiedział biedak, że powinien realizować idee Drang nach Osten i Prusy zaludniać tylko Niemcami. Zachodnie Pomorze - etnicznie też niepolskie, choć słowiańskie - zrzucało parokrotnie z uporem swą zależność od Polski i wytworzyło własną organizację państwową, zniszczoną przez Szwedów dopiero w XVII wieku. Prusacy wzięli te ziemie, zamieszkane nie przez Polaków, Szwedom, nie Polsce. Zniemczenie Pomorza Zachodniego odbyło się bez gwałtów, drogą naturalną. Śląsk jeszcze w Średniowieczu zhołdowany został przez Czechów - i wraz z Czechami wszedł w skład monarchii austriackiej. Prusy zabrały go Austriakom, nie Polsce, dopiero w XVIII wieku, gdy procesy niemczenia się Dolnego Śląska, również naturalnego, dokonującego się bez przymusu, były już mocno zaawansowane. Śląsk Opolski i Śląsk Górny zachowały swą etniczną polskość. Zorganizowany i skuteczny w pewnym stopniu nacisk germanizacyjny na tych ziemiach to dopiero druga połowa wieku XIX i XX wiek. Natomiast my nie chcemy z kolei dziś pamiętać, że są to ziemie, na których przez parę setek lat kwitła kultura niemiecka, Czytamy rzewne felietony o Piastach Śląskich, ich zamkach i pałacach, ale nikt nam nie mówi, że już Henryk Probus znany jest niemieckim podręcznikom literatury jako Minnesanger (niemieckojęzyczny trubadur), układający swe poezje w tym samym języku co Walter von der Vogelwelde, co Hermann von Aue, gdy polska liryka miłosna miała powstać i rozkwitnąć dopiero po dwu wiekach. To postać symboliczna w dziejach Śląska.

Komunistyczna propaganda przekręciła wymowę tego eseju w ten sposób, iż – a zaczęło się od dużego materiału w głównym wydaniu „Dziennika Telewizyjnego” – oskarżyła Lipskiego o zamiar (oczywiście w imieniu „Solidarności”) „oddania Niemcom Gdańska i Szczecina”.

Kampania ta – którą ciężko chory na serce Jan Józef Lipski zniósł bardzo źle – była w dużej mierze skuteczna. W latach 80. odbyłem dziesiątki rozmów z sympatykami „Solidarności”, którzy uwierzyli w te wredne oszczerstwa. Przez pewien czas nawet stale nosiłem przy sobie egzemplarz „Kultury” z tekstem Lipskiego. Gdy trafiała się kolejna ofiara komunistycznej propagandy, wyciągałem tekst i prosiłem o wskazanie mi miejsca, w którym Lipski proponuje tę transakcję. Ale nawet to nie zawsze skutkowało. Bo ludzie rzadko lubią, gdy się im udowadnia, że bredzą.

W najczarniejszych snach nie śniło mi się jednak, że te wstrętne oszczerstwa przetrwają PRL i że w wolnej Polsce powtarzać je będą publicyści, którzy uważają się za uczciwych patriotów. Którzy ze swojego patriotyzmu robią sobie szyld i którzy w każdym tekście odmieniają to słowo przez wszystkie przypadki.

W najnowszym „Uważam Rze” Piotr Zaremba napisał, że Jan Józef Lipski w „Dwóch ojczyznach…” „wyrzekał się w imieniu Polaków Ziem Zachodnich”. Są tylko dwie możliwości. Pierwsza: Piotr Zaremba nigdy nie przeczytał tego eseju Lipskiego, za to zapamiętał oskarżenia komunistycznej propagandy. Druga: Przeczytał, a mimo to uważa, że JJL rzeczywiście „wyrzekał się w imieniu Polaków Ziem Zachodnich”.

W pierwszym wypadku Zaremba okazuje się typkiem, który rzuca ciężka oskarżenia (jest to szczególnie wstrętne, gdy chodzi o ludzi, którzy już nie mogą się sami bronić) i nie zadaje sobie nawet tyle trudu, żeby wpisać w wyszukiwarkę frazę „dwie ojczyzny” i przeczytać w końcu nie tak długi tekst.

W drugim Zaremba jest po prostu idiotą lub skrajnym skurwysynem. Lub jednym i drugim.

Jerzy Skoczylas

rozpylaczek
O mnie rozpylaczek

Stoję tam, gdzie stało ZOMO, dziecko resortowe, dziadek z Wehrmachtu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka