rozpylaczek rozpylaczek
643
BLOG

Piotr Zaremba wyrasta z najlepszej tradycji

rozpylaczek rozpylaczek Polityka Obserwuj notkę 7

Opublikowany w 1981 roku (Kultura nr 10/409) esej Jana Józefa Lipskiego „Dwie ojczyzny – dwa patriotyzmy. Uwagi o megalomanii narodowej i ksenofobii Polaków” natychmiast spotkał się z żywym oddźwiękiem. W głównym wydaniu „Dziennika Telewizyjnego” ktoś niesłychanie przenikliwy bezbłędnie wyłuskał z chaotycznego i przydługiego tekstu istotę rzeczy i wyrąbał Lipskiemu prosto w twarz, że zaproponował tam oddanie Niemcom Gdańska i Szczecina. W ślad za „Dziennikiem Telewizyjnym” poszły prawie wszystkie gazety, z „Trybuną Ludu” i „Żołnierzem Wolności” na czele.

Zasługa PZPR-owskich propagandystów jest tym większa, że Lipski niczego takiego nie napisał. Ale przecież często tak jest, że autor nie zdaje sobie sprawy z tego, co pisze i dopiero wybitny komentator rzuca snop światła, dzięki któremu czytelnicy dowiadują się, co naprawdę autor chciał powiedzieć. Tak pewnie było z „Dwiema ojczyznami”.

Nic więc dziwnego, że po latach Piotr Zaremba – niewątpliwie jeden z najwybitniejszych polskich publicystów, erudyta, który zazwyczaj skromnie przemilcza źródła swojej głębokiej wiedzy – sięgnął do tamtych interpretacji i w „Rzeczpospolitej” niedawno napisał, iż Jan Józef Lipski w „Dwóch ojczyznach…” „wyrzekał się w imieniu Polaków Ziem Zachodnich”.

Oczywiście nie jest wykluczone, że Piotr Zaremba nie oglądał tamtego „Dziennika Telewizyjnego”, ani nie czytał o wspomnianym eseju Lipskiego w „Trybunie Ludu” czy „Żołnierzu Wolności” i swoją konkluzję sformułował całkowicie samodzielnie. Geniuszom to się zdarza, że niezależnie od siebie dochodzą do tych samych wniosków. Nie zmienia to w niczym faktu, że Piotr Zaremba swoim jakże trafnym odczytaniem intencji Lipskiego wpisał się w najlepsze tradycje polskiej publicystyki. A może nawet Twórczości Artystycznej. Mam nadzieję, że nazwisko Piotra Zaremby już na zawsze będzie łączone z jego znamienitymi poprzednikami.

Cały esej Lipskiego jest dostępny w internecie (http://wyborcza.pl/1,120013,3640733.html). Tu cytuję tylko kluczowy fragment:

Prawie każdy Polak (nawet wykształcony!) wierzy dziś, że wróciliśmy po drugiej wojnie światowej na ziemie zagrabione nam przez Niemców. Tyczyć to może Gdańska i Warmii od pokoju toruńskiego (1466) do rozbiorów należących do I-szej Rzeczypospolitej - choć zresztą Gdańsk i Warmia były wówczas i do końca drugiej wojny światowej w większości etnicznie niemieckie. Reszta Prus Wschodnich nigdy polska nie była, a Niemcy zdobyli te ziemie nie na Polakach, a na Prusach, narodzie pokrewnym Litwinom. Polska mniejszość na tym terenie (Mazurzy), zresztą słabo uświadomiona w swej masie, to ludność napływowa, sprowadzona głównie przez Albrechta Hohenzollerna z Polski; nie wiedział biedak, że powinien realizować idee Drang nach Osten i Prusy zaludniać tylko Niemcami. Zachodnie Pomorze - etnicznie też niepolskie, choć słowiańskie - zrzucało parokrotnie z uporem swą zależność od Polski i wytworzyło własną organizację państwową, zniszczoną przez Szwedów dopiero w XVII wieku. Prusacy wzięli te ziemie, zamieszkane nie przez Polaków, Szwedom, nie Polsce. Zniemczenie Pomorza Zachodniego odbyło się bez gwałtów, drogą naturalną. Śląsk jeszcze w Średniowieczu zhołdowany został przez Czechów - i wraz z Czechami wszedł w skład monarchii austriackiej. Prusy zabrały go Austriakom, nie Polsce, dopiero w XVIII wieku, gdy procesy niemczenia się Dolnego Śląska, również naturalnego, dokonującego się bez przymusu, były już mocno zaawansowane. Śląsk Opolski i Śląsk Górny zachowały swą etniczną polskość. Zorganizowany i skuteczny w pewnym stopniu nacisk germanizacyjny na tych ziemiach to dopiero druga połowa wieku XIX i XX wiek. Natomiast my nie chcemy z kolei dziś pamiętać, że są to ziemie, na których przez parę setek lat kwitła kultura niemiecka, Czytamy rzewne felietony o Piastach Śląskich, ich zamkach i pałacach, ale nikt nam nie mówi, że już Henryk Probus znany jest niemieckim podręcznikom literatury jako Minnesanger (niemieckojęzyczny trubadur), układający swe poezje w tym samym języku co Walter von der Vogelwelde, co Hermann von Aue, gdy polska liryka miłosna miała powstać i rozkwitnąć dopiero po dwu wiekach. To postać symboliczna w dziejach Śląska.

Jerzy Skoczylas

rozpylaczek
O mnie rozpylaczek

Stoję tam, gdzie stało ZOMO, dziecko resortowe, dziadek z Wehrmachtu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka