Sejm znowelizował prawo o zgromadzeniach. Jeżeli ustawa wejdzie w życie, władze gminne będą mogły zakazać organizowania dwóch lub więcej manifestacji w tym samym miejscu i czasie.
Nowelizacja nastąpiła na wniosek prezydenta, który w ten sposób zareagował na ubiegłoroczne zadymy podczas obchodów Święta Niepodległości.
To zmiana zdroworozsądkowa, choć oczywiście można dyskutować zarówno nad jej sensem w ogóle (może lepiej byłoby godzić się na ewentualne awantury, traktując je jako niezbędny koszt demokracji), jak i nad szczegółami nowych uregulowań. A czy nowe prawo okaże się skuteczne (to znaczy czy zapobiegnie rozróbom prowokowanym przez kontrmanifestantów) i dobre (czy nie posłuży do zakazywania manifestacji niewygodnych dla władz) – okaże się w praktyce. Jednak już teraz wszystkie partie opozycyjne głosowały przeciw tej nowelizacji, a Jarosław Kaczyński zapowiedział, że jego partia zaskarży ją do Trybunału Konstytucyjnego. Według niego ta zmiana daje prawo do „arbitralnego decydowania” o tym, czy zgromadzenie może się odbyć, czy nie. Co świadczy tylko o tym, że albo Jarosław Kaczyński nie przeczytał przepisów, przeciw którym protestuje, albo ma własną definicję pojęcia arbitralności.
Dodatkowego smaczku postawy PiS wobec tej nowelizacji dodaje to, że zaledwie kilka dni wcześniej Jarosław Kaczyński i inni czołowi działacze tej partii ostro krytykowali zarówno rząd Tuska (który nie miał w tej sprawie nic do gadania), jak i władze samorządowe Warszawy za wyrażenie zgody na przemarsz rosyjskich kibiców przez miasto. Nieoceniony Joachim Brudziński wykrzykiwał nawet, że jak chcą maszerować, to niech robią to w Petersburgu, a nie w Warszawie…
Jeszcze zabawniej zachowuje się kanapowe ugrupowanie Zbigniewa Ziobry, które niemal w tej samej chwili, co zagłosowanie przeciw nowelizacji – wniosło do Sejmu projekt ustawy radykalnie ograniczającej prawo do zgromadzeń. Gdyby pomysł Solidarnej Polski stał się prawem, gminy mogłyby tworzyć indeks zgromadzeń zabronionych. Impulsem do wymyślenia takiego prawa była niedawna warszawska parada równości.
Każdy oczywiście może meblować sobie wnętrze mózgu w dowolny sposób. Żadne prawo nie zabrania też rażącej niekonsekwencji w politycznej działalności, ani proponowania głupich przepisów prawnych. Ani tym bardziej traktowania swoich sympatyków jak kretynów, którzy nie dostrzegą tej niekonsekwencji.
Choć nie wykluczałbym, że akurat w tej sprawie zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Zbigniew Ziobro znają się na swoich elektoratach lepiej niż ja.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka