Jarosław Kaczyński zaproponował „okrągły stół” w sprawie in vitro.
Ponieważ – wedle oceny prezesa PiS – w obecnym Sejmie nie dojdzie do „ostatecznego, właściwego rozwiązania” tego problemu, więc „Trzeba próbować załatwić to, co można. Nie można przyjmować zasady wszystko albo nic”.
A więc brzmi to jak propozycja kompromisu i pewnie sam Jarosław Kaczyński jest głęboko przekonany, że w imię wspólnego dobra jest gotów do daleko idących ustępstw: „Z naszych projektów i projektów ministra Gowina można by wyjąć pewne części i przynajmniej niektóre sprawy uregulować. Byłoby to wyjście ułomne, ale z całą pewnością krok w dobrym kierunku”.
Przyjrzyjmy się bliżej, jak Jarosław Kaczyński pojmuje termin „kompromis”.
PiS zaproponowało niedawno aż dwa projekty ustawy o in vitro. A ściślej: ustawy o zakazie stosowania in vitro. Jeden z tych projektów za stosowanie in vitro przewiduje karę 2 lat więzienia. I tu właśnie Jarosław Kaczyński znalazł pole do kompromisu: „sprawy związane z penalizacją są do dyskusji”. Pewnie w trakcie okrągłostołowych rozmów prezes z bólem poszedłby na kompromis polegający na tym, że nie dwa lata, tylko rok, albo że owszem, dwa lata, ale tylko dla lekarza, a rodzicom sadziłoby się tylko grzywnę. Bo jest nieprzekraczalna granica kompromisu: „Ale jeżeli chodzi o generalia, to one wyrażają nasze zasadnicze stanowisko i w żadnym wypadku go nie zmieniamy”.
To „zasadnicze stanowisko” brzmi zaś tak: metoda in vitro nie powinna być stosowana.
Wszystkie siły polityczne w naszym parlamencie już pewnie gorączkowo wybierają swoich przedstawicieli do tego „okrągłego stołu”, cieszą się, że rysuje się perspektywa osiągnięcia kompromisu i czują zrozumiały podziw dla wielkoduszności Jarosława Kaczyńskiego.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka