Łukasz Zbonikowski padł ofiarą urzędniczej bezduszności. A może nawet politycznego spisku, w którym widać moskiewski ślad.
Pisze o tym Rzeczpospolita (http://www.rp.pl/artykul/995991.html?print=tak&p=0). W październiku polscy posłowie wygrali turniej piłkarski w Moskwie. W finale pokonali reprezentantów rosyjskiej Dumy 5:0. Poseł PiS Łukasz Zbonikowski w Moskwie nie wystąpił, bo na treningu, jeszcze w Polsce, zerwał ścięgno Achillesa.
To powinien być koniec historii, ale nie w sytuacji, gdy rzecz dotyczy posła partii o tak zobowiązującej nazwie. Łukasz Zbonikowski postanowił wywalczyć dla siebie odszkodowanie za utracone zdrowie w służbie dla umęczonej Oyczyzny. Bo w swoim mniemaniu grając w piłkę jednocześnie wykonywał obowiązki posła, a skoro doznał uszczerbku na zdrowi i jest ubezpieczony – no to należy mu się odszkodowanie.
Chodzi o blisko siedem tysięcy zł. Kwota nie rzuca na kolana, ale nie o takie sumy posłowie są gotowi kombinować jak koń pod górę. Poseł zgłosił wypadek w Biurze Obsługi Posłów. BOS wystąpiło o analizę prawną do Biura Analiz Sejmowych. Opinia była dla posła niekorzystna: „Ochrona nie obejmuje działań wykraczających poza ramy funkcji posła i kwalifikowanych tym samym jako należące do sfery spraw prywatnych, jak np. udział w imprezach sportowych.”
Poseł Zbonikowski aż się zatrząsł od takiej krzywdy. Natychmiast wysłał do szefa Kancelarii Sejmu Lecha Czapli pismo, w którym zarzucił sejmowej analizie rażącą sprzeczność, wszak „trening odbywał się w ramach prac Parlamentarnego Zespołu Sportowego, a praca w zespołach jest jednym z podstawowych elementów wykonywania mandatu posła”.
Po tak miażdżącej ripoście przyzwoita kancelaria sejmowa w te pędy poleciałaby do posła Zbonikowskiego z plikiem forsy za utracone zdrowie i bukietem kwiatów na przeprosiny. Zamiast tego kancelaria bezczelnie powołała się na regulamin Parlamentarnego Zespołu Sportowego, w którym stoi, że jedyną formą jego prac są posiedzenia. A przy okazji małostkowo wytknęła posłowi Zbonikowskiemu, że zapisał się do tego zespołu dopiero 29 stycznia br., czyli cztery miesiące po wypadku.
Wstrętne sugestie, że próbował wyłudzić nienależne mu odszkodowanie poseł Zbonikowski odrzuca z obrzydzeniem: „O tym, że nie jestem formalnie członkiem zespołu, dowiedziałem się ze zdziwieniem. To jakieś niedopatrzenie, bo od roku uczestniczyłem w treningach i wystąpiłem w kilku meczach.”
Przykra to historia, ale na pewno nie zniechęci ona posła Zbonikowskiego do dalszych poświeceń dla Oyczyzny.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka