Prezesa PiS najbardziej kocham za to, że w jednym krótkim zdaniu potrafi nie tylko obrazić miliony ludzi i narobić sobie wrogów wszędzie, gdzie się tylko da, ale jeszcze palnąć taki dowcip, że Jan Pietrzak i Marcin Wolski skręcają się z zazdrości.
Na spotkaniu w Środzie Wielkopolskiej Jarosław Kaczyński powiedział: „Gdyby sytuacja medialna była w Polsce inna, to kto inny by Polską rządził. Badania ludzi, którzy nie są naszymi zwolennikami, wskazują, że partia naszego typu, czyli umiarkowanej prawicy, powinna mieć w naszym kraju poparcie nawet do 58 proc.”
Tę wypowiedź powinno się rozpowszechnić tak, jak w czasach Edwarda Gierka rozpowszechnione było hasło „Polak potrafi”. Co z niej bowiem wynika?
Jarosław Kaczyński uważa, że większość Polaków nie myśli samodzielnie i głosuje pod dyktando dziennikarzy. Ta większość na pewno zapamięta sobie słowa Pana Prezesa i przy następnych wyborach weźmie je pod uwagę.
Powie ktoś, że przynajmniej dziennikarze powinni być zadowoleni z tego, że Pan Prezes tak wierzy w ich potęgę. No tak, powinni, ale jakoś nie są. Dziwnie nie lubią, gdy się ich wyzywa od agentów obcych wywiadów, kłamców i manipulatorów. Dlatego przytłaczająca większość dziennikarzy nie lubi Jarosława Kaczyńskiego i PiS-u. No i kółko się zamyka, a Pan Prezes dostaje kolejny niezbyty dowód na istnienie Układu.
Tyle o obrażaniu. Teraz o dowcipach. Ze przytoczonych słów wynika, że Jarosław Kaczyński uważa PiS za „umiarkowaną prawicę”. Jest w tym szczypta prawdy, bo na przykład program gospodarczy PiS-u na pewno nie jest skrajnie prawicowy. W ogóle nie jest prawicowy, tylko mocno lewicowy. Nawet SLD i PSL są bardziej rynkowe. Jeżeli jednak poglądy PiS na rodzinę i społeczeństwo Jarosław Kaczyński określa, jako „umiarkowanie prawicowe”, to należy się tylko z tego powodu cieszyć i modlić o to, aby w tym mniemaniu pozostał jak najdłużej.
W sumie najbardziej interesujące jest, skąd Kaczyński wziął tę liczbę: z czapki czy rzeczywiście PiS zamówił takie badania? Oczywiście nie ma szans na uzyskanie od niego jakichkolwiek konkretów. O treść pytań, o sposobie pytania, o metodologii dobierania respondentów, o wielkość błędu… Założę się, że gdyby ktoś publicznie o to zapytał, Jarosław Kaczyński by odpowiedział, że poda to w swoim czasie.
Pewnie z czapki. Skąd więc akurat 58? Chyba znam proces myślowy Pana Prezesa, który zaowocował końcowym rezultatem.
Musiała to być duża liczba, żeby robiła odpowiednio mocne wrażenie. Ponad siedemdziesiąt byłoby za dużo, nawet dla zwolenników PiS. No więc pierwszą cyfrą początkowo była szóstka. Zgodnie z zasadami psychologii marketingu liczba powinna się kończyć na cyfrę 9, ale gdyby Pan Prezes powiedział „69” – to zaraz by się rozległy śmichy-chichy i masa kłopotliwych pytań. 68? Jeszcze gorzej, bo to aluzja do wiadomego marca, więc stanęło na 58.
Ot i cała tajemnica „Instytutu Badawczego im. Jarosława Kaczyńskiego”.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka