Bardzo wątpię, by znany redaktor poznańskiej Gazety Wyborczej, Radosław Nawrot, swój tekst „Początek końca niekończącej się opowieści” (Gaz.Wyb. 24-25.06.2014) pisał myśląc o mnie, choć na zasadzie „uderz w stół, a nożyce się odezwą” właśnie mnie wywołał do tablicy. A raczej do polemiki, bo znalazły się w owym tekście stwierdzenia o rzekomej wojnie pomiędzy zwolennikami Shakin’ Stevensa i Limahla. Chciał, to ma…
Dla młodszych czytelników małe wyjaśnienie – Shakin’ Stevens i Limahl to kultowe postaci muzycznego świata lat 80. XX wieku. I tak się składa, że w tychże latach 80. byłem „po stronie Shakin’ Stevensa”, ale nie bardzo pamiętam, czy trwała wówczas jakakolwiek taka wojna. Owszem, shakin’owcy zapatrzeni w swego idola może niezbyt szanowali Limahla, ale żeby tak ostentacyjnie zwalczać limahl’owców, to chyba nie.
Pisze on: „Byłem bardzo zły. Usłyszałem bowiem, że Shakin’ Stevens jest najlepszy, a Limahl wygląda jak szczotka do klozetu. Rozgniewany zerknąłem na wiszący na ścianie plakat wyrwany z wnętrza pisma ‘Bravo’ i pogładziłem nastroszoną fryzurę. Jaka szczotka do klozetu?! Właśnie, że super!”. W tej zasłyszanej historii zgadza się jedynie stwierdzenie, że „Shakin’ Stevens jest najlepszy”, ale żeby jakoś specjalnie gardzić Limahlem? Nie bardzo wiem, w jakim środowisku obracał się Radosław Nawrot, bo młody Mączkowski skupiał się na śledzeniu muzycznej kariery Shakin’ Stevensa. Jednak kategorycznie i stanowczo nie zgadzam się z niesprawiedliwą i nieprawdziwą tezą, że napisy na murach „Limahl to ciuhl” pisali „ci od Shakin’ Stevensa”; jak i nie zgadzam się z tezą: „… wojna zwolenników Limahla z tymi od Shakin’a Stevensa była ostra, ale w 1984 roku nastąpił ostateczny triumf szczoty nad przykrótkimi spodniami”. Co to, to nie!
Jeśli wskazywać na czyjś triumf, to z pewnością lata 80. bezapelacyjnie należały do Shakin’ Stevensa, który nie nosił – skąd te wieści ?! – „przykrótkich spodni”. Szczyty popularności zdobywały wówczas jego słynne – i znane do dziś – „Cry Just A Little Bit”, „Marie, Marie”, „The Bop Won’t Stop”, „Hot Dog”, „Oh Julie”, „It’s Late”, „A Rockin’ Good Way” (w duecie z Bonnie Tyler), „A Letter To You” i mnóstwo innych. To właśnie on w 1985r. przyjechał do Polski – w tym i do Poznania – na swoje pierwsze polskie tournée. Wizyty Limahla nie pamiętam. Pamiętam natomiast zarzut podstawowy: Shaky śpiewał (i śpiewa!) koncerty live, a Limahl był znany z tego, że śpiewa z playbacku.
Jeśli więc redaktor Nawrot chciał mnie sprowokować do dywagacji o wyższości „szczoty” nad jeansowym mundurkiem (bo nie nad „przykrótkimi spodniami”!) to wskażę jeszcze jeden walor Stevensa: jest piosenkarzem znanym z mnóstwa hitów, podczas gdy Limahl jest znany jedynie z jednego utworu, będącego zresztą muzyczną ilustracją do filmu pod tym samym tytułem; tak jak w przypadku Shakin’ Stevensa jestem w stanie wymienić od ręki dziesięć tytułów płyt, tak w przypadku Limahla … jeden utwór.
Proszę zatem wszystkich (byłych i obecnych) zwolenników Limahla, by nie wszczynali sztucznych sporów o to kto jest lepszy, bo ten ranking wygra zawsze Shakin’ Stevens. Nie wiem co robi Limahl w tej chwili, ale wiem co robi Shakin’ Stevens. Gra nadal! W 2007r. wydał znakomitą płytę „Now Listen”, a teraz … nagrywa nową! I nadal koncertuje. W ubiegłym i w tym roku odwiedził między innymi Poznań, Wrocław, Łódź, Gdańsk. I nie potrzeba nam, shakin’owcom, pisać, że „Limahl to ciuhl”, bo mamy swojego idola, którego nadal lubimy i jemu wolimy poświęcać naszą uwagę!
Jeśli redaktorowi Nawrotowi mało, wzywam Go na pojedynek: zróbmy minikoncert charytatywny i wystąpmy na nim z playbacku – on jako Limahl, ja jako Shakin’ Stevens. A pieniądze przeznaczmy dla potrzebujących dzieci!
I jeszcze jedno: jeśli komukolwiek wydaje się, że uda mu się w ocenach muzycznych lat 80. skłócić mnie z Nawrotem, to srogo się myli: lubię go i bardzo szanuję. A swoją drogą, to były piękne lata, prawda Radku?
Inne tematy w dziale Kultura