Rostworowski (z lewej), w studio radiowym w Krakowie, z Ludwikiem Solskim,który grał w jego sztuce "Judasz z Kariothu"
Rostworowski (z lewej), w studio radiowym w Krakowie, z Ludwikiem Solskim,który grał w jego sztuce "Judasz z Kariothu"
Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz
461
BLOG

(V) Sofokles chrześcijański

Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz Kultura Obserwuj notkę 8

 

 

Ku memu zdumieniu, lutowa rocznica śmierci wybitnego dramaturga polskiego Karola Huberta Rostworowskiego (1877-1938), przeszła niemal bez echa. Pamiętał o niej jedynie na Facebooku prof. Jacek Bartyzel. Mój młody znajomy, absolwent polonistyki UJ, ceniony przeze mnie za chłonność umysłową i sprawne pióro, zapytany dziś przeze mnie czy wie, kto to był Rostworowski, odrzekł z rozbrajającą szczerością, że kojarzy go tylko z nazwą ulicy w Krakowie. Gdy wyraziłem zdumienie, że na polonistyce nie uczyli ich o nim, nie zadawali lektur, powiedział, iż wymieniony przeze mnie autor jest wprawdzie na liście lektur, ale rzadko jest chyba wybierany do czytania. Z  literaturą najnowszą zaś bywa jeszcze gorzej, gdyż jest objaśniana na UJ najczęściej przez zwolenniczki teorii gender.

Gdy 75 lat temu odprowadzano trumnę z ciałem dramaturga na cmentarz Salwatorski w Krakowie, miano świadomość, że umarł ktoś wielki. W kondukcie szli biskupi, profesorowie, hrabiowie, literaci, chłopi. Nie wahano się określać go wtedy „następcą Wyspiańskiego”, „Sofoklesem chrześcijańskim”, „ostatnim krzyżowcem”, „wielkim autorytetem moralnym”. „Czujemy chyba wszyscy, że odchodzi od nas herold Boga na całą Polskę, czujemy, że nad jego trumną wolno z Chrystusem powiedzieć: był pochodnią gorejącą i świecącą. Odchodzi od nas wielki artysta, wielki dramaturg, wielki Polak, wielki człowiek i herold Boga. Odchodzi ten, który się nigdy nie chwiał jak trzcina, ten, który głosem Bożego i zbiorowego sumienia mógł raz po raz zawołać na cały kraj: nie wolno” – wołał 7 lutego 1938 r. nad trumną Rostworowskiego wybitny uczony i kaznodzieja ks. prof. Konstanty Michalski.

Rostworowski jest przykładem tego, że wielcy ludzie dochodzą do swej wielkości krętymi drogami. Urodzony w 1877 r., był początkowo niespokojnym duchem. Zmieniał szkoły średnie, studiował w Niemczech rolnictwo, muzykę i filozofię. Prowadził tam hulaszcze życie. Pod wpływem lektur filozoficznych odszedł na 16 lat od praktyk religijnych. W trakcie pobytu w Czarkowach Pusłowskich zaczął się proces powrotu.

Rostworowski miał to szczęście, że wielki aktor i reżyser Ludwik Solski nie zniechęcił się jego pierwszymi, niezbyt udanymi próbami dramatycznymi, lecz na scenie Teatru im. Słowackiego wystawiał kolejne sztuki, m.in. „Judasza z Kariothu” (1913), „Kajusa Cezara Kaligulę” (1917) i „Niespodziankę” (1929), przyjęte z aplauzem przez publiczność i krytykę. Sam grał w nich główne role. Ks. Konstanty Michalski wspominał, że Solski, grając Judasza, „zagrał go tak, że ludzie truchleli i klaskali, klaskali i truchleli”. Sam Solski ponoć ubolewał, że w „Niespodziance”, wstrząsającej tragedii, gdzie ubodzy rodzice, dla dolarów, które chcieli przeznaczyć na kształcenie zdolnego syna, mordują nocującego u nich przybysza, będącego ich nierozpoznanym starszym synem, przez wiele lat pracującym w Ameryce, nie mógł zagrać świetnej dramaturgicznie roli Matki.

Podkreślano powszechnie uniwersalizm sztuk Rostworowskiego. Świadectwem tego było choćby podobne ujęcie tematu w sztukach Camusa „Kaligula” i „Le Malentendu” („Nieporozumienie”; sztuka podobna do „Niespodzianki”). Uniwersalność praw rewolucji i anarchii widać także w sztukach Rostworowskiego „Antychryst” i „Czerwony marsz”.

Rostworowski umarł 4 lutego 1938 r., wyniszczony postępującą gruźlicą. Umierał jako człowiek głębokiej wiary. Jej świadectwem był, według ks. prof. Michalskiego, m.in. „jego mszalik, gdzie okładka odpadła od środka, a środek rozpadł się tak, że kartka nie trzyma się kartki: zczytał tę książkę w żarze modlitwy wobec tajemnicy ołtarza”.

Wybuch wojny zatrzymał odpowiednie zbadanie, docenienie i propagowanie jego twórczości. Potem został  skazany na zapomnienie, przede wszystkim ze względu na swe zaangażowanie polityczne w ruchu narodowym oraz chrześcijańskie przesłanie dramatów. W latach 60. ub. wieku wydano w Londynie wybór jego dzieł, w Krakowie zaś dwutomowy zbiór dramatów. W drugiej połowie lat 70. udało się zaś w Teatrze Telewizji pokazać świetne realizacje trylogii dramatycznej Rostworowskiego. Potem znów było cicho. Na szczęście w latach 90. poloniści otrzymali napisaną przez Jacka Popiela monografię jego dramatów i naukowe ich wydanie w serii „Biblioteka Narodowa”, a jednej z krakowskich ulic nadano imię Rostworowskiego.

O swym mężu, ojcu, dziadku i stryju pamiętała oczywiście rodzina. Pozostała przecież wdowa Róża Rostworowska (1887-1971) i synowie: Jan (1919-1975, poeta), Marek (1921-1996, wybitny historyk sztuki i muzealnik) i Emanuel Mateusz (1923-1989, wybitny historyk). Tę pamięć przekazywano w pozostałych na szczęście w rodzinnych rękach miejscach, gdzie Rostworowski żył: na krakowskim Salwatorze, gdzie mieszkał w latach 1935–1938 i gdzie umarł, w kamienicy Popielowskiej przy ul. św. Jana 20 w Krakowie, gdzie mieszkał w latach 1918–1935 i gdzie napisał „Niespodziankę” i wreszcie w odkupionym w latach 70. dworze w Rybnej, gdzie się urodził.

– O dziadku dowiadywaliśmy się głownie z ust babci Róży Rostworowskiej, która mieszkała z nami. Przekazywała nam, jak mogła, sympatię, szacunek i miłość do dziadka. Opowiadała o nim jako o człowieku ogromnie miłym, przyjemnym, spontanicznym, czasem zapalczywym, ale z gruntu dobrym, bardzo ludzkim. To były opowieści babci dla dzieci. Opowiadała mi o dziadku, czytała jego sztuki. Miałam 12 lat, gdy mi czytała „Judasza”. Starała się przekazać jak najwięcej. To, że w wolnych chwilach zajmuję się grzebaniem w dokumentach, co owocuje m.in. książkami, zawdzięczam właśnie jej. Ona wpoiła mi przekonanie, że warto zajmować się przeszłością. Przygotowuję się powoli do napisania biografii dziadka. Będzie pisana z perspektywy rodzinnej – wspominała Maria Rostworowska, romanistka, córka Marka.

O mistrzu swej młodości nie zapominał jednak jeszcze ktoś inny, bardzo ważny. Dramaty Rostworowskiego i jego postawa moralna wpłynęły bowiem silnie na Karola Wojtyłę. Najpiękniejszym świadectwem jego pamięci o „Sofoklesie chrześcijańskim” była wypowiedź, już jako papieża, w trakcie spotkania z przedstawicielami świata kultury 8 marca 1991 r. w Teatrze Wielkim w Warszawie. Zwracając się do Marka Rostworowskiego, ówczesnego Ministra Kultury, powiedział: „Trudno mi jednak w tej chwili, mówiąc do syna wielkiego polskiego dramaturga Karola Huberta Rostworowskiego, nie zaświadczyć, ile ja sam zawdzięczam jego postaci, jego twórczości. Niech ten hołd pośmiertny wobec wielkiego polskiego pisarza, wielkiego człowieka teatru, wielkiego chrześcijanina będzie jakimś spłaceniem długu, który przez powojenne pokolenie w Polsce nie był spłacony, raczej ojciec pański – Karol Hubert Rostworowski był, powiedziałbym, tendencyjnie zapominany”.

– Młody Wojtyła jako 16-latek grał w „Judaszu z Kariothu” Rostworowskiego i traktował to ako ważne osobiste i artystyczne przeżycie. Później stykał się z Rostworowskim przez inscenizacje, które w Krakowie były bardzo żywe. U Wojtyły to doświadczenie Rostworowskiego – który w pewnym momencie swojej biografii miał ochotę wstąpić do zakonu, od czego odwiódł go Brat Albert Chmielowski, dowodząc, że dla pisarza ważniejszym obowiązkiem jest realizować posłannictwo myślowe chrześcijaństwa na drodze twórczości człowieka świeckiego – było głęboko przeżywane; u młodego Wojtyły też rodziły się wątpliwości i wahania co do wyboru drogi życia. Nie przypadkowo w „Bracie naszego Boga” pojawia się postać Huberta, która jest wzorowana na Rostworowskim – stwierdził prof. Jacek Popiel, znawca twórczości Rostworowskiego, prorektor Uniwersytetu Jagiellońskiego.

17 lat temu ukazała się bardzo ciekawa książka Tadeusza Dworaka, poświęcona Rostworowskiemu. Jej oddziaływanie było jednak nikłe, bo niewielki nakład rozszedł się szybko i nie ma jej nawet w Bibliotece Jagiellońskiej!!!

Wciąż pozostaje, niestety, aktualne końcowe stwierdzenie autora o autorze „Niespodzianki”: „Dorobek jego jest niejako w depozycie tych pracowników kultury, którzy decydują o repertuarach teatrów i kształcie teatralnych wznowień. Nic nie usprawiedliwia faktu, że już trzecie pokolenie w Polsce jest pozbawione przeżyć artystycznych, jakie może dać wystawienie dramatów Rostworowskiego. Na swoje premiery czekają: „Czerwony marsz” i „Don Kiszot za kulisami”. W przyszłym roku mija 83 lat od wystawienia w Teatrze im. Słowackiego „Niespodzianki”. Może więc dyr. Krzysztof Orzechowski przypomni krakowianom ten wstrząsający dramat „Sofoklesa chrześcijańskiego”? Może wyciągnie z magazynu popiersie Rostworowskiego, stojące przez wiele lat w foyer teatru? Może Telewizja Polska wyda na płycie DVD wstrząsającą realizację „Niespodzianki” z 1977 r., w reżyserii Jana Świderskiego (z nim i Haliną Gryglaszewską w rolach głównych)? Może Międzynarodowe Stowarzyszenie „Sezony Teatralne” zorganizuje multimedialny Festiwal Twórczości Rostworowskiego, tak, jak to było w przypadku Wyspiańskiego?

Na razie jedynie w ramach krakowskiej Salonu Poezji 7 kwietnia o godz. 12.00 w foyer Teatru im. Juliusza Słowackiego (pl. Świętego Ducha 1) zostanie zaprezentowany spektakl poetycki „Karol Hubert Rostworowski zapomniany poeta”, w reżyserii i wg scenariusza Lidii Bogaczówny

- Nie ma wątpliwości, że patrząc na historię dramatu XX w. z perspektywy czasu, na pewno ostały się w niej dramaty Rostworowskiego. Niestety, pozostały przede wszystkim w świadomości historyków literatury XX w., a nie w świadomości ludzi teatru: reżyserów, aktorów. To mnie zdumiewa, a nawet trochę boli. Wydaje mi się bowiem, że niektóre z tych tekstów nadal mają niesłychaną moc. Teatralną, myślową i ideową. Mam tu na uwadze przede wszystkim „Judasza z Kariothu”, „Kajusa Cezara Kaligulę” i „Niespodziankę” – dramaty należące do różnych poetyk artystycznych. Dwie pierwsze sztuki, oparte na wydarzeniach historycznych, pisane w stylistyce dramatu młodopolskiego, z pewnymi przypadłościami tego dramatu, jeśli chodzi o język (coraz trudniejszy w realizacji scenicznej), i „Niespodzianka”, która jest znakomitym dramatem realistyczno-naturalistycznym, mocno osadzonym w realiach – to dzieła, które powinny być w kanonie repertuarowym polskiego teatru. Dziwi mnie, że teatr tyle lat nie podejmował próby wystawienia tych tekstów. Nie musiałyby to być przy tym inscenizacje tradycyjne! Być może takie odczytania, jakie pojawiły się przy okazji Roku Wyspiańskiego w odniesieniu do tekstów twórcy „Wesela”, pokazałyby, że i sztuki Rostworowskiego mają dużą moc sceniczną, w innych, bardziej współczesnych realizacjach – powiedział prof. Jacek Popiel.

- Wydaje mi się, że myśl polska i historia przemian ideowych XX w. nie wykorzystała również fascynującej osobowości Rostworowskiego – człowieka, który przeszedł bardzo trudną drogę od młodzieńczych zwątpień i odrzucenia religii, życia studencko-młodzieńczego, które było zaprzeczeniem tego wszystkiego, co się wiąże z podstawami etyki chrześcijańskiej, do bardzo głębokiego powrotu do wiary. To doświadczenie może być cenne także dla współczesności – dodał Popiel.

 

Zmieniona wersja tekstu który ukazał się niegdyś w krakowskiej edycji „Gościa Niedzielnego”.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura