Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz
1210
BLOG

(XLV) Teresa jest jedna

Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz Kultura Obserwuj notkę 8

 

 

Wowo Bielicki widział wiele największych gwiazd filmowych. – Ale Teresa jest jedna – powiedział o Teresie Tuszyńskiej.

 

„Jeżeli można mówić o jakimś zachwycie nad obrazem filmowym artystki, dziewczyny, która wystąpiła w jakiejś roli, to Do widzenia, do jutra we wszystkich arcydziełach filmowych z kobietami jest chyba numerem jeden. Nie zobaczyłem nic lepszego na świecie, chociaż widziałem właściwie wszystkie największe gwiazdy. Piękne, doskonałe, znakomite, świetnie wywiązujące się ze swoich zadań artystycznych. Ale Teresa jest jedna. To tak jakby namalował ją Leonardo da Vinci. Z zagadkowym półuśmiechem. Z delikatnością” – powiedział Bielicki, znany scenograf i reżyser, Mirosławowi J. Nowikowi, autorowi książki „Tetetka”, zawierającej wspomnienia o Teresie Tuszyńskiej.

Teresę Tuszyńską (1942-1997) zobaczyłem pierwszy raz w połowie lat 70. ub. już wieku, na ekranie domowego telewizora, w trakcie nadawania „Do widzenia, do jutra” Morgensterna. Dziewczyna z filmu, grająca Margueritte, zrobiła na mnie wielkie wrażenie swoją zjawiskową urodą, wdziękiem, pięknymi sukienkami, wreszcie uroczym głosem, kaleczącym zabawnie wymawianą polszczyznę (dopiero po latach dowiedziałem się, że głos pod rolę Margueritte podłożyła  Eleanor Griswold, Amerykanka mieszkająca wówczas w Polsce). Potem wiele razy chciałem obejrzeć Tuszyńską w tym filmie. Zapomniałem jednak, horribile dictu, jego tytułu i dopiero na początku lat 90. natknąłem się nań przypadkiem w telewizji. Odtąd nie przepuszczałem już żadnej okazji, by oglądać go kiedy tylko się da. Odkąd ukazał się zaś po raz pierwszy na płycie DVD, zdaje się w 2007 r., oglądam Teresę bardzo często. Do tej chwili obejrzałem „Do widzenia, do jutra” 53 razy. Dopóki będzie istniała choć jedna kopia tego filmu, Teresa Tuszyńska wciąż pozostanie młodą, kilkunastoletnią dziewczyną, choć od jej przedwczesnej śmierci minie wkrótce już 17 lat.

Szukałem bliższych informacji o Teresie, jej zdjęć, tekstów o niej. Zebrało się tego nie mało. Rychło okazało się, że w swej admiracji, nie jestem osamotniony. Ujawniła się cała grupa „teresjan”, wśród nich zaś najwięksi: prof. Marek Leśniewicz i dr Krzysztof Trojanowski. Mgr inż. arch.  (jak brzmi jego pełna tytulatura) Maciej Nowak z Wielkopolski założył na Facebooku liczącą obecnie 96 osób „Grupę miłośników Teresy Tuszyńskiej”. Teresjanie dzielą się tam swymi odkryciami.

Mnie zaś połączyła nić szczerej sympatii przede wszystkim z Markiem Leśniewiczem. Ten uczony kryptolog i konstruktor ściśle tajnych urządzeń szyfrujących, zapalony i bardzo wytrawny meloman, miłośnik Tatr, wreszcie czuły stryj dla dzieci swego brata, jest teresjaninem bezkompromisowym. Dla mnie, teresjanina umiarkowanego, Teresa, przy całej doń admiracji, jest związana niemal wyłącznie z jej udziałem w „Do widzenia, do jutra”. Marek zaś, jak mi się wydaje, wszędzie tropi dowody tego, że była nie tylko najpiękniejszą z kobiet, po prostu królową, lecz także wielką, choć nie w pełni spełnioną aktorką. Nie w pełni, bo sama tak chciała. Nie dlatego, że inni nie chcieli. Miarą uwielbienia Marka Leśniewicza dla Teresy Tuszyńskiej jest fakt, że jej portret znalazł się wśród postaci wielkich uczonych na okładce jego dzieła naukowego „Sprzętowa generacja losowych ciągów binarnych”. Leśniewicz zaprojektował także nagrobek na mogile Teresy Tuszyńskiej na warszawskim Cmentarzu Północnym.

Nasz uczony kryptolog wykonał wielką robotę. Nie tylko odszukał liczny materiał ikonograficzny m. in. dzięki życzliwości Andrzeja Wiernickiego, pierwszego i najważniejszego fotoportrecisty Teresy, lecz także poddaje go sukcesywnie bardzo czasochłonnej, starannej obróbce cyfrowej. Odnalazł także dokumenty uważane za zaginione i fragmenty (a może już całość) morskiego filmu reklamowego w którym grała Teresa. Jedyne co mnie jako historyka z fachu uwiera, to jego nadmierna niekiedy ingerencja w obrabiane fotografie. Skoro uzna, że na jakimś zdjęciu „Duduś” Pawlikowski niepotrzebnie się „plącze” obok Teresy, lub tło na którym ona stoi jest „niepotrzebne”, to chwyta za myszkę komputera i usuwa te „zbędności”. No, ale „nikt nie jest doskonały”. Marek zaś poza tym nie celebruje swej uczoności; jest bardzo uczynnym człowiekiem.

Owocem współpracy Marka Leśniewicza i Krzysztofa Trojanowskiego, będzie wielkie objętościowo dzieło, poświęcona Teresie swoista encyklopedia „wszelkiej sciencyi pełna”. Zostanie w niej opisane i pokazane niemal wszystko, co autorom udało się ustalić i odnaleźć. Z drobiazgowością zostaną przedstawione np szczegóły widoczne w „Do widzenia, do jutra”. Nie tylko budynki i ulice. Dowiemy się nawet, kiedy grano przedstawienie z afisza umieszczonego na słupie ogłoszeniowym przy którym spotykają się Jacek i Margueritte. Dzieło jest na etapie ostatecznego szlifowania, co w przypadku uczonych współautorów może jednak potrwać długo.

Wyprzedziła je w druku książka innego teresjanina, Mirosława J. Nowika. Ów pasjonat filmu polskiego, podróżnik, redaktor programów telewizyjnych, kilka lat poświęcił na poszukiwania materiałów do filmu o Teresie. Pokazał go w bieżącym roku. Owocem zbierania materiałów do filmu „Teresa Tuszyńska movie”, jest książka Nowika „Tetetka. Wspomnienia o Teresie Tuszyńskiej”, wydana również w bieżącym roku przez Wydawnictwo Prószyński i Ska.

To ważna książka, dająca możliwość szerszemu kręgowi kinomanów i czytelników zobaczenia przez pryzmat wspomnień osób które ją znały. Nowik dotarł m. in. do Włodzimierza (Wowo) Bielickiego, znanego scenografa i reżysera, partnera Teresy z „Do widzenia, do jutra”, Grażyny Hase, projektantki mody, koleżanki Teresy z pokazów mody, Jerzego Jogałły, aktora grającego z Teresą w „Tarpanach”, Włodzimierza Kozłowskiego, wybitnego autora dialogów tworzonych w Studiu Opracowań Filmów, drugiego męża Teresy Tuszyńskiej, Kazimierza Kutza, reżysera, twórcy m. in. „Tarpanów”, Jana Laskowskiego, operatora, scenarzysty i reżysera, autora zdjęć do „Do widzenia, do jutra”, Lecha Łotockiego, aktora, grającego z Teresą w filmie Stawińskiego „Kto wierzy w bociany?”, Jerzego Stawickiego, operatora, autora zdjęć i scenarzysty, Marii Tusińskiej, szwagierki Teresy, Bogdana Tusińskiego, jej brata, Andrzeja Wiernickiego, fotoreportera który „odkrył” młodziutką Teresę, Jana Włodarczyka, kierownika produkcji i producenta m. in. „Do widzenia, do jutra”, Jana hr. Zamoyskiego, pierwszego męża Teresy. Nowik rozmawiał także z Markiem Leśniewiczem i Krzysztofem Trojanowskim. Ich wypowiedzi pozostały w filmie, lecz wycofali je z książki, ze względu na swój krytyczny do niej stosunek.

Zaczynem książki Nowika było... poskromienie jego filmoznawczej pychy. „Pycha doznała poważnego nokautu, kiedy któregoś dnia w telewizji, na kanale Kino Polska, zobaczyłem Tarpany Kutza. Musiałem ze skruchą przyznać, że nie wiem, kim jest ta piękna dziewczyna całkiem przyzwoicie radząca sobie z główną rolą. Rozpocząłem poszukiwania, żeby nadrobić brakującą wiedzę” – pisze Nowik.

W rezultacie powstała opowieść o pięknej, pełnej wdzięku dziewczynie z ludu miejskiego, która przebojem wdarła się na filmowy Parnas, zabłysła jasnym światłem, a potem szybko zniknęła i pogrążyła się w mroku niepamięci, umierając w zapomnieniu. „Jest dla mnie tragiczną postacią. (...) Zmarnowano ją. Zmarnowano wszystko. Jej talent, wdzięk, urodę. Wszyscy chcieli wyłącznie brać od niej, ale nie dając nic w zamian. A ona, tak jak często bywa u takich pięknych dziewczyn, które są molestowane, jakby nie wierząc, że mogą być traktowane poważnie, jak partnerka, nie umiała się przywiązać. Jedno z drugim się łączy” – mówił bez ogródek w rozmowie z Nowikiem Kazimierz Kutz. „Nie miała w sobie potrzeby robienia kariery. Gdyby miała, może byłoby z nią zupełnie inaczej? Nie miała jednak tego, co posiada większość dziewcząt. Pchania się w media. »Jestem zdolna, piękna, świat musi być mój«. Nie, nie. Ona właśnie była tego pozbawiona. I to było jej kalectwo. Ta dysproporcja pomiędzy jej warunkami, sprzyjającymi okolicznościami a brakiem chęci, nawet potrzeby zrobienia kariery. Dlatego nie mogła jej zrobić” – dodał Kutz.

Bardzo wartościowe w książce Nowika są liczne zdjęcia Teresy, dające pojęcie o sile jej urody i kobiecego wdzięku oraz szczegółowe kalendarium. Czytając je, warto zwrócić uwagę, że straciła matkę mając zaledwie 26 lat, w dwa lata później umarł zaś ojciec. Może to pozbawiło ją mocnego wsparcia w dalszym okresie życia.

W tej beczce miodu jest jednak niemała łyżka dziegciu, która psuje mi za każdym razem przyjemność lektury „Tetetki”. Obecnie, w czasie dominacji medialnych tabloidów, wywleka się na światło dzienne każdy szczegół z życia prywatnego powszechnie znanych osób. Nie wszystko jest jednak na sprzedaż. Z przykrością czytałem w książce Nowika fragmenty, opisujące szczegóły życiowych słabości Teresy Tuszyńskiej, podsycanych alkoholem. Nie wzywam do nadmiernego „brązownictwa”! Wzmianka o tym, byłaby oczywiście potrzebna, dla ukazania tragizmu tej postaci. Uszczegółowianie tego jednak w książce o niemałym nakładzie, nie w jakimś privatdrucku wydanym w niewielkiej ilości egzemplarzy, było jednak zupełnie niepotrzebne.

Czekając na kolejne efekty działań teresjan, wydobywających z zapomnienia tego pięknego motyla, któremu opalono skrzydła, można na szczęście bez przeszkód oglądać trzy filmy z Teresą Tuszyńską. Na płytach DVD wydano: „Do widzenia, do jutra” Morgensterna (jest kilka wydań), „Całą naprzód” Lenartowicza i „Rozwodów nie będzie” Stawińskiego. Dobrze byłoby, żeby opublikowano w ten sposób także: „Tarpany” Kutza, „Poczmistrza” Lenartowicza i „Kto wierzy w bociany?” Stawińskiego.

Dzięki podpisaniu przez Studio „Kadr”, które wyprodukowało „Do widzenia, do jutra”, umowy z serwisem internetowym You Tube, jeszcze w 2013 r. można tam było oglądać zrekonstruowaną cyfrowo wersję tego filmu. W chwili pisania tego tekstu, obejrzało ją tam blisko 28 tys. widzów. Niestety, obecnie film jest już tam niedostępny. Pozostaje oglądać go z płyt DVD. [Dopisane 25 maja 2020 r., w rocznicę premiery „Do widzenia, do jutra”.]

 

P.S. Warto dodać, że filmy w których grała Teresa miały bardzo piękną oprawę muzyczną. "Do widzenia, do jutra" bez muzyki Krzysztofa Komedy, byłby znacznie gorszym filmem. Kompozytora można zresztą w tym filmie zobaczyć grającego na pianinie w scenie z klubu studenckiego. Muzykę do "Tarpanów" Kutza i "Całej naprzód"  Lenartowicza napisał zaś, o czym przypomniał mi prof. Leśniewicz, zmarły 29 grudnia wybitny kompozytor polski Wojciech Kilar.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura