Krispin Krispin
250
BLOG

Mataczenie ma znaczenie

Krispin Krispin Polityka Obserwuj notkę 1

Cały świat wstrzymał oddech. Jodły przestały szumieć na gór szczycie. Rwące rzeki przestały rwać. Wróble przestały ćwierkać. Nieloty opuściły samoloty. Opuszczone samoloty nie wzniosły się. Za to on wzniósł się na wyżyny. A wszystko to, gdy Matczak Marcin – zhabilitowany doktor (ale jeszcze nie leczy w szpitalu w Leśnej Górze) – napisał do redakcji Tygodnika Powszechnego (tu zalecana jest szczególna uwaga!), że „Uważają się Państwo za redakcję czasopisma powszechnego, katolickiego, a jednocześnie tłumią dyskusję. Niby promują Państwo krytykę i odwagę myśli, ale tylko w jedną stronę. To nie jest otwartość, z powodu której wiele lat temu zacząłem Tygodnik czytać, a następnie z dumą dla niego pisać. To standardy tabloidu”[1].

Spocznij. Wolno oddychać. Warto oddychać. Świat wrócił do normalności. Jest tak, jak było. Chociaż nie, jednak nic już nie jest takie, jak było. Jodły szumią, ale jakby inaczej, choć wciąż na gór szczycie. Rwące rzeki rwą, ale i w stawach coś niecoś rwie. Wróble ćwierkają, ale jakby nie tak entuzjastycznie. Nieloty, które opuściły samoloty poszły do roboty, bo roboty jeszcze nie są w stanie zastąpić nas we wszystkim. Mimo że nieloty nie mają ochoty, ręce same – nawet porządnie odkażone – wznoszą się do oklasków. Wznoszą się z ziemi, gdzie opadły.

Właściwie zawsze opadają, gdy ten doktór zhabilitowany zabierał głos – nie wróblom, acz publicznie. Jak po tym jego komentarzu na temat raportu Patryka Jakiego na temat przepływów finansowych Poska-UE. Wielu popisywało się wyszukiwaniem „wielkich błędów” w tym raporcie, ale nikt nie odważył się stwierdzić wprost, że Polskę wzięliśmy za darmo od Unii i mamy ją Unii oddać: „Gdyby Patryk Jaki wziął od was za darmo samochód, a potem płacił wam za paliwo, by nim jeździć, to po paru latach uznałby, że nie musi go oddawać, bo wystarczająco zarobiliście na benzynie". I ktoś taki jest profesorem...


image

(zdjęcie z twittera)


Ten tfurczy człowiek, tfurca pojęć „depisizacja” i „ziobroza” (jak tfurczo nazywa chorobę, która szerzy się w TymKraju), tworzy lub współtworzy nową rzeczywistość. Rzeczywistość równoległą do tej rzeczywistej. Ale będąc w tej swojej rzeczywistości wydaje mu się, że to ta rzeczywista jest nierzeczywista, niedorzeczna, a ta jego to jedyna słuszna i prawdziwa.

A zatem Matczak Marcin, profesor (hłe, hłe, Meellechowicz), od wielu lat czyta Tygodnik i nie zauważył, że od dawna już „promują krytykę i odwagę myśli, ale tylko w jedną stronę”? Zdumiewające... nie, nie, to „normalka”. Tacy ludzie widzą tylko to, co chcą zobaczyć, a problemy są tylko tam, gdzie oni je widza. TK od dawna nie jest już pismem katolickim i od dawna nie warto go czytać. Czasy, gdy publikował w nim felietony „Kisiel” to zamierzchła przeszłość. To se ne wrati, pane Havranek... pardon, panie Matczak.

O co właściwie poszło? O felieton Jacka Podsiadły "Rapcio i ojcio"[2], opublikowany w „Tygodniku Powszechnym". Profesor żali się, że tekst jest „żenująco niskiej jakości”, a mimo to jest promowany „w mediach społecznościowych mocniej niż tekst o pladze samobójstw wśród młodzieży”. Poza tym, nie dano profesorowi (publikującemu wszak w tym piśmie) szansy na polemikę (w numerze, w którym ukazał się tekst Podsiadły) – a przecież tak "zrobiłaby porządna redakcja dbająca o pluralizm opinii", a potem nie pozwolono mu opublikować odpowiedzi na łamach „TP”. „To już nie jest sprawa dotycząca wyłącznie mnie, ale sprawa wolności słowa” – grzmi Matczak. Klękajcie narody!


Jebane młotki zostawcie nasze schodki

My tu tylko pijemy to piwo i palimy lolki

No sorki, że byliśmy trochę głośni

Nana-nana-nanana...[3]

(raper Mata / „Schodki”)


I w to mi graj. Nie, przeciwnie, ja nie lubię utworów na tę nutę. Ale naiwnych odsyłam do interpretacji groove.pl[3]. Może stanie się wtedy oczywiste, dlaczego prof. Matczak deklaruje swoją bezradność w „hitowej” książce „Jak wychować rapera”. Podsiadło pisze w „TP”: „Zdaniem ojca-konstytucjonalisty raper Mata, kupując na Orlenie i łojąc nad rzeką browary, ratuje poetów od śmierci z rąk najeźdźcy. Joł!”. Bez komentarza. Jedno jest w tej aferze optymistyczne. Profesor Marcin ogłosił – urbi et orbi – że nigdy już nie opublikuje tekstu w „Tygodniku Powszechnym”. Miejmy nadzieję, że to pierwszy krok (jak do zakochania). Pozostałe dwa to: „nigdy już niczego nie opublikuję” oraz „nigdy już niczego nie powiem”. Trzymajmy kciuki (ja mam dwa) za konsekwencję. W końcu nie możemy mu zabronić – żyjemy w wolnym kraju.

A skoro tak, to przypomnijmy inne „dokonania” doktora zhabilitowanego-konstytucjonalisty. warto zacząć od jego scysji z blogerem Matka Kurka. Pan Matczak, korzystając z wolności słowa napisał wtedy:


Kiedyś mówiłeś, że twoja córka idzie na prawo do Wrocławia, prawda? Wyślę ten twój defekacyjny tekst moim kolegom z Wydziału i poproszę, żeby go omówili na zajęciach w Jej grupie jako przykład mowy nienawiści. Zobaczymy jak będziesz piszczał, jak wróci do domu [4]. (Marcin Matczak, profesor domniemany)


Porządny człowiek, naukowiec, profesor, znawca, ojciec, autorytet... A może bloger „Matka Kurka” ma jednak rację pisząc, że Matczak to po prostu zły człowiek? Nie wyrokujmy za wcześnie. Idźmy dalej. Nie tak dawno temu Marcin Matczak oświadczył, że nie przyjmie tytułu profesora od prezydenta Andrzeja Dudy.


„Pragnę zupełnie szczerze i bez żadnej ironii podziękować Panu za to, że z mojej nominacji profesorskiej nie uczynił Pan sprawy politycznej i że krytyka, którą wobec Pana i Pana obozu politycznego wielokrotnie kierowałem, nie została przez Pana wykorzystana, aby tę nominację opóźniać (...) nawet jeśli otrzymam zaproszenie na uroczystość wręczenia nominacji profesorskiej, nie będę mógł, niestety, jej z Pana rąk odebrać. Odebranie tego honoru z rąk Prezydenta RP było zawsze moim wielkim marzeniem” (Matczak Marcin)


Nasz bohaterski bohater, twórca rzeczywistości równoległej inaczej, tworzy dla przestworzy. A wytwory, żeby nie powiedzieć wykwity, jego wyobraźni uznawane są za przejaw „szczególnie uważnego patrzenia na ręce obecnej władzy”.


Omamy!

Omamy Mamy blues‘

Omamy blues‘

Obamy!

Omamy Mamy blues‘

Obamy blues‘

(raper Blues‘Man Krispin)


"Częste są omamy, w których widzi się wyrok, zanim zostanie wydany” pisał nasz przezacny profesor na Twitterze (nie mylić z świerkaniem... pardon, ćwierkaniem – choć też na gór szczycie). Bo przecież doktór zhabilitowany Marcin Matczak znawcą jest i prawnikiem wielkim. Postanowienie (podpisane przez prezydenta Andrzeja Dudę) o nadaniu tytułu profesora nauk społecznych w dyscyplinie nauk prawnych opublikowano 15 lutego tego roku w Monitorze Polskim[5]. I pojawił się problem. Problem, który można by nazwać „matczakoza”, ale ma on już odpowiednik w języku polskim: mataczenie.


„Doceniam i dziękuję Panu za normalność, którą Pan tą decyzją pokazał. Jednocześnie proszę, aby wprowadził Pan tej normalności w nasze życie więcej. Na podobną nominację wciąż czekają inni polscy uczeni, tacy jak prof. Michał Bilewicz czy prof. Walter Żelazny”.


Wśród wymienionych nie znajdziemy oczywiście nazwiska dr hab. Andrzeja Zybertowicza (habilitacja w 1997 r.), to przecież byłby koniec świata i tej matczakowej „normalności”. Wzywa więc nasz dzielny profesor pana prezydenta: „Proszę nie kazać im dłużej czekać – oni także poświęcili istotną część swojego życia, aby zrozumieć, jak działa ten złożony świat i aby służyć społeczeństwu tą wiedzą”. Kim są owi dwaj wymienieni?

Dr hab. Michał Bilewicz (mimo że zwyczajowo mówi się profesor, to jednak trzymajmy się faktów) to psycholog społeczny, publicysta, wykładowca na Wydziale Psychologii UW, kierownik Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW. Prowadzi badania dotyczące „problematyki teorii spiskowych, uprzedzeń, konfliktu międzygrupowego, zagrożenia pozytywnej tożsamości społecznej i dehumanizacji, głównie na przykładzie ksenofobii, antysemityzmu i konfliktów etnicznych”. Jest współautorem pierwszych ogólnopolskich badań zjawiska mowy nienawiści [łoł!]. Jego prace dotyczące psychologicznych uwarunkowań gatunkowizmu stały się inspiracją do... powstania nowego nurt badań [łoł!] – badań nad psychologią jedzenia mięsa. W latach 2005-2019 był wiceprezesem fundacji „Forum Dialogu”, a obecnie Zasiada w jej Radzie Programowej – m.in. z Dariuszem Stolą (byłym dyrektorem Muzeum Polin) oraz Barbarą Engelking. Samo ocieranie się o takie osobistości to już wystarczający powód, by komuś profesorski tytuł. Panie prezydencie, „oni zasługują na nominacje profesorskie, a czekają na nie o wiele dłużej, bo już kilka lat” [sic!].

Dr hab. Walter Żelazny – kolejny socjolog i nauczyciel akademicki. „Krótkookresowy profesor wielu uczelni, długookresowy współpracownik SB” – to właściwie mogłoby wystarczyć za wizytówkę tego „profesora”. Niegdyś bezpartyjny kandydat z listy Unii Wolności w wyborach do Parlamentu Europejskiego i członek Partii Demokratycznej (demokraci.pl), który przez krótki okres (jak zwykle) zasiadał nawet w radzie politycznej tego ugrupowania. W 2018 roku aktywny działacz... Komitetu Obrony Demokracji. Na jednej z manifestacji w Białymstoku poruszał sumienia narodu wołając: „rządzą nami nawiedzeni wariaci i że nie możemy się dać nabrać na ich język”. Człowiekowi, który 15 lat służył aparatowi bezpieczeństwa PRL należy się przecież profesura. Jak psu budka. A przynajmniej Krzyż Żelazny.


„Zasługują na te nominacje nie mimo krytyki, którą publicznie w rozmaitych kwestiach przedstawiają, ale właśnie ze względu na to, że ją głoszą. Głoszona publicznie krytyka zawsze wymaga okazania podstawowej cechy uczonego, czyli odwagi, i zawsze – proszę mi uwierzyć – jest efektem troski o Rzeczpospolitą, czyli, jak mówi nasza Konstytucja, o dobro wspólne wszystkich obywateli” – uważa nasz Matacz... pardon, Matczak Marcin.


Biedny pan Matczak, dla którego wielkim zaszczytem jest otrzymanie nominacji profesorskiej oraz uroczyste odebranie tej nominacji w Pałacu Prezydenckim, poinformował nas publicznie, że zrezygnował z tego zaszczytu. Postanowił, że nie odbierze „tego honoru” z rąk Prezydenta RP, mimo że było to zawsze jego wielkim marzeniem. Cóż za poświęcenie. Wręcz bohaterstwo. Łza się zakręciła w oku. Ech...


Kłamie Pan!

A jeszcze parę dni wcześniej ten prawnik i zagorzały działacz KOD-u, który rozumie, jak działa ten złożony świat i służy społeczeństwu tą wiedzą (hłe, hłe, Meellechowicz...) grzmiał z trybuny Gazety Wyborczej: „W natłoku łajdactw prawnych może nam to umknąć: organ, który decyduje o życiu i śmierci Polek, nie ma legitymacji, by decydować o czymkolwiek”. To oczywiście o Trybunale Konstytucyjnym. Te mądrości doprowadziły do starcia na Twitterze z Krystyną Pawłowicz, która zarzuciła mu w końcu kłamstwo. Kiedy dyskusja zeszła na temat wykształcenia, napisała: „Gdy zabrakło argumentów prawnych i DOWODÓW wkracza pan na grunt ad personam, ocen mojej świadomości”. Jak zwykle. Oni mataczą i kłamią nagminnie (nie mylić z gminem, bo to przecież elyta).


Ta „opozycja” jest jak socjalizm kiedyś. Wymyśla problemy, z którymi chce dzielnie walczyć. Tylko, że nie zamierza dostrzec ich pierwotnego sedna. (napisał Marcin Gołofit w komentarzu)


Tym sednem (skojarzenia ze słowem „dno” są jak najbardziej uzasadnione) są między innymi tacy spece od mataczenia jak Matczak Marcin, Michał Bilewicz czy Walter Żelazny. Mata tera wszystko czarno na białym – chciałoby się rzec, ale... allle... alee... może to zbyt rasistowskie? Trudno nie odnieść wrażenia, że Michał Matczak, czyli raper Mata, syn profesora Matczaka o takich właśnie jak oni śpiewa swój „hit” o wiele mówiącym tytule: „Patointeligencja”.


*****

[1] Marcin Matczak krytykuje Tygodnik Powszechny na fb


[2] RAPCIO I OJCIO  (ten artykuł pewnie warto przeczytać w całości, ale zastanów się jednak trzy razy, czy chcesz wspierać finansowo TP)


[3] interpretacja groove.pl: „W refrenie artysta sprzeciwia się wszystkim tym, którzy zgłaszali problemy z hałasem w klubie, które doprowadziły do zmiany lokalizacji. Młotkami są nazywane osoby, które przeciwstawiają się zabawom i zasadom jakimi kieruje się “życie” na Bulwarach Wiślanych czyli popularnych schodkach. Dalej raper przedstawia sytuację w której "Sebastiany" awanturują się z ochroną lub policją. Nikogo nie zdziwi fakt, że na świeżym powietrzu niektórzy piją i zaczynają zachowywać się agresywnie. Większość takich zatargów kończy się bójkami z policją lub innymi osobami bawiącymi się na "schodkach", ponieważ noc bez tego nie może się skończyć”.


[4] Matczak napisał do córki blogera „Matka Kurka” 


[5] W ustawie o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (z dnia 14 marca 2003 r.) dokładnie opisana jest procedura przyznawania tytułu profesora zwyczajnego:

1. Po procedurze recenzenckiej (art. 28.1) Rada właściwej jednostki organizacyjnej podjmuje uchwałę popierającą wniosek (jeśli oczywiście ten wniosek popiera) o nadanie tytułu profesora i przesyła go wraz z aktami postępowania do Centralnej Komisji (ma na to 1 miesiąc od podjęcia uchwały);

2. Centralna Komisja podejmuje uchwałę o przedstawieniu albo o odmowie przedstawienia kandydata do tytułu profesora (ma na to 6 miesięcy od dnia otrzymania uchwały, o której mowa powyżej);

3. Centralna Komisja składa w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wniosek o nadanie tytułu profesora (ma na to 1 miesiąc od chwili podjęcia uchwały o przedstawieniu kandydata do tytułu);

4. Prezydent podpisuje taki wniosek, ale przepisy nie wyznaczają Prezydentowi terminu, w jakim musi/powinien wydać postanowienie o nadanie nominacji profesorskiej.

Rola prezydenta jest dość ograniczona. Przypominam, że prezydent Lech Kaczyński podpisał i wręczył nominację profesorską Janowi Hartmanowi, a „szalony Janek” tę nominację oczywiście przyjął (pewnie serce mu się wtedy krajało). Trudno w tej procedurze szukać możliwości politycznej wendety. Niektóre wnioski o nadanie tytułu profesora mogą być sprawdzane przez Kancelarię Prezydenta. Czy to coś dziwnego? Chyba nie. W przypadku dr Bilewicza okazało się, że opinie weryfikujące kandydaturę wydało 6 osób, a 4 spośród nich (3 recenzentów i super-recenzent Centralnej Komisji, którego zdanie przeważa szalę na tak lub nie) były zatrudnione w tej samej uczelni (SWPS Uniwersytet Humanistyczno-Społeczny). Pozostałe dwie też nie były “z innej parafii”: jeden recenzent był wcześniej przewodniczącym Rady Programowej SWPS (przypadek na pewno), a drugi współpracował z tymże przewodniczącym. Zgrana paczka, prawda? :)

Krispin
O mnie Krispin

Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka