Marek Darmas Marek Darmas
331
BLOG

POLSKA POD PRĄD

Marek Darmas Marek Darmas Technologie Obserwuj notkę 1

 

Nie znam się na tym. Dlatego z najwyższą uwagą słucham tego, co mają do powiedzenia mądrzejsi ode mnie. A mądrzy mówią, żeby nie budować, że Czernobyl i Fukushima powinny wystarczyć światu jako przestroga.
 
Do takiego wniosku doszli już pragmatyczni Niemcy, którzy do 2022 roku postanowili zamknąć siedemnaście swoich siłowni nuklearnych. Wygaszenie atomowych pieców kosztować będzie naszego wschodniego sąsiada 40.000.000.000 euro. Kanclerz Merkel powołała komisję, która zaleciła, aby Niemcy w ciągu najbliższych 10 lat zrezygnowali ze swoich siłowni nuklearnych. W miniony weekend bawarscy chrześcijańscy demokraci dyskutowali na ten temat ze swoimi sojusznikami z CDU Angeli Merkel. 6 czerwca sprawująca rządy w Niemczech koalicja ma zaprezentować projekty ustaw na podstawie których kraj przestawi się z energii atomowej na konwencjonalne sposoby produkcji energii elektrycznej.
 
Sprawa wydaje się niezwykle poważna. Przeciwnicy szybkich rozwiązań ostrzegają przed black-out, czyli rozległą awarią zasilania w przypadku zbyt szybkiej rezygnacji z energii atomowej. Inni podnoszą kwestię gigantycznych kosztów zastępstwa tej energii przez budowę całego systemu konwencjonalnych elektrowni. Wiadomo, że koszty te obciążą gospodarstwa domowe oraz przemysł. Dlatego już dziś podnoszą się głosy sprzeciwu tych przedsiębiorstw, których produkcja związana jest z dużą konsumpcją energii. Protesty indywidualnych odbiorców energii pojawią się później.
 
Wielką ostrożność wykazują w tej kwestii rządy innych państw.
 
Włosi zrezygnowali ze swojego programu nuklearnego w 1987 roku. Mieli zamiar wznowić budowę siłowni atomowych na początku 2011 r. Dziś rząd Berlusconiego wycofuje się z tego programu. W ubiegły wtorek włoski parlament wyraził zgodę na dalsze wstrzymanie projektów siłowni atomowych jeszcze na rok lub dwa.
 
Szwajcaria, gdzie 4 centrale produkują dziś 40 procent energii zapowiada, że do 2034 roku zrezygnuje z elektryczności produkowanej w centralach atomowych. Symptomatyczne, choć niektórzy chcieliby widzieć w tym propagandowy argument w zbliżającej się w tym kraju kampanii wyborczej. 
 
Również Francja zastanawia się nad scenariuszem, w którym można będzie zredukować przynajmniej o 5 procent produkcję energii elektrycznej wytwarzanej w reaktorach atomowych. Francuscy eksperci mają się wypowiedzieć do końca września na temat konsekwencji takiego zamierzenia. Przypomnijmy, że według dzisiejszego elektronicznego wydania „Le Figaro”, Francja czerpie dziś 74 procent swoich zasobów prądu z produkcji elektrowni atomowych.
 
Dziennik przypomina, że obecnie funkcjonuje na świecie 211 central atomowych. W przypadku potencjalnej awarii takiej siłowni, najbardziej zagrożony obszar położony jest w promieniu 30 kilometrów. Otóż w przypadku awarii japońskiej centrali Fukushima, w promieniu 30 kilometrów mieszkało 172.000 osób. Natomiast we Francji w kręgu 30 km od centrali Fessenheim mieszka 930.000 osób. Ale to nic w porównaniu z krajami Azji. W pobliżu centrali Kanupp w Pakistanie w promieniu 30 kilometrów żyje 8.000.000 ludzi. W Chinach w rejonie 75 kilometrów od dwóch central mieszka 28.000.000 ludzi. Prosze sobie teraz wyobrazić ewakuację takiej masy ludzi porównywalną z liczbą mieszkańców średnio dużego państwa. Zgroza.
 
Siłownie atomowe budowane są z bardzo długą perspektywą działania. Oznacza to także perspektywiczny rozwój regionu na którym się znajdują. Dlatego przyciągają one gigantyczną populację, która swoje perspektywy życiowe wiąże z rozwojem atomowej infrastruktury. Ten boom ekonomiczny może jednak stać się powodem olbrzymiego zagrożenia w przypadku awarii.
 
Problemy związane z tymi zagrożeniami mają być omawiane na międzynarodowej konferencji, która ma się odbyć w Wiedniu, prawdopodobnie jeszcze w czerwcu br. Zwołano ją ad hoc po wybuchu centrali w Japonii.
 
Tymczasem Donald Tusk trzy lata temu zapowiedział budowę w północno – wschodniej Polsce, co najmniej dwóch reaktorów atomowych. Od czego się zaczęło? Oczywiście od biurokracji. W Ministerstwie Gospodarki powstał już Departament Energii Jądrowej. W ubiegłym roku przedstawiono listę miejscowości, które brane są pod uwagę przy lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni. Jasne, że powołano pełnomocnika rządu ds. budowy elektrowni i jego regionalne oddziały.
 
W trakcie ubiegło tygodniowej wizyty w Polsce prezydent USA wymieniał firmy, które jego zdaniem będą mogły zaproponować nam w tej dziedzinie najlepsze technologie.
 
Na razie rząd Tuska nie zmienia więc zdania w sprawie polskiego programu atomowego, choć jak starałem się to wykazać, Polska idzie w tej dziedzinie pod prąd europejskim i światowym tendencjom.
 
Taktyka Tuska przypomina strategię francuskiego króla "po mnie, choćby i potop". Stwarzając złudzenie dobrej perspektywy, Tusk spycha Polskę w coraz bardziej zbadaną otchłań.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Technologie