Krzysztof Leski Krzysztof Leski
231
BLOG

Complete me

Krzysztof Leski Krzysztof Leski Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 41

Pamięć historyczna zanika. Takie czasy. Nikomu nie jest potrzebna. Nie tylko w Polsce, nie tylko ta "polityczna". Wszędzie i w każdej sferze.

Natknąłem się na jutjubie na takie oto osobliwe coś. Linkuję jedynie, swoim zwyczajem nie wklejam apleta, zresztą na jutjubie rzeczy się pojawiają i znikają, pusty link to pół biedy, okienko ślepego apletu to wpadka. Oto jakieś młode najpewniej stworzenie płici obojętnej wkleiło Grega Lake'a "Lend Your Love To Me Tonight" ilustrując to ckliwymi obrazkami, jakby o romansik chodziło. Tak zresztą od dawna bardzo wielu odbiera tę balladę.

A jest ona wszak, co ewidentne, o miłości do Boga.

Just flood my darkness with your light

To niemal na początku. Są wątpliwości? OK, jeszcze mogą być. Aczkolwiek wewnętrzne problemy, z których autor zwierza się adresatowi piosenki, zaiste nie robią wrażenia wyznań młodego wszak chłopaka (pisząc te słowa Lake miał bodaj 26 lat) przeznaczonych dla dziewczyny.

Unlock the door and unbar the gate
I'll write I love you on the slate

To od biedy może zmylić kogoś, kto właśnie zaczął słuchać. Ale dykcja Lake'a jest nienaganna. Nie wykręcisz się, że coś ci umknęło z jego winy.

Release my soul, release my eyes

Być może Mickiewicz mógłby coś takiego napisać w Panu Tadeuszu mając na myśli Zosię. Ale już wtedy brzmiałoby to nieco patetycznie - jako zaloty. Jako modlitwa - ani trochę. Także dzisiaj.

I would give everything I own
To touch you...

Czyż to nie oczywiste i zrozumiałe wyznanie, lub krzyk rozpaczy, kogoś, kto czuje, że traci wiarę, że ona słabnie? Bez względu na to, o jaką wiarę chodzi.

You will become my meteor
Divine and universal whore

Kontrowersyjny z polskiego, konserwatywnego punktu widzenia fragment. Wszakże Lake'owi chodzi o to po prostu, że Bóg "kocha się" z każdym, kto Go wyznaje. Tak to odczytuję i wydaje mi się to akceptowalne. Owszem, jako niewierzący patrzę zapewne nieco inaczej. Ale rozmawiałem o tych słowach z wielu wierzącymi.

Complete me

To ostatnie słowa pieśni. Moim skromnym zdaniem jedna z najpiękniejszych inwokacji do Boga, jakie kiedykolwiek powstały. O przekład możemy się spierać. "Uczyń mnie pełnym?" A może raczej "spełnionym"? Czy po prostu "Dopełnij mnie"?

Lake'a wielbię za głos, gitarową perfekcję, teksty, sposób bycia na estradzie. Mniej za muzykę, bo tu oczywiście znacznie mi bliżej do Keitha Emersona, którego pozycji lidera Lake zresztą nigdy nie podważał. W każdym razie nie w latach 70. A przecież był zupełnym przeciwieństwem Keitha, urodzonego gwiazdora, który być nim nie przestał nawet dzisiaj.

Greg Lake superstar

Gdy Lake gra i śpiewa - czy to pomnikowe dziś kawałki z King Crimson (to już ponad 40 lat!), czy to u boku Emersona podkłada własny tekst Modestowi Musorgskiemu , czy śpiewa najbardziej przypadkowy hit wszechczasów, "Lucky Man" - zastygam. I czuję rozkosz.

Pisywał, wraz z Pete Sinfieldem, także rzeczy lżejsze, choćby słynnne "C'est La Vie". Ale przypisywanie mu romansideł trochę mu uwłacza. Podobnie jak teza, jakoby w napisał kiedyś kolędę. Wszak "I Believe In Father Xmas" to ewidentny protest-song (nawet jeśli sam Lake dziś widzi to inaczej, zresztą w filmiku pełnym innych zafałszowań - niemal sugerującym, iż trio ELP się wtedy rozpadło). Prostest przeciwko czemuś, co nas w Polsce już też dopadło - przeciwko komercjalizacji Bożego Narodzenia. Przypisywanie Lake'owi romansideł to lekki nietakt.

Gyöngyhajú lány

Cóż, to wszakże nic wobec takich ewenementów, jak wpisy pod tym wręcz rewelacyjnym koncertem Omegi z czasów już całkiem współczesnych (2004). Staruszkowie w formie, że pozazdrościć - zagrali i zaśpiewali swoją pomnikową "Dziewczynę o perłowych włosach..." (Gyöngyhajú lány) chyba lepiej niż kiedyś w studio. Doceniając to, jakiś zapewne dość młody idiota wpisuje w towarzystwie ciężkich epitetów: "Ale to przecież muzyka Scorpions!".

Nie mieścilo mu się w głowie, że cos takiego zagrać można było w 1969. I to za żelazną kurtyną. A 26 lat później Scorpions złożyli jedynie (IMHO średnio udany) hołd Węgrom, których i ja ceniłem, choć w latach 70. słuchałem rzadko, bo przecież na tle ELP czy Pink Floyd byli zbyt komercyjni...

Pieprzyć każdy może

Trudno się dziwić, że w czasach, gdy w necie napisać można wszystko, a mało komu chce się szukać - pamięć historyczna ginie. Paradoks? Niekoniecznie. Znak czasów dotkniętych, jak chyba nigdy, umysłowym lenistwem, poniekąd wspomaganym przez powszechną dostępność wszystkiego w necie: "Nie wiem, ale gdyby mi się chciało, to bym się dowiedział. Nie chce mi się, ale pieprzyć każdy może".

Wszystko jedno, czy ofiarą pada jakaś kapela, czy, niedaleko szukając, Powstanie Warszawskie, Sierpień '80, czy Okrągły Stół.

Salonowa lista prezentów Bawcie się dobrze ChęP: -3/6   ChęK: -3/6   ChęS: -3/6 . Półbojkotuję "lubczasopisma" Baby od chłopa nie odróżniacie! Protestuję przeciwko brakowi Freemana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (41)

Inne tematy w dziale Kultura