Odporność salonowiczów na fakty i prawo jest imponująca. Choć jasne jest, że te wybory w sferze liczby głósów nieważnych niewiele zmieniły (a jeżeli, to przyniosły... minimalną poprawę) - wciąż mnożą się posty o domniemanym fałszerstwie. Gdy wątek nieco ostygł, odgrzał go europoseł Wojciechowski, a jego kolega z klusu sejmowego PiSu miał dziś nawet interpelować w izbie.
Wciąż słyszę żądania, by PKW sprawdziła wszystkie karty. To niemożliwe formalnie. Karty na mocy ordynacji leżą u wojtów, burmistrzów i prezydentów. Zniszczone zostaną, jeśli nie zażąda ich sąd sprawdzając ważność wyborów. Zażąda, jeśli otrzyma protest dotyczący tej sfery głosowania. Zgodnie z ordynacją właściwe są sądy okręgowe. Zebranie kart w jednym miejscu, poza ustawowymi miejscami ich składowania, byłoby przestępstwem przeciwko wyborom.
Czy fałszywe unieważnienie głosu jest w ogóle możliwe? Teoretycznie pewnie tak. Na pewno nie podczas głosowania, ale podczas liczenia głosów - od biedy. Ktoś musiałby odwrócić uwagę komisji, by ktoś inny postawił dodatkowy, unieważniający krzyżyk. W praktyce mogłoby to się udać w odniesieniu do jednej, może dwóch kartek - i to raczej losowo, bez szansy wyboru tych, które są głosami na "niewłaściwą" partię. Wymagałoby współpracy przynajmniej dwóch osób w komisji. Czy to możliwe? Słabo. Wprawdzie wg wizji zwolenników PiSu istnieje tylko ta partia i "reszta świata", jednak PO, PSL, SLD, mniejsze partie i komitety lokalne - mające w komisjach przestawicieli lub mężów zaufania - to raczej nie są en masse partnerzy gotowi fałszować wybory.
Fałszerstwo byłoby możliwe wyłącznie na szczeblu komisji obwodowej, bo tylko tam liczy się głosy i od razu wywiesza wyniki, a karty nie wędrują wyżej. Załóżmy wbrew wszelkiej logice, że udałoby się sfałszować i to nie jeden, dwa, lecz 50 głosów w każdej komisji. Zwolennicy teorii fałszerstwa twierdzą, że w wyborach do sejmików sfałszowana musiała być większość z 1,8 mln głosów nieważnych. Przyjmijmy, że 2/3 czyli 1.2 mln. Wymagałoby to fałszerstwa w 24 tysiącach obwodów. Czyli wszystkich, bo właśnie w mniej więcej tylu głosowano w ostatnią niedzielę. W spisek zamieszanych musiałoby być 50 tysięcy osób. I nikt nie pisnął? Mężowie zaufania PiSu niczego nie zauważyli? A świstak wciąż zawija w te sreberka? Podobno już stracił tę fuchę...
Inne tematy w dziale Polityka