krzysztofmroczko krzysztofmroczko
448
BLOG

Ta pierwsza niedziela

krzysztofmroczko krzysztofmroczko Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0


Niech będzie nowe, niech stanie się coś. Zaczyna się nawet od czasu do czasu, ale dzisiejsza niedziela jest inna, jakaś odmienna. Znak czasu, jesieni, brak historii do opowiedzenia, brak sił na to, by zrobić cokolwiek. Nagłe załamanie dotyka nie tylko pogody.


Już sam poranek był inny. Najpierw zaskoczenie pierwsze — żadnych butelek wrzucanych z całą siłą do kontenerów umieszczonych na zewnątrz bloku. Brak budzika nie doskwierał tak bardzo jak symbol tych nowych czasów, w których kościoły boją się dzwonić, bez lęku są tylko ci, którzy wczoraj pili.


Choć to też niezbyt normalne, bo jak można sobie na kacu robić bombardowanie hałasem? Choć może się mylę, może to zemsta żon, które musiały najpierw ugotować jedzenie, potem je podać, następnie położyć dzieciaki spać i posprzątać ze stołu, na którym mąż ze szwagrem i kolegą Wojtkiem pili wódeczkę sobotnią, pod ten mecz Polaków, pod ten boks światowy, pod ten weekend święty, pod życie parszywe ale jednak godne, pod to wszystko pod co się pije w wieku średnim, ustabilizowanym, skredytowanym i zapracowanym.


No, ale tego nie było. Więc zaspałem, co nie wróżyło dobrze ani mnie ani światu. Ja z łbem ciężkim, bo jak śpię za długo to potem nie mogę się dobudzić, nie mogę słów napisać, nie mogę ich nawet usłyszeć w swojej głowie, nawet jak akurat jest cisza i spokój, a zazwyczaj w niedzielny poranek przedpołudniowy spokój jest. No i świat, będący mi wrogiem, bo jak nie mogę nic robić to obserwuję z nienawiścią, z pogardą, ze złością nietłumioną, maskującą lęki i nieporadność życiową. Więc już jest źle, a nie ma jeszcze jedenastej.


Punkt trzeci pojawia się już po chwili. Przecież zawsze ratuje mnie kawa, więc parzę, więc udaję światowca i robię kawę po turecku. To w ogóle zabawne, te nasze “tureckie, greckie, żydowskie, ruskie i inne” dania i sposoby, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością tamtych krajów. Ale po co miałyby mieć, skoro wiadomo, ostoja cywilizacji może być tylko jedna, bez nas Francuzi nadal by jedli palcami te swoje żaby. A tak się trochę podnieśli, już przynajmniej do ślimaka swojego codziennego mogą spokojnie zasiąść i czyste ręce zachować. No więc parzę tę kawę i tradycyjnym zwyczajem wychodzę na balkon. O matko, jak zimno, jak ciemno, jak wietrznie, jak szaro. Już wiem, że nie będzie to dobry dzień, tę pewność mam. Bo pal licho to śniadanie złożone z kawy i papierosa, ale przecież ja zaraz miałem tu usiąść, w bieliźnie najlepiej samej, bo jednak nago nie wypada na pierwszym piętrze, nawet jeśli z powodu pogody nie ma nikogo.


No właśnie, wszystko ta pogoda, wszystko też niż, też importowany, jakiś podobnież francuski, co to sprawia, że zimno i pada i wieje i nic się nie dzieje. I dlatego właśnie ta niedziela taka, zupełnie nieproduktywna, nie twórcza, nie pasująca do złotego roku naszej gospodarki narodowej, niekompatybilna z przekazem mediów publicznych, niespójna nawet z kacem sąsiadów, bo chyba go nie było także, bo przecież nie było tych butelek. Nie było też kościelnych dzwonów, nie było w sumie niczego.


No, jedna awantura właścicieli psów była. Ale ona jedna lata nie uczyni, prawda? Więc o niej zamilczę i po prostu spróbuję wymyślić jakąś ciekawą historię. Ale ona pojawi się innym razem

Wrocławianin z urodzenia i przekonania. Myślę szybko, nie owijam w bawełnę. Nadal wierzę w dziennikarstwo obywatelskie, dlatego prowadzę portal osiedlowy Wrocław Leśnica Info. Tutaj już nie piszę o polityce, zostawiam to hunwejbinom i sekretarzom. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości