Kultura Liberalna Kultura Liberalna
339
BLOG

WIGURA: Europa w piekle porównań

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 2

 

„Mizerne gospodarki, niskie standardy życia i słabe instytucje to niedobra mieszanka” – napisał ostatnio „The Economist” w artykule dotyczącym dziesięciu nowych państw członkowskich UE. Niegdyś – czytamy dalej – uważano je za gospodarki sprawiające Wspólnocie najwięcej problemów. Dziś spojrzenie jest zupełnie inne. „Standard & Poor’s oceniło ostatnio gospodarkę Estonii jako AA-, zaledwie o dwa punkty niżej niż amerykańską. Wszystkie dziesięć krajów notuje wzrost gospodarczy, zmniejszający się deficyt budżetowy i spadające bezrobocie. […] Polska, największa z dziesiątki, cieszy się zdrowym wzrostem na poziomie czterech procent i świętuje deficyt mniejszy niż zaplanowany. Wielu odnosi wrażenie, że idea »Europy Wschodniej« jest anachroniczna” – piszą dalej redaktorzy tygodnika.

Samozadowolenie byłoby jednak niedorzeczne. Widać bowiem, że nawet wzrost gospodarczy, utrzymujący się przez kilkadziesiąt lat, nie jest gwarancją satysfakcji kolejnych pokoleń. Mieszankę równie niedobrą stanowić mogą społeczne resentymenty i międzypokoleniowe porównania. To one, jak się wydaje, stanowią jedne z najważniejszych przyczyn protestów przedstawicieli młodego pokolenia, z którymi mamy od kilku miesięcy do czynienia… w Europie Zachodniej.

W niektórych komentarzach, pojawiających się w kontekście zachodnioeuropejskich protestów, można było znaleźć wyraz raczej łatwych skojarzeń: od ruchów rewolucyjnych z początków wieku XX po lewackie bandy przestępcze w rodzaju Baader-Meinhof z powojennej historii Republiki Federalnej Niemiec; od rozwydrzonych smarkaczy potrzebujących większej dyscypliny, po ofiary zbyt małych nakładów państwa socjalnego. Byli i tacy, którzy stawiali protesty zachodnioeuropejskie w jednej linii z arabską wiosną.

Należy jednak mieć wątpliwości, czy porównania te rzeczywiście cokolwiek tłumaczą. Wystarczy na warsztat wziąć pojęcie rewolucji, by zobaczyć, jak niewiele jest ono w stanie wyjaśnić w wypadku podpaleń aut w Berlinie czy szturmujących sklepy H&M młodych londyńczyków. Do europejskich rewolucji dochodziło w przeszłości, gdy ludzie rzeczywiście głodowali lub, ostatnio, gdy zmęczeni wieloletnią presją systemów komunistycznych korzystali z osłabienia systemu i doprowadzali do przewrotu. Przemianę rewolucji z wydarzenia pełnego przemocy w pokojowe przekazanie władzy opisał Timothy Garton Ash, stawiając tezę o zmianie paradygmatu rewolucji („refolucja”).

Dalej, choć kraje takie, jak Niemcy, istotnie mają tradycję przemocy, związaną choćby z Frakcją Czerwonej Armii, trudno na poważnie mówić o jakiejś kontynuacji czy poszukiwać ideowego wpływu na współczesną młodzież w Londynie czy Birmingham. Wreszcie okoliczności, które wpłynęły na rozpoczęcie protestów od Libii, przez Zjednoczone Królestwo, aż po Chile, są w istocie tak zróżnicowane, że utożsamiać można je ze sobą jedynie z największym trudem.

Można zatem zaryzykować twierdzenie, że w wypadku protestów tegorocznej wiosny i lata, mamy do czynienia z nowym zjawiskiem społecznym. Czy potrafimy tę nowość uchwycić?

Nicolas Walton, jeden z ekspertów wypowiadających się w dzisiejszym temacie tygodnia, słusznie zauważa, że zasadniczą treścią obecnych protestów, przynajmniej gdy chodzi o społeczeństwa europejskie, jest resentyment młodszego pokolenia w stosunku do starszego. Młodość tego ostatniego przypadła na czasy europejskiego cudu gospodarczego, w latach 60. i 70. Zasadniczym problemem młodego pokolenia jest zatem poczucie deprywacji względnej wobec własnych rodziców. Choć żyje ono w Europie względnie sytej, z opieką socjalną, dobrą infrastrukturą i niezłymi pensjami, młodym trudno zaakceptować, że nie mają szans na porównywalny – lub nawet większy – dobrobyt. Wychowani nad ekranami laptopów i empetrójek, niczym bohaterowie „Edukatorów” Hansa Weingartena, – i często bez własnej świadomości – nagle przeistaczają się w przestępców.

Choć zaskakiwać może, że do podobnych protestów wciąż nie doszło jeszcze w Europie Środkowo-Wschodniej, wytłumaczeń nie brakuje. W krajach naszego regionu pokolenia powojenne żyły jednak w zdecydowanie gorszych warunkach niż każde kolejne. Dla młodych horyzont oczekiwań wciąż wychylony jest na Zachód – chcemy żyć trochę bardziej jak Niemcy, Brytyjczycy lub Francuzi. Choć socjologowie dostrzegają już zjawisko wojny pokoleń, które w dorosłość weszło po 1989 roku, nie przybrało ono jeszcze tak silnych objawów, by wywołać zamieszki. Problemem młodych żyjących w Europie Zachodniej jest natomiast, jak się wydaje, że nie mają się z kim – oprócz własnych rodziców – porównać. Ich horyzont oczekiwań pozostaje niejasny. A przez to wzrasta społeczna frustracja.

Do tego dochodzi zasadniczy problem imigrantów, który nabrzmiewał w Europie Zachodniej przez ostatnie dziesięciolecia i tylko od bardzo niedawna zaczął być intensywnie dyskutowany. René Cuperus, który wypowiada się również w tym wydaniu „Kultury Liberalnej”, kilka miesięcy temu twierdził na naszych łamach, że największe niepokoje społeczne w granicach Unii Europejskiej będą w najbliższych latach spowodowane zaostrzoną rywalizacją pomiędzy starszą a nowszą emigracją w krajach zachodnich (zatem między np. Turkami a przybyszami z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polakami). „Weźmy jako przykład polskich pracowników, przyjeżdżających od dłuższego czasu do Holandii, czy szukających pracy w Niemczech po pierwszym maja tego roku – pisał. – Mają oni bardzo małe szanse, by konkurować z niemieckimi i holenderskimi lekarzami czy nauczycielami. Raczej staną do wyścigu po mniej płatne stanowiska innych migrantów, dawnych gastarbeiterów, czyli Turków czy Marokańczyków”.

Z dzisiejszego punktu widzenia, wydaje się, że sytuacja będzie wyglądała jednak inaczej. Przede wszystkim, dzisiejsze protesty nie są spowodowane przez gastarbeiterów – którzy raczej ciężko pracują na własne i swoich rodzin utrzymanie – ale przez rdzennych mieszkańców, którzy stracili z oczu jasno wyznaczony horyzont oczekiwań. Przemoc zaś kierowana jest raczej przeciwko przypadkowym osobom.

W tej sytuacji pozostają jednak otwarte fundamentalne pytania: czy solidarność europejska jest w tych warunkach możliwa, jeśli w nowych państwach członkowskich przeważają skromność i praca, a w starszych, sytych społeczeństwach – aktywizm tak łatwo zamienia się w przemoc? I co z liberalizmem – jak w najbardziej rozwiniętych krajach świata dalej uczyć jednostki, czy sensownie podtrzymywać w nich przekonanie, że mają być samodzielne?

My – jak się wydaje – nadal to wiemy. Ale być może wciąż postępujemy jedynie intuicyjne?

 

* Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarka. Członkini redakcji „Kultury Liberalnej” i adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. W czerwcu br. opublikowała książkę „Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki”.

 

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka