Elie Podeh
Klincz między Palestyńczykami a Izraelczykami jest dla Netanjahu wygodny
Strach jest w Izraelu bardzo powszechnym uczuciem. Dotyczy tak obecnych planów palestyńskich, jak Arabskiej Wiosny, relacji z dawnymi sojusznikami i wielu innych spraw. Nie jest to jednak reakcja relewantna w stosunku do obecnej sytuacji politycznej. W istocie bowiem to, czy Palestyna zostanie uznana przez ONZ za państwo niepodległe, czy też nie, jest kwestią przede wszystkim symboliczną. Rzeczywistość funkcjonowania Izraelczyków i Palestyńczyków może w ogóle się nie zmienić, a już na pewno nie mamy do czynienia z kolejną intifadą. To, czego możemy się spodziewać, to pokojowe demonstracje w strefie Gazy – choć oczywiście nie można wykluczyć, że działania Palestyńczyków zwiększą napięcie między stronami, a przez to pobudzą Izrael do działania, również militarnego.
Premier prawicowego rządu Benjamin Netanjahu deklaruje, że jest zwolennikiem rozdzielenia narodów i – w konsekwencji – stworzenia dwóch odrębnych państw, lecz istnieje przepaść między deklaracjami a rzeczywistością. Ilustracją niech będzie zachowanie premiera wobec decyzji o izraelskich osiedleniach na terenach palestyńskich: najpierw deklarował, że należy je wstrzymać, potem po cichu zmienił zdanie. W rzeczywistości rząd jest przeciwny powrotowi do granic sprzed 1967 roku i jakiemukolwiek podziałowi Jerozolimy, więc nie zgadza się z głównymi żądaniami Palestyńczyków. Szanse na porozumienie i jakąkolwiek formę dialogu ze strony tego rządu są wobec tego bardzo małe. Także powtarzane przez premiera deklaracje, że porozumienie można osiągnąć jedynie przez negocjacje, niewiele zmieniają. Palestyńczycy od wielu miesięcy lobbują w ONZ, więc Izrael miał wystarczająco dużo czasu, by wznowić rozmowy. Przeciąganie procesu pokojowego i zrzucanie odpowiedzialności za klincz we wzajemnych stosunkach na przedstawicieli drugiej strony jest tak naprawdę dla Netanjahu bardzo wygodne.
Co można byłoby zatem w tej sytuacji zrobić, gdyby izraelskiemu rządowi wystarczyło dobrej woli? Pierwszym krokiem mógłby być powrót do granic z 1967 roku. Oznaczałoby to, po pierwsze, odzyskanie przez Palestynę okupowanych dotąd terytoriów. Po drugie, musiałoby dojść do podziału Jerozolimy na dzielnice. Po trzecie, jeśli uchodźcy chcieliby powrócić z diaspory, musieliby osiedlić się w części palestyńskiej, a reszcie należałoby wypłacić odszkodowania. Jest to kierunek wskazany wiele lat temu w porozumieniach z Oslo, inicjatywie genewskiej i w trakcie rozmów Ehuda Olmerta z Mahmudem Abbasem w 2007 i 2008 roku. Takie rozwiązania są jednak wciąż dla izraelskiego rządu – i wielu Izraelczyków – nie do przyjęcia.
Pamiętajmy, że dla całej sytuacji nie bez znaczenia może być to, że Izrael ma także stricte wewnętrzne problemy. Ostatnie protesty o charakterze socjalnym w Tel Awiwie – choć oczywiście nie miały nic wspólnego z poparciem żądań Palestyńczyków – mimo zapewnień manifestantów z miasteczek namiotowych były polityczne. Rząd przeznacza sporą część budżetu na działania militarne, więc nie możemy rozdzielać obu kwestii. Sytuacja wewnętrzna Izraela jest skomplikowana, spory wpływ na nią ma także sytuacja zewnętrzna. To wygodne dla rządu, który woli koncentrować się bardziej na sprawach zagranicznych niż na kryzysie wewnętrznym. Wkrótce będzie miał z pewnością ku temu okazję.
Uznanie niepodległości Palestyny przez Zgromadzenie Ogólne ONZ – które jest moim zdaniem niemal pewne, mimo sprzeciwu Izraela i Stanów Zjednoczonych – będzie miało, powtórzmy, znaczenie wyłącznie symboliczne. Nie oznacza to ani powstania niepodległego państwa, ani włączenia Palestyny do ONZ. To tylko jeden z kroków na długiej drodze do faktycznego ustanowienia państwa palestyńskiego, co w końcu będzie miało miejsce. Ale Palestyńczycy i tak odnieśli wielki sukces: wzbudzając tak duże zainteresowanie swoją sprawą na arenie międzynarodowej.
* Elie Podeh, specjalista w dziedzinie stosunków arabsko-żydowskich, profesor na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie.
** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 20 września (nr 140) w ramach Tematu TygodniaWtorek, 20 września. Niepodległa Palestyna…?. Więcej komentarzy: Szewacha Weissa, Yousefa Munayyera i Justyny Zając – CZYTAJ TUTAJ
Inne tematy w dziale Polityka