Yousef Munayyer
Wojna będzie trwała
Atmosfera wokół inicjatywy palestyńskich polityków jest przyczyną coraz większej konfuzji. Co prawda zdecydowany sprzeciw Stanów Zjednoczonych i Izraela oraz zapowiadane przez te państwa weto w zbliżającym się głosowaniu Rady Bezpieczeństwa ONZ nie są żadną niespodzianką. Sprawę komplikuje natomiast to, że ani palestyńskie plany nie znalazły poparcia u wszystkich Palestyńczyków, ani też sprzeciw rządu premiera Netanjahu dla niepodległego państwa palestyńskiego nie spotkał się z entuzjazmem wszystkich Izraelczyków.
Pierwsze z tych zjawisk tłumaczyć można na dwa sposoby. Po pierwsze, nie istnieją dziś odpowiednie mechanizmy reprezentacji, które pozwalałyby Palestyńczykom zabierać głos w kwestiach związanych z podejmowaną przez ich liderów strategią polityczną. Wykluczenie z procesu decyzyjnego ma konsekwencje w postaci sceptycyzmu w stosunku do podejmowanych przez owych przywódców decyzji i realizowanych planów. Po drugie, dla większości Palestyńczyków nie jest jasne, jakie będą realne konsekwencje w dziedzinie prawa międzynarodowego symbolicznej bądź co bądź legalizacji niepodległego państwa palestyńskiego przez ONZ. Co stanie się z Organizacją Wyzwolenia Palestyny? Czy zostanie z niej wyłoniony rząd, czy też zostanie ona rozwiązana? Co z Palestyńczykami, którzy żyją dziś w diasporze – czy będą mogli wrócić do kraju? Dyskutując te kwestie, wracamy w naturalny sposób do kwestii pierwszej, bo niejasności w tych kwestiach wynikają z braku dialogu między liderami a społeczeństwem palestyńskim.
Gdy chodzi z kolei o Izraelczyków, którzy sprzeciwiają się działaniom rządu Netanjahu, możemy zapytać, czy jakiekolwiek znaczenie dla sprawy palestyńskiej będą miały protesty przeciwko rządowi Netanjahu, które od pewnego czasu obserwujemy w Tel Awiwie. Nie przeceniałbym ich jednak. Uderzające było w nich to, że nie dotyczyły kwestii izraelskiej okupacji terenów palestyńskich (może poza – niebezpośrednio – żądaniami, by zmniejszyć wydatki na armię). Z dzisiejszego punktu widzenia nie jest jednak możliwe stworzenie w Izraelu szerokiej koalicji intelektualnej i politycznej, która oprócz ważnych kwestii ekonomicznych podjęłaby również sprawę okupacji. Najsilniejsze dziś partie izraelskie, Likud i Kadima, to klasyczne ugrupowania prawicowe, niechętne zmianie sytuacji politycznej. Zaś to, że społeczeństwo chętnie na nie głosuje, sprawia, iż nie ma powodu, by przypuszczać, że partie lewicowe, mające inne przekonania dotyczące Autonomii Palestyńskiej, mają jakiekolwiek szanse na wygraną w kolejnych wyborach. Pamiętajmy, w jak opłakanym stanie jest dziś izraelska Partia Pracy – u początków istnienia Izraela najpotężniejsze przecież ugrupowanie w tym kraju. Dotyczy to zresztą całej izraelskiej lewicy.
Niezależnie od powyższych kwestii, zasadniczą kwestią jest jednak to, że wynik głosowania, jakikolwiek by nie był, nie zakończy ani izraelskiej okupacji terenów palestyńskich, ani trwania osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu. Jedyne, co zmieni się, jeśli ONZ uzna w przyszły wtorek Palestynę za niepodległe państwo, to że Palestyńczycy zyskają prawo do składania skarg w Międzynarodowym Trybunale Karnym. Nie ma natomiast powodów, by przypuszczać, że zmniejszy się liczba żołnierzy przebywających na terenach palestyńskich. Wojna będzie zatem trwała.
Najpoważniejszym problemem odbywających się w ostatnich 20 latach pod opieką Waszyngtonu negocjacji palestyńsko-izraelskich był brak równowagi pomiędzy partnerami tego dialogu. Prowadzący wyraźnie proizraelską politykę Waszyngton potrafił wymóc na stronie palestyńskiej ustępstwa, gdy uznał to za stosowne, przymykał natomiast oko na nadużycia ze strony Izraela. W konsekwencji powiększały się osiedla na Zachodnim Brzegu, a Izrael czerpał korzyści z podległych mu ziem palestyńskich. Dziś sytuacja mogłaby ulec pewnej zmianie wyłącznie wtedy, gdyby Izrael udało się przekonać, że dalsza okupacja będzie dla niego bardzo kosztowna. Jeśli będzie konsekwentna, strategia, przyjęta przez liderów palestyńskich, ma niewielką – ale zawsze – szansę przekonania Izraela, że kontynuowanie przez niego dotychczasowej polityki może okazać się zbyt kosztowne.
O jakich kosztach mowa? Na dłuższą metę obecna polityka USA i Izraela może doprowadzić do dalszego psucia się relacji tego pierwszego i izolowania tego ostatniego państwa w regionie Bliskiego Wschodu. Sojusze dawno nie były już tak płynne, jak dziś, w konsekwencji Arabskiej Wiosny. Nie można już liczyć na poparcie ze strony reżimu Mubaraka czy Turcji. Ale i to wszystko niekoniecznie musi sprawić, że Palestyńczykom uda się przekonać Izrael i opinię międzynarodową o konieczności stworzenia niepodległego państwa palestyńskiego.
* Yousef Munayyer, amerykański pisarz polityczny pochodzenia palestyńskiego. Dyrektor Centrum Palestyńskiego w Waszyngtonie.
** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 20 września (nr 140) w ramach Tematu TygodniaWtorek, 20 września. Niepodległa Palestyna…?. Więcej komentarzy: Szewacha Weissa, Eliego Podeha i Justyny Zając – CZYTAJ TUTAJ
Inne tematy w dziale Polityka