Jeszcze niedawno ziewano z nudów na myśl o kampanii wyborczej 2011. A tu proszę. Dramatyczne zwroty akcji niemal co tydzień. Najgłośniejszym wydarzeniem w polskich mediach kilka dni temu był sondaż preferencji wyborczych Polaków, przygotowany przez SMG/KRC. Zdumiewająco wysoko uplasował się w nim Ruch Poparcia Palikota: na czwartym miejscu, z poparciem aż siedmiu procent respondentów (zamiast prognozowanych mu wcześniej wyników poniżej pięcioprocentowego progu wyborczego). Jeszcze bardziej zdumiewający był wynik RPP podczas prawyborów, odbywających się w ramach Kongresu Kobiet: aż 25 procent.
Wyniki sondaży i prawyborów można oczywiście podważać. Wiele osób pamięta wciąż sondaże SMG/KRC, które w 2005 roku przepowiadały Platformie zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Błąd wynikał z metody: zamiast ankiet bezpośrednich przeprowadzano telefoniczne, a te należą do mniej wiarygodnych. Nie mamy wiedzy, jakiej metody użyto przy ostatnim sondażu, warto być jednak świadomym, że badania takie bywają z różnych względów ułomne. Kongres Kobiet to z kolei miejsce, w którym z założenia przeważają osoby o poglądach liberalnych. Stąd ten wynik RPP bardzo nie dziwi. Trudno natomiast było spodziewać się, by kongresowy sukces miał przełożenie na wybory, do których pójdziemy za kilka dni.
A jednak… Agnieszka Graff, pisała ostatnio, że choć nie odpowiadały jej polityczne happeningi Palikota w rodzaju wyjmowania świńskich łbów czy pokazywania małpek z alkoholem, do głosowania na RPP przekonuje ją daleki od spolegliwego ton Palikota wobec Kościoła katolickiego. A także obecność na jego listach osób od lat zaangażowanych w liberalizację obyczajową w Polsce: Wandy Nowickiej, zaangażowanej w kobiece prawa reprodukcyjne i Roberta Biedronia, działacza Kampanii na Rzecz Homofobii. Jeśli jeszcze przyjrzymy się programowi, który RPP umieściło na swojej stronie internetowej, zobaczymy, że popularność Palikota może wynikać z tego, że w kampanii udało mu się coś, co dawno już w polskiej polityce nie było obecne: naszkicowanie polskiego projektu liberalizmu integralnego.
Liberalizm jest w Polsce Anno Domini 2011 zjawiskiem dziwacznym. Rozumiany najczęściej jako liberalizm ekonomiczny – w debacie medialnej bywa brutalnie upraszczany do przeciwieństwa społecznej solidarności i sprowadzony do skompromitowanego kryzysem finansowym neoliberalizmu.
Znacznie rzadziej myśli się o liberalizmie jako o projekcie ideologicznym dotyczącym praw i obyczajów obywateli. Może dlatego, że postulaty, z takim programem związane, były w polskim życiu publicznym w ostatnich 20 latach przekazywane w sztafecie ugrupowań politycznych niczym gorący kartofel. Liberałowie, częściowo wywodzący się z tak zwanego środowiska gdańskiego, współtworzący Kongres Liberalno-Demokratyczny, Unię Wolności, a dziś Platformę Obywatelską, mieli wielki szacunek do gospodarki wolnorynkowej, jednak gdy chodzi o kwestie obyczajowe, podszyci byli konserwatyzmem.
W naturalnej konsekwencji przez jakiś czas liberalizm obyczajowy został zatem w Polsce przejęty przez lewicę – w wymiarze politycznym mogło chodzić o SLD. Sojusz koncentruje się jednak ostatnio przede wszystkim na połączeniu retoryki socjalnej, konkurującej z PiS (i obiecuje m. in. bezpłatne żłobki i przedszkola, opiekę lekarska w szkołach, zrównanie zasiłków chorobowych, finansowanie in vitro, laptopy dla pierwszoklasistów). To, że dla wspomnianych wcześniej Nowickiej i Biedronia nie znalazły się miejsca na listach Sojuszu, wskazuje, że kwestie obyczajowe zostały przez SLD odłożone na bok.
W tej sytuacji niewygodny liberalizm zagarnia RPP. I, łącząc go z retoryką wolnorynkową, tworzy coś w rodzaju liberalizmu integralnego. Ponieważ liberałów integralnych jest w Polsce jak na lekarstwo, rozumiem, skąd popularność partii Palikota, nawet jeśli przytaczane przeze mnie sondaż i wyniki prawyborów mogą okazać się dla niej zbyt łaskawe. Ba, być może nawet przyklasnęłabym tej partii sama, gdyby nie kilka niepokojących szczegółów – i wynikające z nich pytania.
Po pierwsze, przypadkowość list. Skoro na listach Palikota znajdują się zarówno osoby takie, jak Wanda Nowicka czy Robert Biedroń, jak i wsławiony niefortunną wypowiedzią na temat Białorusi Wiesław Rozbicki, warto zastanowić się, jaki wniosek z tego wynika. Pytanie: dlaczego nie miałoby się okazać, że program RPP będzie realizowany równie przypadkowo, jak jego listy? Nie tylko w ramach potencjalnej koalicji, ale samego RPP członkowie będą dopiero uczyć się współpracy z osobami o odmiennych temperamentach. Nie ma zatem żadnych gwarancji, że RPP nie rozpadnie się nazajutrz po wejściu do parlamentu.
Po drugie, osoba Palikota. W życiorysie przewędrował od popierania prawicy do podbierania elektoratu lewicy. Pomimo nowego wyglądu i rezygnacji z retoryki wibratorowej nie sposób zapomnieć, że przewodniczący Komisji Przyjazne Państwo niewiele przez okres swojej działalności zdziałał – chyba, żeby zaliczyć mu w poczet osiągnięć okrągłe zdania. Pytanie: czyżby miało się okazać, że działalność RPP w przyszłym Parlamencie będzie równie owocna, jak rzeczonej Komisji?
I po trzecie, zaskakujące deklaracje na przyszłość. „Nie mam zamiaru obejmować żądnych stanowisk, w razie wygranej chcę powołać rząd najlepszych Polaków” – oświadczył w poniedziałek Janusz Palikot. I wymienił, jako przyszłych ministrów, Adama Bodnara, Magdalenę Środę i Jerzego Hausnera. Warto przytoczyć odpowiedź, jakiej udzielił na tę deklarację Adam Bodnar. „Nie życzę sobie, by Janusz Palikot szafował moim nazwiskiem […]. Nigdy nie rozmawiałem na temat stanowisk rządowych z Januszem Palikotem, nie zamierzam być ministrem sprawiedliwości, niezależnie od wyniku wyborów”. Pytanie: czyżby Janusz Palikot w ten sposób zamierzał budować przemianę polityczną w Polsce? Jak mają się czuć członkowie RPP, pracujący na wygraną lidera w chwili, gdy obiecuje on najwyższe stanowiska osobom nie związanym z partią?
Nadzieje związane z RPP są ważne, bo wyrażają marzenie o liberalizmie integralnym. Niestety, wypada je chyba odłożyć na bok. Nie można z dnia na dzień zapomnieć o CV lidera i aleatorycznym składzie RPP.
* Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarka. Członkini redakcji „Kultury Liberalnej” i adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. W czerwcu br. opublikowała książkę „Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki”.
** Tekst ukazał się jako część Tematu Tygodnia w nr 143 (40/2011) "Kultury Liberalnej"z 4 października 2011 r.
Inne tematy w dziale Polityka