Kultura Liberalna Kultura Liberalna
191
BLOG

FUSZARA: O doprezentowaniu kobiet na listach wyborczych

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 0

 Małgorzata Fuszara

 

Doreprezenowanie kobiet na listach wyborczych to sukces częściowy

 

Na listach wyborczych w tegorocznych wyborach parlamentarnych znalazło się więcej kobiet, niż przewiduje to ustawa kwotowa – kobiety stanowią nie 35, ale średnio 42 proc. kandydujących (w zależności od partii odsetek ten waha się od 40 do 48 proc.). To dwa razy więcej, niż było w poprzednich wyborach. Z jednej strony jest to sukces porównywalny z wywalczeniem praw wyborczych przez kobiety w ogóle. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że kobiety w Polsce stanowiły zawsze bardzo niewielki odsetek parlamentarzystów: najwyższy to 23 proc. w latach 80. Z drugiej jednak strony – i w tym tkwi problem – kobiety były z reguły umieszczane na niekorzystnych miejscach, a parytet został w tym roku osiągnięty na listach dopiero od mniej więcej 14. miejsca. Nie znamy jeszcze wszystkich statystyk powyborczych, jednak istnieje obawa, że na skutek tego wzrost odsetka kobiet w parlamencie będzie daleki od zadowalającego. Trzeba przy tym oczywiście pamiętać, że wprowadzenie kwot miało znaczenie nie tylko z tego powodu, że zmusiło partie do wprowadzenia większej liczby kobiet na listy wyborcze. Było ważne także dlatego, że rozpoczęło debatę na temat obecności kobiet w polityce, zmusiło liderów partyjnych do poszukiwania kompetentnych kobiet, nie pozwoliło na odwoływanie się przy układaniu list jedynie do popularnych w polityce old boys networks.

Widzimy już jednak, że same kwoty nie wystarczą: następna istotna kwestia to kolejność kandydatów i kandydatek na listach. Co prawda ze statystyk wynika, że na co piątej jedynce znalazła się w tym roku kobieta – odsetek zawyża tu jednak Polska Partia Pracy, która kobiety na swoich listach umieszcza na wysokich miejscach. Ugrupowanie to startuje od 2002 roku w każdych wyborach, to jednak nigdy jeszcze nie weszło do parlamentu – stąd odsetek kobiet jest powiększany na starcie, ale wynik za każdym razem pozostaje daleko poza tym, jaki odnotowujemy na listach osób kandydujących. Właściwym rozwiązaniem byłoby tu wprowadzenie tak zwanego systemu suwakowego czy – lepiej – naprzemiennego na listach wyborczych: raz mężczyzna, raz kobieta. A także równe rozdzielenie jedynek między obie płcie, ponieważ inaczej znowu mogłaby to być naprzemienność ze wskazaniem na mężczyzn. Tak było w tym roku w wypadku Ruchu Palikota i SLD, gdzie umieszczano na listach dużo kobiet, często stosowano nawet naprzemienność, ale przeważającą część jedynek oddano mężczyznom, zapewne w przywidywaniu, że w większości okręgów tylko osoby startujące z pierwszego miejsca mają szansę wejść do Parlamentu.

Jeszcze gorzej jest w udziałem kobiet w radiowych i telewizyjnych audycjach publicystycznych odnoszących się do polityki. Dotyczy to także reprezentacji kobiet w przedwyborczych debatach telewizyjnych. Przedstawicielki Kongresu Kobiet próbowały rozmawiać w tej sprawie zarówno z dziennikarzami, jak i szefami partii, spotkałyśmy się jednak przede wszystkim ze znamiennym odbijaniem piłeczki: dziennikarze mówili, że to partie wyznaczają osoby mające wystąpić w debacie. Szefowie partii – że to dziennikarze wystosowują imienne zaproszenia. Co gorsza, w wielu programach publicystycznych, gdzie nie było mowy o zapraszaniu polityków, a zatem można było zaprosić ekspertki, występowało grono wyłącznie męskie. Wykluczanie kobiet z polityki odbywa się wiec na różnych poziomach: na poziomie sprawowania władzy w partiach, w parlamencie, w rządzie i w debacie publicznej.

To nie koniec problemów z tegorocznymi wyborami. Bardzo złym rozwiązaniem okazały się wybory w okręgach jednomandatowych. Wyborcom często wydaje się, że skoro kandydat będzie jeden, to zostanie w sposób demokratyczny wyłoniony, a potem w jakiś cudowny sposób zobowiązany do tego, by reprezentował nasze interesy. Prawda jest taka, że osobę tę i tak wskazuje partia polityczna, a wyborcy nie mają na to, przynajmniej w Polsce, niemal żadnego wpływu. Listy, które zostały w tym roku zarejestrowane w wyborach do Senatu, są tego najlepszym przykładem. W części okręgów nie ma ani jednej kobiety, nie mówiąc już o tym, że w ramach swojej opcji nie można wybrać płci osoby, na którą się głosuje, ponieważ jest tylko jedna osoba kandydująca. W ponad 87 proc. przepadków jest to mężczyzna.

Wreszcie, do poprawienia pozostaje udział kobiet i mężczyzn w kampaniach partyjnych. Choć wszyscy płacimy za nie równo ze swoich podatków, kobiety w poprzednich wyborach otrzymywały około 10 proc. czasu przypadającego na partyjne audycje, a mężczyźni – 90. Na pierwszy rzut oka w tym roku było o tyle lepiej, że w spotach kobiety i mężczyźni pokazywani byli w podobnych kontekstach. Nieco mniej było też umieszczania kobiet w kontekście stricte rodzinnym, który wskazywał dotąd, że wybieramy raczej najlepszą matkę niż najlepszą reprezentantkę naszych interesów. Potrzeba jednak jeszcze czasu, żeby przeprowadzić dokładne badania i wyciągnąć z tej kampanii rozleglejsze wnioski.

* Małgorzata Fuszara, prawniczka i socjolożka, wykłada na Uniwersytecie Warszawskim. Minister ds. Równości Płci i Przeciwdziałania Dyskryminacji w Gabinecie Cieni Kongresu Kobiet.

** Tekst ukazał się w Temacie Tygodnia Kultury Liberalnej nr 144 (41/2011) z 11 października 2011 r. Więcej tekstów: Joanny Załuskiej, Róży Rzeplińskiej, Adama Bodnara- CZYTAJ DALEJ **

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka