Kultura Liberalna Kultura Liberalna
581
BLOG

RZEPLIŃSKA: Wyborców nie potraktowano w tych wyborach poważnie

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 1

 Róża Rzeplińska

 

Wyborców nie potraktowano w tych wyborach poważnie

 

Koncepcja, w ramach której wyborca chce być widzialnym partnerem dla kandydata i dąży do zadawania pytań, wykorzystując różne kanały komunikacyjne oraz dzieli się pozyskaną wiedzą z innymi, nie jest łatwa do przyjęcia przez ugrupowania polityczne. Mówiąc brutalnie – w kampanii mamy sztaby wyborcze i media, nawiązujące ze sobą kontakt według utrwalonych reguł, natomiast wyborcy to grupa prostoduszna, bez głosu, widownia dla toczącego się spektaklu. Wyborca wybijający się na niezależność, chcący włączyć się w kampanię wyborczą, traktowany jest z brakiem zrozumienia.

W „Stowarzyszeniu 61” od sześciu lat prowadzimy serwis MamPrawoWiedziec.pl. Naszym celem jest ustalanie i publikowanie informacji na temat tego, kim są i jakie poglądy mają osoby pełniące funkcje publiczne. To realizacja idei vote-smart, w ramach której wyborcy świadomie, bo na podstawie treściwych informacji, czynnie i mądrze dokonują wyboru.

W mijającej kampanii wyborczej, jako serwis MamPrawoWiedziec.pl, po raz piąty staraliśmy się ustalić, kim są i jakie poglądy mają kandydaci do parlamentu. W tym celu przygotowaliśmy, we współpracy z ekspertami ponad 20 organizacji pozarządowych, działającymi w różnych branżach, elektroniczny kwestionariusz. Korpus informacji, z których korzystać mogli użytkownicy serwisu, zawierał dane podstawowe i kontaktowe, motywy kandydowania, poglądy i deklaracje wyborcze, a w wypadku posłów mijającej kadencji – informacje biograficzne, rejestry głosowań, oświadczenia majątkowe i rejestry korzyści.

W wyborach 2011 roku startowało ponad 7 500 osób, w tym ponad 500 do Senatu. Przeciętny obywatel nie miał szansy na dotarcie do nich, ani na porównanie poglądów czy obietnic wyborczych kandydatów ze swojego okręgu. Mógł obejrzeć ulotkę, wysłuchać dyskusji w lokalnym radiu, przeczytać prezentacje kandydatów w lokalnej gazecie, przyjść na spotkanie wyborcze w domu kultury lub na festyn. Ale jeśli chciał samodzielnie ustalić, kim jest jego kandydat, narzucając styl dyskursu – był bez szans. Przekonanie sztabowców ze wszystkich komitetów wyborczych było w tej kampanii takie, że to oni mają prawo decydować, jaki rodzaj kontaktu z wyborcami jest dobry, a jaki zły.

Docieraliśmy do kandydatów, wysyłając elektroniczne zaproszenie do prezentacji poglądów. Nie każdy z nich miał adres mailowy. Nam udało się ustalić ponad 5 000 elektronicznych adresów i tylu kandydatom wysłać zaproszenie do wypełnienia kwestionariusza. Odpowiedziało zaledwie, lub – aż, 945 spośród nich. Czy to dobry wynik? Trudno ocenić. Jeśli porównamy to z innymi krajami, zobaczymy, że Stanach Zjednoczonych na podobne ankiety odpowiada zaledwie około 20 proc. pytanych, ale już w Szwajcarii swego czasu odpowiadało 98 proc. Warto pamiętać, że spośród 7 500 startujących w polskich wyborach parlamentarnych nie wszyscy to kandydaci rzeczywiści. Część z nich to tak zwane słupy wyborcze – osoby kandydujące tylko dlatego, że trzeba było wypełnić kimś listę. Osoby, których adres mailowy był trudny do wyśledzenia, najczęściej albo nie funkcjonują w sferze publicznej (np. nie są właścicielami miejscowych przedsiębiorstw, nie są nauczycielami, nie kierują domem kultury), albo – choć są w niej obecne – w ogóle nie posługują się Internetem.

Wyborca oczekujący rzetelnej i dotyczącej różnorodnych tematów debaty miał w tej kampanii nie lada kłopot. Liderzy nie znaleźli czasu na formułę, w której siadają naprzeciw siebie i rozmawiają na temat wizji Polski – konkretnych problemów i propozycji ich rozwiązań z szeroką wizją i zakreślonymi polami niebezpiecznymi. Zamiast tego, co nie jest niczym nowym, byliśmy poddani dyktatowi agencji PR wynajętych przez sztaby, a dynamiką kampanii sterowały słupki sondaży i kreowane wizerunki. Wyborcy nie zostali emocjonalnie zaangażowani w debatę przedwyborczą. Bo angażowaniem wyborców nie można raczej nazwać obserwowania jazdy autobusem przez cały kraj. Co takie działania dają wyborcom, co mówią wyborcy o jego roli w wyborczym systemie?

Zasadniczy problem dla wyborcy stanowi kultura polityczna, w ramach której to sztabowcy, niekoniecznie mający inne doświadczenie niż PR-owe, decydują o tym, co jest, a co nie jest ważne dla wyborców. Serwis taki jak MamPrawoWiedziec.pl traktowany był przez nich albo jako zagrożenie („nasi kandydaci mogliby powiedzieć coś, z czego potem będzie się trzeba tłumaczyć” – mówiono), albo jako intruz zakłócający napięty rytm kalendarza wyborczego („co to za pomysły, żeby w kampanii zadawać pytania?”), albo wreszcie jako wrogi biznes („czy pani aby nie pracuje w telemarketingu?”). Podejrzewam, że właśnie z tego niezrozumienia idei naszego działania przez sztabowców wynikało, że Donald Tusk nie miał nawet pojęcia o tym, że otrzymał kwestionariusz (żaden ze sztabowców nawet go nie otworzył). W wypadku Prawa i Sprawiedliwości sztabowcy twierdzili, że chcą, by prezes mógł zadeklarować swoje poglądy, ale wciąż nie ma na to czasu. Wobec grupy wyborców, którymi niewątpliwie przecież są osoby tworzące serwis, proszących o adresy mailowe do kandydatów, sztaby zasłaniały się Kodeksem Wyborczym mówiącym, że dane na temat kandydata, które mogą być przekazywane, to imię, nazwisko, zawód, komitet wyborczy, okręg. Natomiast adres mailowy – tego argumentu używała choćby Platforma Obywatelska – jest rodzajem informacji, która podlega ochronie danych osobowych. To było bardzo nienowoczesne wytłumaczenie – na czas kampanii wyborczej kandydaci mogli sobie przecież założyć adres mailowy na serwerze partii, a potem go skasować. To, co nas natomiast bardzo pozytywnie zaskoczyło, to zmiana stosunku mediów do informacji, które dostarczamy.

* Czytaj także tekst Anny Huras „Kim jest 945 kandydatów?” w zakładce Krótko mówiąc.

** Róża Rzeplińska, szefowa „Stowarzyszenia 61”. Więcej o akcji Mam Prawo Wiedzieć na stroniewww.MamPrawoWiedziec.pl.

*** Tekst ukazał się w Temacie Tygodnia Kultury Liberalnej nr 144 (41/2011) z 11 października 2011 r. Więcej tekstów: Joanny Załuskiej, Małgorzaty Fuszary, Adama Bodnara- CZYTAJ DALEJ **

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka