Jestem przekonana, że – choć brzmi to paradoksalnie – na postawie roszczeniowej można zbudować strategię zbiorową. Zawsze wydawało mi się to wręcz najprostszą z możliwości. Żądać i wymagać – niekoniecznie mając pomysł, w jaki sposób te wymagania mogą zostać zrealizowane – jest łatwo. Ludzie często podzielają podobne roszczenia i orientują się, że wspólnie mają szanse zostać lepiej usłyszani. Ponowne zatomizowanie przychodzi później, kiedy trzeba na przykład dostosować żądania do rzeczywistości lub zacząć zarządzać tym, co się zdobyło. Protesty „młodych oburzonych” w Europie i na świecie zdają się świadczyć o tym, że właśnie w takiej strategii zbiorowej upatrują oni szans na zmiany i polepszenie własnej sytuacji. Powstaje oczywiście pytanie, czy rzeczywiście jest to postawa roszczeniowa, rozumiana jako „wyrażająca się w nieuzasadnionych lub nadmiernych żądaniach”*, ale odpowiedzią na to pytanie nie zajmę się w poniższym tekście. Chciałabym przyjrzeć się temu, na ile analogiczna taktyka jest w ogóle możliwe do przyjęcia przez polskich młodych.
Patrząc na frekwencję w warszawskim marszu oburzonych 15 października, można stwierdzić, że strategie zbiorowe polegające na protestach nie cieszą się zbytnią popularnością. Wydaje się, że w Polsce ludzie młodzi w dalszym ciągu częściej wybierają taktykę polegającą na pracy i indywidualnym działaniu, dzięki którym mają nadzieję osiągnąć zamierzone cele (jak na przykład spokojne, w miarę dostatnie życie). Jako lekarstwo na wspólne problemy – bo takie też są zauważane i szeroko dyskutowane w prywatnych gronach – wymieniany jest indywidualny wysiłek, ewentualnie głosowanie w wyborach z nadzieją, że wybrana partia będzie działać w naszym interesie. I wielu z nas taka strategia wciąż przynosi korzyści. Wyprowadzamy się z domu, rodzimy dzieci, jeździmy na wakacje – stajemy na nogi. Czujemy, że w Polsce wcale nie jest tak źle. Jesteśmy (póki co) szczęśliwi, co potwierdzają choćby badania przywoływane na przykład przez Henryka Domańskiego**.
Ktoś zapyta – a co z tymi, którym nie udaje się tak szczęśliwie sobie radzić? Gorzej zarabiają, mają trudności ze znalezieniem pracy, brakuje im wsparcia rodziny i tak dalej. Dlaczego to oni nie wyjdą na ulicę? W moim przekonaniu z tego samego powodu – mimo wszystko wciąż za bardziej racjonalną strategię uznają pracę, walkę o siebie i swoją przyszłość w istniejących warunkach. Skuteczność protestów jest trudna do oszacowania i ma niepewny horyzont czasowy w porównaniu do codziennej pracy.
Do tego dodać należy jeszcze sposób postrzegania protestujących z 15 października przez ogół – jako uczniów ze społecznych liceów społecznych o wysokim czesnym (czytaj: pochodzących z zamożnych rodzin). Nawet jeżeli w marszu uczestniczyły także inne osoby, to zapamiętani zostali przede wszystkim ci pierwsi. I to nie wzbudza zaufania. Ich zachowanie ocenione zostało bardziej jako fanaberia niż protest. Dlatego nie stanowią oni punktu odniesienia i nie można się z nimi utożsamić, ponieważ: nie są do innych młodych – tych borykających się z trudami codziennego życia – podobni. A w związku z tym idea „oburzenia” nie zyskuje zwolenników.
Strategia przyjmowana przez młodych Polaków jest więc strategią zbiorową o tyle, że na podobne działania decyduje się większość z nas. Ale nie polega ona na okupowaniu parkingu przez budynkiem Giełdy Papierów Wartościowych czy choćby na stworzeniu wspólnych postulatów politycznych. Po prostu „każdy sobie rzepkę skrobie”.
Wreszcie – co ze mną? Młodą absolwentką studiów wyższych. Nie protestuję – uważam, że to nie przyniesie efektów. Dlaczego? Po pierwsze, ponieważ (dość pesymistycznie) uważam, że wśród osób odpowiedzialnych za zmianę warunków, w których żyjemy, nikt nas, młodych, póki co tak naprawdę nie słucha. Po drugie, choć jestem świadoma problemów, z którymi zderzy się moje pokolenie, ciągle mam nadzieję, że swoją pracą i staraniem uda mi się choć w pewnym stopniu zabezpieczyć przyszłość. Po trzecie, nie zadowalają mnie hasła „Pier****, nie robię”, nie będę ich nosić na transparentach. Chciałabym pomysłu na zmianę, tak aby moja krytyka istniejącego porządku była konstruktywna (zawsze uważałam, że tylko taka krytyka jest godna szacunku).
Wybieram zatem tę samą strategię, co moi rówieśnicy, wierząc, że może za kilka lat nie będę chciała i musiała protestować. Obym bardzo boleśnie się nie myliła.
* Słownik Języka Polskiego, Wydawnictwo PWN.
** Podczas czerwcowej debaty pt. „Młodzi jako problem i wyzwanie” zorganizowanej przez Fundację Batorego. Patrz: http://www.batory.org.pl/debaty/20110530.htm.
*** Agata Tomaszuk, socjolożka, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
*** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 8 listopada 2011 r. (nr 148) w ramach Tematu Tygodnia Widmo krąży po Europie. Widmo roszczeń? Więcej tekstów: Kuby Wygnańskiego i Piotra Laskowskiego - CZYTAJ TUTAJ
Inne tematy w dziale Polityka