Data 11.11.11 na plakatach anonsujących Marsz Niepodległości i mającą go zablokować pikietę Kolorowa Niepodległa wyglądała niczym zapowiedź filmu katastroficznego w rodzaju „2012”. Zaraz wybuchnie wojna światów, stołeczne ulice zaleją czarno-czerwone hordy. Nastąpi koniec świata, jaki znamy. Przyjdzie pożegnać się z nadzieją na budowanie mostów zamiast robienia polityki i porzucić złudzenia o Polsce jako zielonej wyspie wzrostu gospodarczego w ogarniętej kryzysem Europie. Starcie prawicy i lewicy obnaży rzeczywiste problemy społeczne. Podziału na dwie Polski nie będzie już można ukrywać za propagandą sukcesu.
W magiczny piątek, oznaczony w kalendarzu sześcioma jedynkami, nie nastąpiła jednak oczyszczająca katastrofa. Wszyscy, łącznie z chuliganami ciskającymi fragmentami bruku w policję, odegrali wyznaczone im role. Prawica i lewica wyciągnęły z wydarzeń wnioski podtrzymujące ich przekonania, przerzucały się oskarżeniami i próbowały wykazać, że to druga strona była bardziej brutalna.
Obraz lewicowy: pokojowa manifestacja Kolorowej Niepodległej wywołała „prawicowy festiwal destrukcji”, od którego usiłują odwrócić uwagę publicyści prawicy, skarżący się na stosowanie przez policję podwójnych standardów i rozdmuchujący omyłkowy atak grupy niemieckich antyfaszystów na przebranych w polskie mundury uczestników historycznej rekonstrukcji.
Obraz prawicowy: w patriotycznym Marszu Niepodległości wzięło udział mnóstwo rodzin z dziećmi, które heroicznie zmagały się nie tylko z blokadą, ale i grupami chuliganów, którzy niemalże spomiędzy dziecięcych wózków ciskali, czym popadnie w policję. Szalikowcy to normalka, prawdziwą nowością było obnażenie „militarystycznej twarzy lewicy”.
Kiedy broni się z góry upatrzonych pozycji, refleksję zastępują analogie historyczne, czasem nagięte do z góry przyjętej tezy, a czasem po prostu fałszywe. Na przykład Tomasz Wróblewski, nowy naczelny „Rzeczpospolitej”, pisze: „Narastającą agresję skrajnej lewicy socjolodzy czasem tłumaczą kryzysem. Frustracją sprowokowaną śmieciowymi umowami i brakiem perspektyw. I pewnie można tu szukać paraleli z poprzednim wielkim kryzysem oraz karierą skrajnie lewicowych ruchów po 1929 roku – z faszyzmem i komunizmem”.
Z tej interpretacji można wysnuć wniosek, że prawicy (tej prawdziwej, niefaszystowskiej, która nade wszystko kocha wolny rynek i przedsiębiorczość) kryzys wcale nie obchodzi, a eksplozja narodowo-patriotycznych sentymentów nie ma nic wspólnego z poszukiwaniem jakiegoś punktu odniesienia w niepewnym świecie. Żyjemy w nowym Weimarze, gdzie zatrudnieni na umowy śmieciowe czarni i czerwoni lewacy brutalnie manifestują swoje nieuzasadnione frustracje. Tymczasem przedsiębiorcze polskie rodziny spokojnie się bogacą, a w wolnych chwilach pokojowo manifestują przywiązanie do rodzimej tradycji. Jeśli analogię Wróblewskiego potraktować poważnie, to należałoby oczekiwać, że ci spokojni ojcowie rodzin niedługo włożą brunatne mundury albo wstąpią do Międzynarodówki.
Lewicowym i prawicowym interpretacjom umyka, że przemoc i ideologiczna mobilizacja mają dziś równie wiele wspólnego z polityką, co z konsumpcją. Dzień przed 11.11.11 czytam wypowiedź kibola, który mówi, że ustawki są zaspokojeniem pewnej potrzeby, swoistym wyborem konsumenckim. Jeden lubi jeździć na rowerze, inny czuje, że żyje, jeśli da komuś po mordzie i sam po mordzie dostanie. Święto niepodległości coraz bardziej zamienia się w wielką ustawkę, w której zamiast szalików klubów piłkarskich nosi się szaliki z orłem białym.
Dziś kryzys i niespełnienie obietnic o dobrobycie nie prowadzą do rodzimej wersji weimarskich Niemiec, rozrywanych wojnami między faszystami a komunistami. Konsumenci przemocy mogą sięgać po symbole narodowe, ale nie chcą przejąć władzy w państwie, tylko żywić się jego słabością, powiększać jego marginesy. Zamiast nowego Weimaru tworzą raczej wielki „Fight Club”. Nawet jeśli prawicowa próba wykorzystania ich do swoich celów politycznych zostanie skompromitowana, o co z różnym powodzeniem walczy lewica, problem nie zniknie.
* Paweł Marczewski, historyk idei, socjolog. Członek redakcji „Kultury Liberalnej” i „Przeglądu Politycznego”.
** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 15 listopada 2011 r. (nr 149) w ramach Tematu Tygodnia: " 11 listopada. Polskie zderzenei cywilizacji?". Więcej tekstów: Tadeusza Ciecierskiego, Ewy Serzysko- CZYTAJ DALEJ
Inne tematy w dziale Polityka