Kultura Liberalna Kultura Liberalna
234
BLOG

JASINA: Mity rozliczenia

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 0


 

 

Przez polskie środki masowego komunikowania i portale społecznościowe przemknęła wiadomość zatrważająca. W sondażu przeprowadzonym przez TNS OBOP 51 procent respondentów uznało, że decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego była zdarzeniem uzasadnionym. Przeciwnego zdania było jedynie 27 procent uczestniczących w sondażu.

To pewien (acz niewielki) wzrost akceptacji dla dzieła generała Jaruzelskiego i jego współpracowników. W podobnym sondażu tego samego ośrodka badawczego, przeprowadzonym dziesięć lat temu – decyzje o wprowadzeniu stanu wojennego poparło 49 procent respondentów (odsetek przeciwników był taki sam).

Dziwi mnie wybór moich współobywateli. Jak to jest możliwe? Z każdym rokiem sędziwy Wojciech Jaruzelski jest rozliczany ostrzej i to nie tylko za stan wojenny. Wychodzi na jaw także coraz więcej dokumentów podważających jego koronny argument obrończy (radziecką interwencję). Mimo akcji edukacyjnych IPN, wyświetlania: „Przesłuchania” Bugajskiego czy „80 milionów” Krzystka – mam wrażenie że WRON i jej przywódca wygrywają wciąż w zmaganiach o historyczną pamięć.

Niejeden „prawicowy” publicysta napisze w tych dniach, że jest to zapewne efektem nierozliczenia, spisku elit postkomunistycznych i części elit solidarnościowych. Pewnie w takim felietonie pojawi się nazwisko Adama Michnika. Podobnie jak relacja z kolejnych nieudanych procesów sądowych sprawców tragedii sprzed trzech dekad (jeden się właśnie toczy). Niektórzy politycy lewicowi powiedzą lub napiszą zupełnie co innego. Wszak Grzegorz Napieralski, gdy był w zenicie swojej politycznej kariery, wprost nazywał generała Jaruzelskiego bohaterem zrywając z ostrożnym stosunkiem do historii, reprezentowanym przez Aleksandra Kwaśniewskiego.

Wielu z nas wydaje się więźniami różnych mitów dotyczących stanu wojennego: o wyjątkowości polskiego nierozliczenia, o zmarnowanych dwóch dekadach niepodległości podczas których wspomnianych rozliczeń nie dokonano i o wpływie niedokończonych rozrachunków z przeszłością na współczesność.

Mit pierwszy: wyjątkowość polskiego nierozliczenia

Zjawiskiem fundamentalnie upraszczającym jest przenoszenie odpowiedzialności na polskie nierozliczenie przeszłości. Oczywiście, liczba skazanych za komunistyczne zbrodnie jest śmiesznie niska, a postępowanie polskiego wymiaru sprawiedliwości woła o pomstę do nieba. Czy jesteśmy jednak wyjątkiem? Demokratyczne państwa wykazują zazwyczaj sporą nieumiejętność rozliczenia „ciemnych kart” swojej historii. Swoich zbrodni komunistycznych nie rozliczyły ani Rumunia, ani Bułgaria (jeśli nie liczyć egzekucji małżeństwa Ceauşescu). W byłym Związku Radzieckim dość szybko uwolniono puczystów spod znaku „Komitetu Stanu Wyjątkowego”. Nawet uchodzące za wzorce rozliczeń Czechosłowacja i Niemcy z problemem tym nie uporały się specjalnie wzorcowo. Żaden sąd nie skazał Wasila Bilaka, odpowiedzialnego za zaproszenie w 1968 roku radzieckich interwentów do Czechosłowacji, zaś sądowe batalie o skazanie Egona Krenza czy Ericha Milkego porównywalne są do kolejnych procesów Wojciecha Jaruzelskiego.

Zresztą nie tylko byłe „demoludy” nie mają się czym pochwalić. Pinocheta nie skazał sąd w jego ojczyźnie. Członków junty argentyńskiej ułaskawiano i ponownie stawiano przed sądem, a do rozliczania generalissimusa Franco Hiszpanie zabrali się do tego dopiero po trzydziestu latach. Niemniej nie jestem pewien, czy we współczesnej Hiszpanii z równym zrozumieniem podchodzi się do decyzji Franco, w Niemczech uzasadnia się decyzję o zbudowaniu Muru Berlińskiego, a w Chile uważa się, że Pinochet musiał dokonać zamachu stanu.

Mit drugi: 30 lat

Problem musi więc leżeć w czym innym. Wyroki sądowe nie są wszak jedynym czynnikiem określającym granicę miedzy dobrem a złem. Nie zrzucajmy winy na wpadki sądów. Wszak to nie wyroki w Norymberdze stały się głównym wyznacznikiem uznania za zbrodnie działań nazistów w Europie. Powojenne procesy zbrodniarzy nazistowskich były Niemcom narzucone, a przeciwko wykonaniu wyroków śmierci dla ludzi takich jak Oswald Pohl (w roku 1951) protestował sam Konrad Adenauer. Późniejsze procesy nazistów w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych inicjowane były już przez niemiecki wymiar sprawiedliwości i łączyły się ze zmianą pokoleniową. Społeczna stygmatyzacja hitlerowskiej przeszłości była jednak procesem, który trwał znacznie dłużej, zaś wyroki sądowe były tylko jednym z czynników wpływających na częściową zmianę myślenia Niemców o ich odpowiedzialności za nazizm.

Pojawią się pewnie i inne głosy, że dwadzieścia lat niepodległości to duży szmat czasu – moment naszej historii, podczas którego można było sobie poradzić ze stanem wojennym pod wieloma względami: prawnym, społecznym i historycznym. Można więc zadać pytanie – skoro rozliczenia się nam jak na razie średnio udały, to czy oznacza to, że nie udadzą się już nigdy?

Nic bardziej mylnego. Czyż Niemcy nie zaczęli rozliczać swojej przeszłości na szeroką skalę na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych (prawie trzydzieści lat po wydarzeniach drugiej wojny światowej)? Czyż nasza dyskusja o Jedwabnem i wydarzeniach na Wołyniu nie rozgorzała po sześćdziesięciu latach? Francuska dyskusja o problemie Vandei przydarzyła się nad Sekwaną po dwustu latach. Czyż nie udało się mimo to napisać prawdy? Dyskusja o stanie wojennym trwa, aróżnie odbierany film „80 milionów” jest też dowodem, że zmienia się jej jakość. Uczymy się mówić o tamtych czasach bez koturnów i lęków, z patosem połączonym z ironią.

***

Zamyka się powoli etap rozliczeń prawnych. Niepodległa Polska im nie podołała. Okazuje się że nasz system nie jest w stanie ukarać złamania konstytucji i zwykłych zbrodni. Nieudolny system może popełnić ten sam błąd również w przyszłości – brak formalnoprawnego zakończenia sprawy Stanu Wojennego może podważyć zaufanie do „państwa prawa:” jakie budujemy. Trwać jednak będzie długotrwały proces rozliczeń historycznych, które mogą dać polskiemu społeczeństwu znacznie więcej niż wyroki sądów. Rozliczenie takie nie powinno stać się wyłączną domeną historyków i konferencji naukowych. Kontynuowanie dyskusji o wydarzeniach, jakie miały miejsce w 1981 i 1982 roku oraz ich krajowym i międzynarodowym kontekście jest konieczne – wyniki zaprezentowanego we wstępie sondażu dowodzą bowiem tego, że jako społeczeństwo nie wyciągamy specjalnie trafnych wniosków z historii. Wolimy mity.

* Łukasz Jasina, doktor nauk humanistycznych, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.

** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 13 grudnia (nr 153) w ramach Tematu Tygodnia:  "Stan wojenny w czasach Facebooka". Więcej tekstów-  Jarosława Kuisza, Macieja Gduli, Filipa Memchesa i Anny Piekarskiej- CZYTAJ DALEJ

 

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka